System jest przede wszystkim sposobem życia, przyjmowanym przez dużą część współczesnego społeczeństwa polskiego jako własny, najczęściej bezrefleksyjnie. Jak sama nazwa wskazuje, tworzy go szereg powiązanych ze sobą elementów: wartości, celów, wzorów myślenia o życiu, codziennego działania, komunikowania się z innymi. W każdej społeczności istnieje wiele sposobów życia, jednak systemem można nazwać tylko ten, który jest najbardziej popularny – czyli sposób życia oparty na konsumpcji.
Religijny konsumpcjonizm duchowy
Wydawałoby się – w świetle Ewangelii – że miejscem wolnym od systemowego myślenia powinien pozostawać Kościół. Nie zawsze jednak tak się dzieje. System wkrada się kuchennymi drzwiami do Kościoła za każdym razem, gdy Kościół ulega pokusie światowości i wielkich liczb; gdy zaczyna się kierować pragmatyzmem, a nie miłością; gdy na piedestale staje ego poszczególnych członków wspólnoty i ich nieskazitelny wizerunek; gdy ludzie Kościoła skupiają się na marketingu (polegającym przede wszystkim na uwypuklaniu zalet i ukrywaniu słabości); gdy w życiu duchowym zaczynają liczyć się osiągnięcia i sukces. Takim „osiągnięciem” może być na przykład rzekomo heroiczna cnota żony, która zapewnia mężowi-alkoholikowi komfort picia, „poświęcając się” dla niego w imię nierozerwalności sakramentu małżeństwa; osiągnięciem może być wskaźnik liczby nabożeństw, na które uczęszczamy w miesiącu bądź liczby wiernych uczestniczących w procesji.
To podejście nie musi być wyrazem złej woli. Niejednokrotnie jest ono wynikiem błędnej formacji religijnej. W imię takiej formacji musimy gromadzić kolejne cnoty lub odmówić precyzyjnie odmierzoną liczbę modlitw, by zapewnić sobie właściwą ocenę ze strony Boga (uosabianego nieraz przez liderów wspólnoty). Podobnie jak w przypadku korporacyjnego etosu konkurencji, wyznacznikiem jest tu nacisk na „ja”, na samodoskonalenie, na „moją świętość” i „moje cnoty”, w przeciwieństwie do pozasystemowego nacisku na wspólnotę z drugim człowiekiem i z Bogiem – na „ty”, „Ty” bądź „my”. Myślenie systemowe bywa obecne w różnych nurtach religijności, od bardzo tradycyjnych, gdzie mówi się przede wszystkim o walce z grzechem i złem, do nowoczesnych, które kreują „silnych liderów duchowych”.
Jednocześnie Kościół nadal wydaje się miejscem o ogromnym potencjale „pozasystemowości”. Przesłanie Ewangelii stoi bowiem w jawnej sprzeczności z systemem. Chrystus sprzeciwia się jego podstawowej regule – zasadzie konsumpcji, wskazując, iż więcej szczęścia jest w dawaniu, niż w braniu. Najsłabsi w świetle Dobrej Nowiny nie stanowią przeszkody, lecz są celem samym w sobie. Bycie „najlepszym” czy „najsilniejszym” nie jest istotną wartością. Jeżeli więc Kościół będzie wierny Ewangelii, zawsze będzie też pozasystemowy. Myślenie korporacyjno-perfekcjonistyczne jest w nim jednak na tyle silne, że działania papieża Franciszka, który nie boi się otwarcie mówić o słabościach wewnątrz Kościoła i w samym Watykanie, spotykają się często z przerażeniem.
Społeczeństwo głęboko ludzkie
Ludzie Kościoła podejmowali wiele prób opisu takiej organizacji społeczeństwa, która odpowiadałaby przesłaniu Ewangelii (np. encyklika Benedykta XVI Caritas in veritate). Chcę skupić się tu na koncepcji przedstawionej przez Jeana Vaniera – kanadyjskiego filozofa i twórcę wspólnot wokół osób z niepełnosprawnością intelektualną – którą nazywa on wizją „społeczeństwa głęboko ludzkiego”.
Fundamenty tej wizji można odnaleźć w takich książkach jak Wspólnota miejscem miłości i przebaczenia (1985) czy Odkryć nasze człowieczeństwo (2001). Vanier nie tworzy jednolitej konstrukcji – raczej przedstawia własne impresje na temat możliwego kształtu społeczeństwa. Na bazie tych impresji można jednak zbudować spójną, pozasystemową wizję. Rekonstrukcja tej wizji i rozważenie możliwości jej aplikacji w praktyce społecznej to – jak uważam – istotne zadanie dla socjologów.
W systemie nie ma miejsca na słabość i kruchość, podczas gdy u Vaniera to najsłabsi są sercem społeczności. Społeczeństwo głęboko ludzkie ma charakter wspólnotowy, nie zaś masowy. Składa się z mniejszych wspólnot – rodzin, społeczności lokalnych i małych grup. W systemie, w „społeczeństwie masowym” trudno zaakceptować słabszych, gdyż obowiązuje zasada every man for himself – każdy może liczyć tylko na siebie. Człowiek słabszy – dziecko, osoba starsza, upośledzona, osoba mniej zaradna społecznie, borykająca się z depresją lub z ciężkimi zranieniami – staje się przeszkodą dla innych w osiąganiu ich własnych celów (bardzo często nazywanych „samorealizacją”). Słabszy jest zauważany dopiero wtedy, gdy może posłużyć innym do celów wizerunkowych lub politycznych (jak łatwo i przyjemnie budować swój wizerunek, fotografując się z biednymi dziećmi z Afryki lub medialnie walcząc o „prawa mniejszości”).
Ostatecznie słabsi liczą się o tyle, o ile mogą pomóc w napompowaniu ego silniejszych – bo system jest oparty na ego i jemu właśnie służy. Tymczasem w społeczeństwie głęboko ludzkim następuje dzielenie się odpowiedzialnością. Oznacza to, że osoby słabsze nie są jedynie obiektem nadmiernej opieki, ale również angażują się w działania wspólnoty w takim stopniu, w jakim mogą być angażowane. Nie odbiera się im odpowiedzialności i w efekcie często okazuje się, że ich wkład w funkcjonowanie społeczności jest dużo większy niż początkowo zakładano.
Vanier proponuje przejście od myślenia typu „wspólnota dla mnie” do myślenia „ja dla wspólnoty”; od cogito ergo sum (myślę, więc jestem) do cogito ergo sumus (myślę, więc jesteśmy), jak wskazywał znakomity, choć nieco zapomniany filozof pracy Jan Szewczyk, uczeń Romana Ingardena. System takie myślenie potępia, gdyż jest ono dla niego zabójcze. Jeżeli w działaniu kieruję się bowiem pytaniami: Jak kochać ludzi, którzy są blisko mnie? Jak pracować, byśmy wszyscy mieli z tego korzyści? Co dobrego mogę dla nich zrobić?, nagle okazuje się, że szereg działań konsumpcyjnych, które dotąd z takim zaangażowaniem wykonywałem, traci swój sens. Nawet osławiona „samorealizacja” nie daje pełnego szczęścia. Jak napisał w ostatnich dniach swego życia Chris McCandless, amerykański podróżnik, bohater filmu Wszystko za życie: „Szczęście jest prawdziwe tylko wtedy, kiedy dzieli się je z innymi”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.