8 grudnia 2012 – w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, w Roku Wiary, w rocznicę wstąpienia do MI...
W niedzielę Miłosierdzia Bożego, we wspólnotowej kaplicy w Częstochowie, ks. Cyran, wzywając Miłosiernego Boga i wstawiennictwa św. Faustyny, przyłożył do mego ciała Jej relikwiarz. Wewnętrzna siła zaczęła wyginać moje ciało, nie panowałem nad sobą. Po pewnym czasie z mego gardła zaczął wydobywać się przerażający i nieludzki wrzask, który wywoływał ciarki na ciele. Jakby odbywał się sąd nad bytem, który zawłaszczył moje ciało. Demony nie potrafiły ukryć się przed Bożym Miłosierdziem. Po ośmiu miesiącach modlitw duchom rozwiązały się języki. U stóp księży zaczęły wyjawiać swoje imiona i sposoby, w jakie weszły: przez czary i magię, przekleństwa, którymi byłem związany, okultyzm i ezoterykę, sztuki walki i używki. Przez ponad trzy lata trwały regularne modlitwy i rozmowy z kapłanami. Zdarzało się, że ks. Michał przyjeżdżał do naszego domu, by omadlać go, a ks. proboszcz sprawował w nim Najświętszą Ofiarę, ponieważ życie było nam uprzykrzane poprzez zjawiska, których nie sposób racjonalnie wytłumaczyć.
Walka
Moje życie polegało na wytężonej walce i czujności. Czasem byłem wyczerpany, pozbawiony sił i ochoty do życia. Niekiedy płakałem, pytając Boga, dlaczego stworzył taki świat, oparty na tak przedziwnych prawach. Musiałem uważać, bo kiedy się modliłem, bywało, że ujawniały się demony, czyniąc popłoch pośród ludzi. Przeszkadzały mi w modlitwie w domu i w świątyni.
Demony nie dały za wygraną. Po trwających trzy i pół roku wyczerpujących modlitwach wykorzystały pewną sytuację, mszcząc się na mnie. Spotkałem kolegę z dawnych czasów. Zapaliłem marihuanę. Dałem się zwieść, lecz trwałem w przekonaniu, że sobie poradzę; wyspowiadam się i pójdę dalej. Modlitwa i sakramenty przestały być regularne. Brnąłem świadomie w zło, zagłuszając sumienie. Pogubiłem się.
Po dwóch latach wziąłem udział w rekolekcjach, które prowadził ks. Cyran. Rozpoczęły się w kaplicy egzorcyzmy nade mną. Prowadził je ksiądz moderator, a wspomagało go kilku innych kapłanów oraz ponad stu uczestników, którzy wstawiali się za nami u Boga. Był to jeden z dłuższych i najważniejszych egzorcyzmów. Prorocy pełnili swą posługę, naprowadzając księdza na sprawy, które należało omodlić. Wyszedł szereg grzechów popełnionych przez przodków: praktyki zabobonne, gusła i czary. Po rekolekcjach demony pobudzały i inspirowały mnie do samobójstwa, odbierając nadzieję na piękne życie w godności dziecka Bożego.
Najlepszy oręż
Jeśli podjąć walkę z mocami ciemności, to tylko z Najświętszą Dziewicą. Nikt nie potrafił przynieść takiej pomocy, nikt nie siał takiego spustoszenia, pogromu i paniki pośród demonów, jak Niepokalanie Poczęta. Bywało, że na słowa szantażu: „bo wezwę pomocy Matki Najświętszej”, zaczynały się sceny wręcz komiczne – demony rzucały człowiekiem, krzyczały i płakały, by kapłan tego nie czynił. I tym razem było podobnie. „Ona nas zgubiła” – krzyczał w płaczu. Dusił się, a właściwie odbierał mi dech, zaciskał szczęki, gdy musiał oddać hołd i pokłon Królowej Wszechświata, lecz posłusznie kłaniał się przed ikoną Nieustającej Pomocy, Jej Synem i aniołami.
Moja tułaczka trwała. Nie zakończyła się szybko, choć modlili się za mną w rodzinie, moi znajomi i przyjaciele oraz rzesza pobożnych zakonników i zakonnic. Mama rozsyłała listy z prośbami o modlitwę. Te modlitwy i Msze święte zostały przyjęte. Bóg miał swój czas, wysłuchał Maryi, która orędowała za mną i tymi, którzy mnie polecali.
W ramionach Maryi
Rozpocząłem od tego, co najskuteczniejsze – od wtulania się w ramiona Bogarodzicy. Zawierzałem się nieustannie, również na Mszach na Jasnej Górze, w pierwszą sobotę miesiąca. Zgłosiłem się do dzieła Wielkiej Nowenny Fatimskiej i do Rycerstwa Niepokalanej. To na Jasnej Górze, 8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, w samo południe, gdy otwarte jest Niebo, wstąpiłem w szeregi rycerzy Niepokalanej. Wiele lat temu przyjąłem szkaplerz święty, od dziecka nosiłem Cudowny Medalik, a to łącznie z codziennym Różańcem i Eucharystią diabłom sprawiało wielką udrękę. Sądziłem, że skoro przerwałem proces uwolnienia i przez ponad trzy lata żyłem właściwie bez Boga, będę nie wiadomo przez ile jeszcze lat prosił Pana o wolność. Lecz Bóg musi śmiać się z ludzkiego myślenia. W nieograniczonym akcie swej miłości dał mi łaskę, której nie spodziewałem się tak prędko. Zostałem uwolniony po siedmiu latach. Ile radości i szczęścia doznałem i wciąż doznaję, tego nie zrozumie nikt, kto nie przeżył czegoś podobnego. Byłem całkowicie uwolniony, lekki w środku, z odmłodzoną twarzą i jaśniejącymi oczyma, tak że znajomi, którzy długo mnie nie widzieli, nie potrafili zrozumieć, co zaszło w mym życiu, „odmładzali” mnie o długie lata, pytając o powód tych zmian. Mój umysł stał się przejrzysty, należy już w pełni do mnie, oddycham ze spokojem, żyjąc z inną, pozytywną świadomością. Długo czekałem, aż będę mógł cieszyć się wolnością, móc w wolności rozeznawać swoją przyszłość i dokonywać w pełni świadomych i dobrowolnych wyborów.
Maryja zwycięża
Zniewolenie i opętanie to trudności przy rozeznawaniu miłości i czynieniu dobra, kierowaniu się nim i wybieraniu go. Chciałem wykonać dobry uczynek, a miałem z tym kłopoty. Nie chciałem popełnić grzechu – a czyniłem, mając tego bolesną świadomość.
Otrzymałem błogosławieństwo od abp. seniora Stanisława Nowaka i abp. Wiktora Skworca, którym dziękowałem za serce i opiekę. Żyję już inaczej, wciąż walcząc i upadając, jak każdy grzesznik, lecz mam świadomość, że czeka na mnie Bóg, z którym utrzymuję więź, trwam w łasce, czerpiąc z bogactw Kościoła i Liturgii, nieustannie zawierzając się Matce Niebieskiej.
Z ust osób posługujących w czasie modlitw u ks. Michała Wolińskiego padły słowa proroctw, które Jezus powiedział do mnie: „Oto daję ci moją Matkę. Przychodź do Mnie poprzez Nią. Zwracaj się do Mnie poprzez Nią” oraz: „Zaufaj mojej miłości”. Zaś u ks. Cyrana padły słowa, że moje zwycięstwo jest w Jego Matce, że przez Nią i w Niej zwyciężę. Było to potwierdzeniem wcześniejszych proroctw. A Słowo Pańskie jest prawdą. Ono staje się. Bóg, co zapowie – zrealizuje, dotrzyma obietnic.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.