Jesteśmy powołani do budowania królestwa Bożego na ziemi. Nie oznacza to jednak, że dyrektor albo sprzątaczka mają natychmiast rzucić pracę i szukać ubogich, którym mogliby pomóc. Nie o to chodzi. Mamy budować chrześcijańskie relacje oparte na Chrystusie w miejscu, w którym jesteśmy. Często uprzejma i miła woźna w szkole zostaje powiernicą uczniów – stając się dobrą ciocią czy babcią, szerzy miłość i pokój…
Tak więc nasze historyczne uwarunkowania były zupełnie inne, co nie oznacza, że nie można by w tej chwili sprawić, aby wielu naszych współobywateli czy braci w Chrystusie miało szansę na lepsze życie. Oczywiście potrzeba do tego uczciwości i zrobienia miejsca innym, a przede wszystkim przemiany naszego myślenia. Bo co przyniesie płacz nad tym, że wyjechało prawie dwa miliony młodych ludzi, jeśli sami jako pracodawcy nie chcemy płacić godziwie za pracę albo zatrudniamy „na czarno”, albo płacimy podatki w rajach podatkowych czy też tworzymy biurokrację, aby kolejna armia urzędników miała zatrudnienie, co nijak się ma do rzeczywistych potrzeb, a kosztuje państwo ogromne pieniądze. Tak w każdym z nas rodzi się obłuda, bo to prawda, że nie jest dobrze, ale rodzi się pytanie, co ja zrobiłem, aby tak nie było.
Swoją drogę pomagania ubogim rozpoczynała Siostra od noclegowni. Jak to się stało, że po przybyciu do województwa świętokrzyskiego podjęła Siostra tak wiele nowych inicjatyw społecznych?
Zaczynałam od domu dla ludzi bezdomnych, pierwszego w Polsce przeznaczonego dla kobiet. Było to w roku 1989. Praktycznie do tego momentu jakakolwiek działalność obywatelska w ramach organizacji była niemożliwa. Owszem we Wrocławiu istniało Towarzystwo Brata Alberta, które posiadało schronisko, ale borykało się z ogromnymi problemami. W czasach komunizmu władze bardzo mu dokuczały. Poza tym zarówno sytuacja ekonomiczna, jak i społeczna była wtedy dramatyczna.
Po naszym pierwszym domu dla ludzi bezdomnych powstało jeszcze siedem. Mieliśmy je w Warszawie i podobną placówkę postanowiliśmy otworzyć na wsi. Wiadomo było, że są tam ludzie, którzy z powodu swojego uzależnienia nie pójdą do pracy, nie dostaną też renty ani emerytury, bo są za młodzi albo w życiu za mało pracowali. Ludzie ci nie są w stanie samodzielnie funkcjonować w społeczeństwie, bo albo są lekko upośledzeni, albo uzależnieni od alkoholu, albo nie mają szans na pracę, bo są po pięćdziesiątce...
Szybko okazało się, że wokół nas są także inne społeczne potrzeby. Kiedy przychodzili do nas ludzie z kolejnymi problemami, staraliśmy się na te potrzeby odpowiadać. W ten sposób powstały warsztaty pracy, świetlica dla dzieci, przedszkole i fundusz stypendialny...
Słyszałem o tym ostatnim pomyśle…
…bilet miesięczny na dojazd z wioski do miasta, w którym funkcjonują szkoły średnie, kosztuje około 130 złotych. Są to pieniądze, których w wielu wiejskich rodzinach po prostu nie ma, nie mówiąc już o podręcznikach, ubraniu i innych potrzebach ucznia szkoły średniej... Nasz fundusz pomógł zdobyć wykształcenie średnie i wyższe naprawdę ogromnej rzeszy młodzieży. I nadal pomaga.
Wielu świętych i błogosławionych swoją życiową misję wiązało z pomaganiem ubogim, np. św. Franciszek, Wincenty á Paulo, Ojciec Pio, Matka Teresa z Kalkuty... Czy któryś z nich był dla Siostry szczególną inspiracją?
Myślę, że wszyscy wymienieni i jeszcze bardzo wielu innych. Nie nazwałabym zresztą tego inspiracją, bo to są po prostu moi starsi koledzy i koleżanki... (śmiech). Nie znaczy to jednak, że jestem święta, ale jeśli wierzymy w świętych obcowanie, uznajemy, że są to nasi starsi bracia i siostry, którzy modlą się za nas i towarzyszą nam w drodze do Chrystusa, w miarę jak się z nimi zaprzyjaźnimy. Bo oni taką drogę mają już za sobą.
Jak przeciętny chrześcijanin powinien szukać własnej drogi rozwoju w pomaganiu innym? Od czego zacząć?
Od zwykłych, prostych gestów miłości. Od tego, żeby podać kawę zmęczonej żonie, która wraca z pracy, zainteresować się własną babcią, posiedzieć z nią, wypić herbatkę i zjeść kawałek ciasta... Od tego, żeby uśmiechnąć się do sąsiadki, powiedzieć: „dzień dobry”, otworzyć jej drzwi w windzie i pomóc wnieść zakupy. Od tego, żeby zobaczyć, że dziecko sąsiadów, które jest koleżanką czy kolegą mojego dziecka, nie pojechało na wycieczkę szkolną i zadać sobie pytanie: dlaczego? Może w domu nie było na to pieniędzy, a my moglibyśmy pomóc...
Trzeba zaczynać od bardzo prostych rzeczy. Nie chodzi o rzeczy wielkie. Miłość na co dzień budujemy małymi gestami.
Siostra Małgorzata Chmielewska (ur. 1951 roku) po ukończeniu studiów biologicznych na Uniwersytecie Warszawskim i odkryciu katolicyzmu zaangażowała się w duszpasterstwo osób niewidomych oraz w pomoc kobietom osadzonym w więzieniu. W 1990 roku wstąpiła do francuskiej Wspólnoty „Chleb Życia”, która zaczęła funkcjonować na terenie Polski, a w 1998 roku złożyła śluby wieczyste. Jest inicjatorką wielu działań społecznych, których celem jest pomoc najuboższym i wykluczonym. Więcej informacji: www.chlebzycia.org.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.