Dwie najlepsze decyzje: wejść i wyjść

eSPe 105/2/2014 eSPe 105/2/2014

Byli klerycy o odejściu z seminarium

 

Rodzice

– Z tatą nie było problemów. „Bylebyś ty czuł się dobrze” – mówił. Ale mama się nakręciła. Jak wystąpiłem, to przeżyłem najgorszą rzecz w swoim życiu – zobaczyłem płacz mamy z mojego powodu. Nikogo nie zabiłem a czułem się, jakbym naprawdę komuś zrobił wielką krzywdę.

Proboszcz

– Mój proboszcz był zawiedziony. Dobrze się uczyłem, byłem lubiany w seminarium – wszyscy byli przekonani, że zostanę księdzem. Później znowu go spotkałem i był przekonany, że dobrze wybrałem, bo widział, że jestem szczęśliwy, chodzę uśmiechnięty.

Sąsiedzi

– Najgorzej, jak jesteś z małej miejscowości. Ja niby z miasta, ale mentalność wiejska. Idziesz ulicą i czujesz na sobie masę oczu. Dzięki Bogu, że nie byłem w sutannie. Jak już ubierzesz sutannę, to ludzie traktują cię jak księdza, przychodzą z problemami itd. A później wychodzisz, zobaczy cię ktoś na mieście, jak idziesz z dziewczyną za rękę, to się może nawet zgorszyć.

Znajomi

– Pamiętam, że po wyjściu poszedłem na imprezę do kumpla i było fajnie. Wszyscy się pytali, wszyscy byli ciekawi. Ale dla większości z nich seminarium to rzeczywistość jak z Harrego Pottera – jakieś czary-mary, księgi, łacina.

Praca

– W pracy wiedzą, że studiowałem teologię. Nie wiedzą, że byłem w seminarium. To jest moja sprawa. Ale nie ma problemu, żeby o tym mówić. Koledzy z pracy, którzy wiedzą, przychodzą czasami o coś zapytać, bo wolą najpierw do niego, niż od razu do księdza. – To jest taki czyściciel środowiska. Kogo ma odstraszyć, to odstrasza, kogo ma przyciągnąć, to przyciąga.

Piotr. Sześć lat w zakonie.

– Szedłem do seminarium zaraz po maturze. To nie była dojrzała decyzja. Ona nie musiała być dojrzała – powołanie ma dojrzeć w trakcie formacji. W zakonie buntował się przeciw gaszeniu świateł o 22.00. Uważa, że w seminarium uczą tego, jak być księdzem, ale ma wątpliwości, czy wychowują do wiary. Odkrył to w neokatechumenacie, z którym związał się po opuszczeniu zakonu. We wspólnocie doświadczył spotkania z żywym Bogiem. Wcześniej był tylko religijny, ale nie wierzący. – Gdybym w seminarium miał to doświadczenie, które mam dziś dzięki Drodze Neokatechumenalnej, to nie wiem czy bym wystąpił z zakonu. W kontekście wiary widzę, że najważniejsze jest to, żeby Pan Bóg był na pierwszym miejscu. A czy ja będę żył w małżeństwie, kapłaństwie czy zakonie, to jest sprawa drugorzędna. Dziś jest świadomy i pewny swojego powołania.

Po trzecim roku poszedł na praktykę do jednego z domów zakonnych. To, co zobaczył, było zaprzeczeniem ideałów, którymi żyli na co dzień klerycy w seminarium. – Wyglądało tak, jakby przyszli na etat i pracowali dla Kościoła. Zero satysfakcji z tego, co robili. Powiedziałem wtedy: jeśli to ma tak wyglądać, to ja nie chcę tak żyć. Nie mam zamiaru swojego życia zmarnować. Gdy gwardian zobaczył go po powrocie, to stwierdził, że na tę placówkę nie wyśle już kleryków na praktyki.

Był już po czwartym roku seminarium. Zakonny styl życia bardzo mu się podobał. Ale nie był do końca przekonany, że to jest droga dla niego. Przełożeni podpowiedzieli, że w takiej sytuacji lepiej odejść. – Odszedłem. I widzę, że to była bardzo dobra decyzja. Chociaż do dziś niektórzy uważają, że miałem powołanie, ale od niego uciekłem.

Wyszedł z zakonu na początku lipca. Dostał tysiąc złotych na start. – Raz w tygodniu było wspólne spotkanie, na którym wymienialiśmy różne informacje na temat tego, co dzieje się w seminarium, czym się zajmujemy. Wtedy wstałem i powiedziałem, że odchodzę. Podziękowałem ładnie przełożonym. Spakowałem się. Bracia przewieźli mi rzeczy do mieszkania, które wynająłem.

Dużo działał w seminarium. Miał dobre relacje z współbraćmi. – Tęskniłem bardzo. Odwiedzałem braci. Byłem na ich święceniach. Czasami razem wyjeżdżamy w góry. Tak zostało do dziś. Gdy zakonnicy założyli fundację i szukali współpracowników – zatrudnili go.

– Po odejściu trzeba się ocucić. Wychodzisz z głową pełną ideałów o tym, jak powinno wyglądać życie. To jest bardzo trudne. To ma wpływ na relacje z dziewczynami, podejście do pracy. Ale życie szybko z tego leczy.

Dwie najlepsze decyzje

Maciek zaczął studia z psychologii. Planuje rozkręcić firmę z bluzami chrześcijańskimi. Paweł jako świecki dokończył studia z teologii. Zrobił też magisterium z historii. Planuje zarobkowy wyjazd za granicę, do rodzeństwa. Piotr przygotowuje się do ślubu. Założył agencję kreatywną.

Paweł

To były dwie najlepsze decyzje – żeby wejść i żeby wyjść w odpowiednim momencie. To mi zmieniło myślenie. Jestem całkiem innym człowiekiem. Plułbym sobie do dzisiaj w brodę, jakbym nie spróbował. Mógłbym mieć żonę i dzieci i mieć wątpliwość czy dobrze wybrałem. W tym momencie wiem, że to oni a nie kapłaństwo dadzą mi satysfakcję.

Maciek

– Teraz jestem w takim momencie mojego życia, że wiem, że mam się skupić na modlitwie, na swoim rozwoju. Ale w szczegółach na razie nie wiem co mam robić dalej – plan Boży jest dla mnie niewiadomy; jest tajemnicą, jak dla większości z nas.

Wykluczasz powrót do zakonu?

– Nie wykluczam, bo kocham Pana Boga.

Piotr

– Tych sześć lat to był dotychczas najlepszy okres w moim życiu. Zmężniałem, zmądrzałem. To wszystko, co dziś przeżywam, wartości, którymi się kieruję zawdzięczam zakonowi – on mnie do tego przygotował. Może to potwierdzić moja narzeczona. Dokonałem pewnych wyborów i widzę, że Pan Bóg mi w nich błogosławi. Jak będzie chciał, to wykorzysta moje życie. Może będę miał dużo dzieci i któreś z nich pójdzie do zakonu (śmiech).

Artykuł pochodzi z eSPe 2/2014. Całe czasopismo możesz za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...