O potwierdzaniu powołania na poszczególnych etapach seminaryjnej formacji, a także o wychodzeniu z seminarium mówi bp Grzegorz Ryś, rektor krakowskiego seminarium w latach 2007-2011.
Wstąpienie do seminarium nie zawsze kończy się święceniami. Dlaczego?
Fakt, że ktoś przyszedł do seminarium nie oznacza, że ma powołanie do kapłaństwa. Choć pewnie powszechnie tak się myśli. Gdy zostałem rektorem, przeczytałem na nowo adhortację Pastores dabo vobis. Jan Paweł II wyraźnie mówi, że powołaniem do kapłaństwa są święcenia. Powołanie to jest zawsze wydarzenie. Myśmy zredukowali powołanie do osobistych pragnień, rozeznania wewnętrznego, poszukiwania osobistego spełnienia, pewnych predyspozycji osobowych. To wszystko jest ważne, ale nie najważniejsze. Powołanie to jest łaska plus zadanie. Łaskę człowiek otrzymuje w sakramencie. Zadanie wtedy, gdy biskup daje mu misję kanoniczną, kieruje na parafię i tak dalej.
W tym wydarzeniu, oprócz własnych pragnień, bardzo istotne jest też rozeznanie Kościoła i jego potrzeb. Rektor seminarium w imieniu Kościoła prosi biskupa o to, żeby wyświęcił kandydatów na kapłanów. Kościół ich musi chcieć. Oni mogą mieć wszystkie wewnętrzne predyspozycje i oczekiwania, ale jeśli Kościół ich nie będzie chciał, to nie zostaną powołani do kapłaństwa.
Ktoś, kto przychodzi do seminarium jest powołany dopiero na drogę do kapłaństwa. I ani on, ani przełożeni nie wiedzą, po co przyszedł. Czy po to, żeby zostać kapłanem? Po sześciu, siedmiu, ośmiu, dziewięciu latach? Czy może przyszedł na tydzień albo na cztery lata? Z pewnością trzeba zrobić wszystko, żeby powód zdecydowania się na drogę do kapłaństwa był sensowny i żeby był przeżywany w wierze.
Zawsze tak tłumaczyłem klerykom, bo to uwalnia z presji, która na nich spada na samym początku – przyszedł, klamka zapadła i drzwi się zamknęły. Nic się nie zapadło ani nic się nie zamknęło! Otwarła się pewna istotna droga. Jest to przede wszystkim droga wiary. Dobrze, jeśli ktoś na tę drogę przychodzi – jest na nią wezwany i to wezwanie odczytuje. Jeśli nie przyjdzie, to nic mu się „za to” nie stanie, ale nie podejmie tego, co ostatnio tak podkreśla papież Franciszek – jeśli chcesz wierzyć, to musisz się ruszyć. Zaryzykować.
Bardzo niedobrze, gdy kleryk od pierwszego do szóstego roku ma w sobie ciągłe przekonanie, że czeka go wyłącznie kapłaństwo. Równie niedobrze, jeśli środowisko z zewnątrz oddziałuje w ten sposób i właściwie zmusza do kapłaństwa. Kapłaństwo musi być wybrane w wolności. To ma głębokie uzasadnienie teologiczne, ale też jest bardzo sensowne od strony psychologicznej, ludzkiej.
Jeśli powołanie to wydarzenie, to czym jest seminarium na drodze przygotowania do tego wydarzenia?
Seminarium jest drogą. Na niej są ważne momenty, które dają człowiekowi możliwość rozeznania, czy to faktycznie jest jego droga. Pierwszym jest rok propedeutyczny, czyli czas ściśle ewangelizacyjny. Dzisiaj młodemu człowiekowi bardzo potrzebne jest odnalezienie samych podstaw wiary w osobistym spotkaniu z Jezusem Chrystusem, w modlitwie myślnej, w medytacji nad Pismem Świętym, w adoracji Najświętszego Sakramentu. To jest ogromnie potrzebne. Albo wypracuje własną drogę modlitwy już na całe życie, albo nie ma co dalej bawić się w tę drogę. Co nam z księdza, który się nie modli, który jest niewierzący, albo który jest wierzący teoretycznie, czyli opowiada cały czas o Bogu, ale sam z Nim nie rozmawia?
W kolejnych latach formacji seminaryjnej rozeznanie jest związane z rozmaitymi wymiarami możliwej przyszłej posługi kapłańskiej – lektorat skoncentrowany na głoszeniu Słowa Bożego, akolitat – na Eucharystii, a potem diakonat i ostatecznie prezbiterat. Nie brakuje sytuacji, w których człowiek stawiany jest przed decyzją. Ta decyzja musi też wynikać z rozeznania, czy to jest jego droga, czy idzie nią dalej.
Jestem przekonany, że program formacyjny jest owocem długiego rozwoju w Kościele. Najważniejsze, żeby na każdym z etapów właśnie tym etapem człowiek żył. Jeśli jest lektorem – niech żyje Pismem Świętym, a nie myśli o tym, że za rok jest akolitat. Może będzie, może nie będzie. Wydarzeniem wołającym o rozeznanie jest także przyjęcie stroju duchownego.
Dla kogo jest seminarium? Najpierw musi się zrodzić pragnienie bycia kapłanem, czy ono nie jest konieczne, żeby wstąpić do seminarium?
Myślę, że to pragnienie jest potrzebne. Ono nie musi być absolutnie pewne, ale gdzieś w człowieku musi przynajmniej pojawić się pytanie, czy to jest jego droga. Seminarium jest miejscem, gdzie to można rozeznać, także przy pomocy Kościoła. Nie ma co wchodzić do seminarium dla sportu. „Nie mam co ze sobą zrobić, to może spróbuję takiej drogi”. Nie w ten sposób.
Czyli seminarium nie można traktować jako miejsca i czasu ogólnego rozeznania powołania?
Myślę, że nie. Na to jest czas wcześniej. Pierwszym etapem pracy osób, które zajmują się duszpasterstwem powołań, jest skierowanie młodych na myślenie o swoim życiu w kategoriach powołania. Żeby nie myśleli tylko w ten sposób: „Co bym chciał? Gdzie się spełnię? Jakie mam predyspozycje?”. Ale żeby chcieli popatrzeć na swoje życie w świetle wiary – jest osobowy Bóg, który do czegoś woła. To jest powołanie.
Łatwo wstąpić do seminarium?
Na wstępie człowiek poddawany jest pewnemu rozeznaniu – nie wszyscy są przyjmowani. Ale nie jest tak, że na progu wymaga się już stuprocentowej pewności. Ważny jest motyw i to, na ile zgłaszający się jest uczciwy w szukaniu tego, co jest istotą kapłaństwa.
Czyli na wstępie weryfikowane też są pragnienia Kościoła dotyczące kandydata?
Kościół kandydatom do kapłaństwa stawia pewne warunki. Jeśli człowiek ich nie spełnia, to trudno go przyjmować. Czasem się mu mówi, że potrzebuje jeszcze trochę czasu. Dzisiaj dużym problemem jest mocno rozerotyzowane środowisko kulturowe – całe armie ludzi stają na rzęsach, żeby młodych ludzi prowadzić do inicjacji seksualnej. Jak człowieka, który zaczął już życie seksualne i to w pełni, poprowadzić do rozeznania charyzmatu celibatu? To nie jest takie proste. Oczywiście mówię o współżyciu z kobietą, bo jeśli ktoś ma za sobą doświadczenia aktów homoseksualnych, to w ogóle będzie bardzo poważne zastrzeżenie, a z reguły odmowa. Przepisy Kościoła są tu wyraźne. Poza tym jest jeszcze wiele innych doświadczeń, które człowiek wynosi ze swojego dzieciństwa, z młodości. Nie ma za bardzo sensu przyjmować do seminarium neofity, czyli kogoś, kto dopiero co przeżył poważne nawrócenie. Warto dać mu trochę czasu, żeby okrzepł w wierze. Więc to rozeznanie na początku jest ważne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.