Oboje są świeżo po studiach. Ona skończyła architekturę i urbanistykę, a on telekomunikację. Poznali się w maju trzy lata temu. Od roku są narzeczeństwem. Czy dwa lata to wystarczająco długo, żeby się oświadczyć?
„Narzeczony” – to brzmi poważnie
Mateusz był pewien, że chce być z Gabrysią, ale do końca nie czuł, że to właściwy czas na małżeństwo. To Gabrysia – jak sama mówi – „truła” mu głowę, że nie ma na co czekać, że akurat kończą studia i to jest najlepszy moment, żeby rozpocząć nowy etap w życiu. Dziś Mateusz żałuje, że nie oświadczył się wcześniej. Chłopak z uśmiechem mówi, że jak po studiach zaczęli pracować, to zrobiło się trochę nudno, dlatego ten etap życia trzeba zakończyć mocnym akcentem. Poza tym ślub będzie wyraźnym znakiem usamodzielnienia się i uniezależnienia od rodziców.
Sam dzień zaręczyn był dla obojga wyjątkowy. Gabrysia długo na niego czekała. Mateusz chciał się dobrze przygotować, także duchowo – dużo się modlił, był u spowiedzi. Już w momencie zakładania pierścionka na rękę Gabrysi powiedział sakramentalne „tak”. Ślub domaga się pewnej oprawy, ale przecież jasne jest, że decyzje zapadły o wiele wcześniej.
Narzeczeństwo w życiu chłopaka i dziewczyny to poważna sprawa. Wbrew pozorom, wiele się wtedy zmienia. – Rodzina zaczęła traktować Mateusza poważniej. W czasie świąt odwiedzamy obie rodziny i nie jest to już „jakiś tam” chłopak, ale narzeczony, ktoś poważny, osoba, która zaraz wejdzie do rodziny. Mateusz potwierdza, że narzeczeństwo dla nich było naturalnym etapem do małżeństwa, ale wyraźnie odczuł, że w tym czasie ich rodziny bardzo się ze sobą zbliżyły.
Dzień po zaręczynach zaczęli ustalać datę ślubu i szukać sali na wesele. Prawie od razu zapisali się na kurs przedmałżeński. Chociaż uważają, że taki kurs powinien odbywać się przed zaręczynami, wtedy lepiej można przeżyć narzeczeństwo – bardziej jako przygotowanie do ważnego etapu w życiu, jakim jest małżeństwo, a nie tylko na załatwianiu formalności do ślubu.
Wspólne problemy
Gabrysia twierdzi, że niektórych do ślubu może zniechęcać ogrom rzeczy, które przed nim trzeba załatwić. Poza organizacją wesela jest jeszcze masa formalności w urzędach, w kościołach, itd. A dodatkowo poważne koszty. Dziewczyna przyznaje, że oni z Mateuszem są w tych sprawach wytrwali, bo bardzo zależy im na ślubie. Spowiedź przedślubna czy potwierdzenie uczęszczania na katechezę jest dla nich czymś naturalnym. Jedyne co im doskwiera to fakt, że formalności – także tych kościelnych – nie da się załatwić zdalnie, a tylko osobiście i to w rodzinnych stronach, czyli w Tarnowie i pod Rzeszowem, a przecież teraz oboje mieszkają i pracują w Krakowie.
Ale Gabrysia i Mateusz nie tylko zdecydowali się na trud załatwiania formalności związanych ze ślubem i przygotowań do wesela. Przygotowują się do małżeństwa jeszcze w inny sposób. Świadomie zdecydowali, że nie zamieszkają ze sobą przed ślubem. – Małżeństwo to dla mnie zupełnie nowy etap w życiu. Bardzo na to czekam. Czekam na to, żeby z Mateuszem zamieszkać, żebyśmy mieli wspólne problemy, wspólny rachunek, żeby razem przez to przechodzić – mówi Gabrysia. Dlaczego zatem warto podjąć trud, przebrnąć przez wszystkie formalności, ponieść koszty i być cierpliwym do ślubu? – Żeby od razu poczuć nową jakość – odpowiada Mateusz.
Jak odpowiadają na koronny argument zwolenników wspólnego zamieszkanie przed ślubem, którzy mówią, że chcą się lepiej poznać? – Gdybyśmy się za bardzo poznali, to małżeństwo nie miałoby sensu. Oto chodzi przez całe życie, żeby się na nowo poznawać, bo stanie w miejscu jest trochę nudne. Myślę, że człowiek cały czas się zmienia i można się poznawać do końca życia – mówi Mateusz a Gabrysia dodaje, że dotychczas mieli już mnóstwo okazji, żeby się dobrze poznać i to w różnych ekstremalnych sytuacjach. Chociażby w czasie wspólnych wakacji, ale nie jakichś tam w hotelu i z wygodami, ale takich, na które wybiera się stopem i śpi się, gdzie nadarzy się okazja. Wtedy pojawiają się problemy, które szybko trzeba rozwiązać. W takich sytuacjach można dobrze poznać reakcje każdej ze stron. – Dobrze wiemy jak się zachowujemy, kiedy jesteśmy źli na siebie. Dobrze wiemy jak się zachowujemy, jak jest wszystko dobrze. Z pewnością jest jeszcze sporo do odkrycia między nami, ale na tym etapie jestem w stu procentach pewna, że damy sobie radę i jak zamieszkamy razem po ślubie, to nic nas nie zaskoczy.
Rozkwitanie w „Wiośnie”
Na początku swojej znajomości zdecydowali się na wolontariat w Stowarzyszeniu „Wiosna” przy projekcie „Akademia Przyszłości”. Mateusz przyznaje, że potraktował to jako przygotowanie do swojego życia rodzinnego, bo trochę obawiał się dzieci. Później oboje dostali pracę w „Wiośnie” – Gabrysia jest grafikiem a Mateusz informatykiem. Nadal są także wolontariuszami „Akademii Przyszłości”. Gdy pojawił się projekt „Kochani, będziemy mieli dziecko”, a oni sami przygotowywali się do ślubu wiedzieli, że warto się w niego zaangażować, bo dobrze znają działania „Akademii Przyszłości” i wiedzą, że warto ją wspierać.
„Akademia Przyszłości”, to nie są korepetycje dla słabszych uczniów. – To są dzieci z trudnych rodzin. Potrzebują, żeby ktoś im powiedział, że są super. I żeby w siebie uwierzyły – tłumaczy Gabrysia i dodaje, że na ich oczach dzieciaki zmieniają się nie do poznania. Potwierdza to Mateusz – jest tutorem chłopca, który początkowo w ogóle się do niego nie odzywał, ba – nawet na niego nie patrzył. Dziś nie może doczekać się spotkań z Mateuszem. – Czuję, że na te zajęcia nie muszę nic robić, ważne, żebym przyszedł i tam był. Jemu brakuje czyjejkolwiek uwagi. A wie, że ja jestem jeden dla niego, na jedną godzinę w tygodniu. I to jest coś wielkiego.
Nie tylko dzieci są beneficjentami „Akademii Przyszłości” – sami wolontariusze też mnóstwo czerpią z pomagania innym. Mateusz z przekonaniem odpowiada, że nauczył się odpowiedzialności i wrażliwości. Gabrysia dorzuca do tego organizację czasu i kreatywność. Razem stwierdzają, że tego typu wolontariat dobrze przygotowuje do posiadania własnych dzieci.
Pary, które decydują się wesprzeć projekt „Kochani, będziemy mieli dziecko” proszą swoich gości, żeby zamiast kwiatów wrzucili datki do puszki. Fundusze wspierają obsługę projektu – m.in. organizację różnych eventów dla dzieci (wyjścia do kina, warsztaty na wyższych uczelniach, spotkania z celebrytami czy szefami wielkich firm) a także szkolenia wolontariuszy.
Gabrysia i Mateusz nie tylko w czasie swojego ślubu będę wspierać „wiosenną” inicjatywę. O tym, że „będą mieli dziecko”, już jako narzeczeni, poinformowali tysiące par na Placu św. Piotra w Rzymie…
Narzeczeni z dzieckiem u papieża
Ich wyjazd do Rzymu był bardzo przypadkowy i spontaniczny. Szukali poradni życia rodzinnego, żeby odbyć ostatnią wizytę w ramach przygotowań do ślubu. Na stronie internetowej, gdzie Gabrysia szukała informacji, było ogłoszenie o wyjeździe na pierwsze spotkanie papieża z narzeczonymi. – To była niepowtarzalna okazja. Wiedzieliśmy, że narzeczonymi już nigdy więcej nie będziemy, że ten czas w naszym życiu się niedługo skończy. A poza tym, to był świetny sposób na spędzenie Walentynek – mówi Gabrysia. Mateusz z przekonaniem dodaje, że błogosławieństwo papieża byłoby dla nich bardzo pomocne na czas ostatnich przygotowań do ślubu. Szybko się zdecydowali.
Początkowo spotkanie planowano w Auli Pawła VI, ale młodych zgłosiło się tak wielu, że postanowiono je przenieść na Plac św. Piotra. Gabrysia spodziewała się Mszy św. i była bardziej nastawiona na duchowe przeżycia. Przyznaje, że była zaskoczona przebiegiem spotkania, ale nie zawiedziona. Pary, które miały możliwość postawić pytania papieżowi, interesowały bardziej praktyczne niż duchowe rady. Jedną z nich była ta, aby nie kłaść się spać niepogodzonym z współmałżonkiem. Papież odpowiadał też na pytanie, czy sakramentowi małżeństwa potrzebna jest cała oprawa weselna. Ojciec święty przywołał wtedy wesele w Kanie Galilejskiej i stwierdził, że dopóki wszyscy na weselu wiedzą, że w tym dniu najważniejszy jest sakrament i cieszą się szczęściem pary młodej i ją wspierają, to wszystko jest w porządku.
Gabrysia i Mateusz organizują dość duże wesele. Będą mieli ok. 200 gości. Ale nie powinno to przyćmić tego, co dla nich najważniejsze. Mateusz postrzega małżeństwo w kontekście powołania. – To jest kwestia tego, co ktoś ma robić w życiu. To jest decyzja dotycząca mojej misji, mojego celu, który mam wykonać. Dzięki sakramentowi małżeństwa stanę się głową rodziny i moim celem będzie prowadzić tę rodzinę.
Planują dużą rodzinę. Gabrysia nie kryje, że czuje się powołana do rodzenia dzieci. – Nie jest mi w głowie robienie kariery i czekanie do czterdziestki, żeby w ogóle się zdecydować. Wiadomo, że na początku będziemy sami, ale dla mnie pełnią rodziny będą dzieci.
PS. Gabrysia i Mateusz od 10 maja są małżeństwem. Serdecznie im gratulujemy i życzymy błogosławieństwa w realizowaniu powołania.
Planujesz ślub? Zajrzyj na stronę projektu www.bedziemymielidziecko.pl i wesprzyj podopiecznych „Akademii Przyszłości”.
Artykuł pochodzi z eSPe 5/2014. Całe czasopismo można za darmo pobrać ze strony: www.e-espe.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.