By zrozumieć, co oznacza symbol Kijowa w oczach zwierzchnika prawosławnych Rosjan, należy — wzorem uczestników niedawnych obchodów — cofnąć się w czasie do roku 988. Ruski kniaź Włodzimierz przyjął wtedy chrzest w obrządku bizantyjskim. Wraz z nim ochrzciła się symbolicznie cała Ruś.
Rozłam nastąpił w 1448 r., kiedy to mieszkańcy Moskwy zrzucili z biskupiego tronu metropolitę Izydora, potem zaś sami, bez zgody Konstantynopola, wybrali na jego następcę mnicha Jonasza. Tym razem był to rdzenny Rosjanin. Jego wyboru nie uznał jednak król Kazimierz Jagiellończyk, który ujął się za legalnością tytułu Izydora. Od tego też czasu pod polsko-litewskim panowaniem wyrosła równoległa do moskiewskiej, „zachodnia” linia kijowskich metropolitów. Pamiętajmy, że monarchia polsko-litewska sięgała wówczas daleko na wschód; jej częścią była chociażby prawosławna eparchia w Smoleńsku. Należał do niej także Kijów, choć nowa linia metropolitów z reguły w samym mieście nie rezydowała. Polscy królowie, jako wielcy książęta litewscy, dążyli wtedy do skupienia pod swoją władzą wszystkich ziem ruskich. Skazywało ich to na nieuchronną rywalizację z rosnącą, ambitną Moskwą, której władcy mieli wobec Rusi analogiczne, a więc dokładnie przeciwstawne polskim zamiary.
Takim to sposobem stosunki Moskwy z Kijowem wpisały się w szeroki kontekst rywalizacji Wschodu z Zachodem.
Dalsza historia obu stolic potoczyła się według schematu: rosnąca potęga Moskwy, słabnąca Rzeczpospolita. W 1589 r. metropolia w Moskwie (już jako „moskiewska”) podniesiona została do rangi patriarchatu. Tymczasem prawosławie na Ukrainie, w kolebce ruskiego chrześcijaństwa, zaczęły osłabiać spory wyznaniowe. Unia brzeska z 1596 r., aczkolwiek popierana przez państwo polskie, przyjmowała się z oporami wśród Rusinów. Część z nich zaczęła się oglądać na Moskwę jako naturalnego obrońcę prawosławnej wiary. Wreszcie w 1685 r. Moskwie udało się podporządkować sobie metropolię kijowską.
Odtąd Macierz Grodów Ruskich była już tylko kościelną prowincją w ramach jednej i niepodzielnej Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Dwukrotnie — w dobie wielkich dwóch wojen XX wieku — metropolia kijowska próbowała się od tej zależności uwolnić. Obie te próby skutecznie stłumiło państwo rosyjskie, tym razem w sowieckim wydaniu. Z punktu widzenia Moskwy, białej czy czerwonej, samo istnienie nad Dnieprem niezależnej metropolii jest straszną herezją i niedopuszczalnym zagrożeniem. Odbiera bowiem Moskwie symboliczny tytuł do niepodzielnego panowania nad historycznym obszarem ruskiego prawosławia.
Nie siłą — to sposobem
Kijów zawsze był dla Moskwy twardym orzechem do zgryzienia. Obecność tego symbolu zawsze sprawiała Moskwie kłopoty. Z drugiej jednak strony Rosjanom wprost nie sposób jest sobie wyobrazić historyczną Rosję bez Kijowa. Jak to pogodzić?
To dramatyczne pytanie odżyło w momencie rozpadu ZSRS i uzyskania niepodległości przez Ukrainę w 1991 r. Wydarzenia te doprowadziły do rozbicia prawosławnej wspólnoty — pozostającej dotąd w przymusowej jedności w ramach Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej (RCP) — na kilka niezależnych od siebie religijnych denominacji. Spora część ukraińskich prawosławnych oderwała się wówczas od RCP, tworząc Ukraińską Cerkiew Prawosławną Patriarchatu Kijowskiego (UCP PK). Zarówno samodzielności Cerkwi, jak i tytułu patriarszego jej zwierzchnika, metropolity Filareta, nie uznają inne Cerkwie prawosławne, łącznie z Konstantynopolem. Inna niezależna i niekanoniczna wspólnota, Ukraińska Autokefaliczna Cerkiew Prawosławna (UACP) — utworzona już w 1990 r. przy wydatnym udziale duchownych, którzy powrócili z emigracji na Zachodzie — przybrała narodowe i niepodległościowe oblicze. Wreszcie prawosławni, którzy nie zerwali z Cerkwią rosyjską, znaleźli się w Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego (UCP PM). Mimo strat, w pierwszych dwóch dekadach istnienia ukraińskiego państwa wspólnota ta, siłą inercji, nadal grupowała największą liczbę parafii, a także wiernych prawosławnych. Jej wpływy najsilniejsze są do dziś na wschodzie kraju. Poza tym wszystkim jest jeszcze Ukraińska Cerkiew Greckokatolicka (UCGK), która mimo braku uznania przez trzy zwaśnione odłamy prawosławia zdobywa kolejne przyczółki duszpasterskie, na czele ze stołecznym Kijowem. Instalując tam swoją siedzibę, grekokatolicy dokonali historycznego powrotu do miejsca, które utracili jeszcze w 1633 r.
W momencie objęcia urzędu patriarchy Cyryl odziedziczył po poprzedniku zapuszczony (mówiąc delikatnie) stan cerkiewnych stosunków z Ukrainą. Zastał tam skłócone, walczące ze sobą prawosławne frakcje, z których większość darzyła szczerą niechęcią duchownego hegemona w Moskwie. W dodatku jedyny sojusznik, jaki jej pozostał — struktury UCP PM — powoli przestawał być pewnym aliantem. UCP PM, dotąd „ukraińska” jedynie z nazwy, z czasem zaczęła stawać się Cerkwią ukraińską również z ducha. Zresztą z roku na rok pewna grupa wiernych stale przechodziła stamtąd w szeregi „nieposłusznej” UCP PK. Najbardziej dynamiczny przykład tej zmiany stanowi sama kijowska stolica. W skali kraju obie wspólnoty cerkiewne były — jak się wydaje — porównywalne liczebnie już u progu rewolucji Drugiego Majdanu. Dziś te proporcje przechyliły się z pewnością na stronę wiernych Patriarchatu Kijowskiego.
Zmienił się też z czasem sam metropolita Wołodymyr. Dawniej posłuszny wykonawca woli patriarchatu, w ostatnich latach swoich rządów (zmarł 5 lipca br.) prowadził politykę wiodącą faktycznie ku autonomizacji UCP PM. Choć unikał ostrych starć z Moskwą (w tym wyspecjalizował się Filaret, jego rywal z UCP PK), wsparty autorytetem wieku i politycznego doświadczenia Wołodymyr potrafił wywalczyć dla podległej mu ukraińskiej Cerkwi duży obszar realnej wewnętrznej swobody. Ta działalność przysporzyła mu wrogów w łonie własnej Cerkwi. W 2011 r. część hierarchów, korzystając z choroby metropolity, próbowała nawet dokonać swoistego zamachu stanu i usunąć metropolitę z urzędu. Zamach na szczęście się nie udał.
Cyryl zdawał sobie sprawę, z jak trudnym zadaniem przyszło mu się zmierzyć. Dlatego zmienił strategię wypracowaną przez poprzednika. Przestał, jak Aleksy, obrażać się i grozić palcem nieposłusznej metropolii. Przestał też ją ignorować. Była to ważna zmiana: praktyka ignorowania i przemilczania była dotąd kamieniem węgielnym nieoficjalnej polityki Patriarchatu wobec Kijowa. Moskwa obchodziła z daleka kwestię prastarej godności naddnieprzańskiej stolicy. Nie chciała budzić upiorów przeszłości. Tymczasem Cyryl sam zaczął to czynić. To on przywrócił do obiegu tradycyjne pojęcie kijowskiej Macierzy („Matka Cerkwi Ruskich”). On też podkreślał, że jest pasterzem nie tylko Rosjan, ale i Ukraińców. On wreszcie w okazjonalnych przemówieniach zwracał uwagę na symboliczną wagę Kijowa, który — jak dawniej — również w przyszłości winien pełnić rolę duchowego strażnika jedności „obszaru historycznej Rusi”, zamieszkanego przez Rosjan, Ukraińców i Białorusinów. Oczywiście rola ta byłaby do podjęcia jedynie w spółce z Moskwą. Pomysł dowartościowania Kijowa wiązał się bowiem ściśle z ideą powrotu pod skrzydła patriarszej obediencji „marnotrawnych synów” z UCP PK, a może nawet i z UACP.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.