Ewangelię na misjach głosi się na różne sposoby. Jednym z nich jest prowadzenie szpitali, przychodni, domów opieki. Misyjna troska o człowieka bez wątpienia otwiera na Boga.
Wielu ludziom misjonarze kojarzą się jedynie z głoszeniem kazań i sprawowaniem sakramentów w krajach, w których nigdy nie słyszano o Chrystusie. Bez wątpienia jest to ich najważniejsze zadanie. Jednak czynią to również na inne sposoby. Nie tylko słowem, ale i wrażliwością na różnorakie biedy w społeczeństwach, w których mieszkają czy biedy konkretnego człowieka. Tam, gdzie byli i są misjonarze, powstają ośrodki zdrowia, centra edukacyjne, wzorcowe gospodarstwa rolne, domy opieki społecznej. To dzięki nim Ewangelia pokazywana jest w konkrecie życia i staje się przekonująca dla słuchaczy. Nie jest to tylko „mowa trawa”, ale konkretna pomoc potrzebującym, której źródłem jest powołanie misyjne i troskliwa miłość do ludzi.
Ksiądz przy stole operacyjnym
Kościół od samego początku miał intuicję pomocy ludziom chorym. W Nowym Testamencie Jezus uzdrawiał i wspierał chorych, św. Paweł zachęcał do pomocy, a w pierwszych wiekach chrześcijaństwa właśnie po trosce o nich rozpoznawano osoby wierzące. Sobór Trydencki, który zauważył w tej działalności duży potencjał ewangelizacyjny, zobowiązał biskupów do troski o powstawanie szpitali i szpitalików w miastach i większych parafiach wiejskich (dekret Eadem sacrosancta). Powstały także zakony specjalizujące się w ewangelizacji misyjnej przez pomoc chorym: bonifratrzy, kamilianie czy siostry miłosierdzia. Dziś Kościół dociera z pomocą zdrowotną do najdalszych zakątków świata. Obecnie według watykańskiej agencji Fides na świecie istnieje około 5,5 tysiąca szpitali, blisko 18 tysięcy przychodni, 561 leprozoriów, 16 tysięcy domów dla osób starszych, przewlekle chorych i niepełnosprawnych oraz 10 tysięcy sierocińców prowadzonych przez Kościół. W większości placówki te są obecne w krajach misyjnych. Tam ich najwięcej potrzeba, gdyż biedne państwa często nie są w stanie zapewnić nawet minimalnej opieki medycznej. Prowadzone są przez misjonarzy świeckich i duchownych, a często zdarza się tak, że siostry czy księża sami stają przy stołach operacyjnych, gdyż są lekarzami. I robią to wszystko za darmo.
Trędowaci – polska specjalność
Ludzi przekonuje do chrześcijaństwa to, że misjonarze docierają do najbardziej zaniedbanych. Przez długie lata symbolem osób pozbawionych nadziei byli trędowaci. Wypędzano ich z wiosek, skazywano na pobyt w specjalnych koloniach czy na wyspach odosobnienia. W pomocy im specjalizowali się Polacy.
Bł. Jan Beyzym, jezuita, pracował w leprozoriach (szpitalach dla trędowatych) na Madagaskarze. Gdy jako ponadczterdziestoletni człowiek przybył na Czerwoną Wyspę, leprozorium w Ambahivorace składało się z czterech budynków, w których 150 chorych pozbawionych opieki medycznej wegetowało w skrajnej nędzy, częściej umierając z głodu niż z powodu samej choroby: „Katolicy i poganie, mężczyźni, kobiety, dzieci, stłoczeni razem, jak zwierzęta” – pisał. Chcąc poprawić stan ich zdrowia,a także zwalczyć stygmatyzację społeczną chorych, Beyzym podjął ciężką i trudną pracę. Wybudował w Maranie szpital dla 200 chorych, prosząc o pieniądze listownie rodaków z Polski, Austrii i Niemiec. Do prac włączył wszystkich podopiecznych – na tyle, na ile pozwalał ich stan zdrowia. W 1911 r. oddano do użytku obiekt wyposażony w bieżącą wodę, zatrudniono personel medyczny. Szpital pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej istnieje do dziś, a w nim znajduje się grób i kaplica błogosławionego.
Trędowatymi w Indiach zajmował się o. Marian Żelazek, werbista, więzień obozu koncentracyjnego, który w 1950 r. wyjechał do Kesramal/Sambalpur w stanie Orissa w północnych Indiach. Przez 25 lat pracował wśród Adivasów, koczowników żyjących w dżungli. Od 1975 r. przez długie lata niósł pomoc trędowatym w leprozorium, które stworzył w Puri nad Zatoką Bengalską. Dziś leczy się tam około tysiąca osób chorych na trąd, jest szkoła dla ich dzieci, aśram, a także małe zakłady pracy. Za swoją działalność o. Żelazek był nominowany do pokojowej nagrody Nobla. Zmarł w 2006 r. Dziś w Indiach, wśród trędowatych pracuje misjonarka dr Helna Pyz.
Od 1951 r. wśród trędowatych pracowała stutrzyletnia misjonarka, dr Wanda Błeńska. Do 1994 r. leczyła trąd w Bulubie nad Jeziorem Wiktorii w Ugandzie. Początkowo mała placówka prowadzona przez irlandzkie franciszkanki stała się pod jej kierownictwem nowoczesnym centrum leczniczym i szkoleniowym ze stułóżkowym szpitalem i oddziałem dziecięcym, zapleczem diagnostycznym, domami dla trędowatych i kościołem noszącym obecnie jej imię (Buluba Leprosy Centre, The Wanda Blenska Training Centre). W ośrodku tym, oprócz szkoleń dla lekarzy, dr Błeńska zainicjowała i zorganizowała kursy dla opiekunów nad trędowatymi. Wraz z nią w Bulubie pracowali inni polscy lekarze: Bohdan Kozłowski, Wanda Marczak-Malczewska, Elżbieta Kołakowska, Henryk Nowak. Doktor Błeńska zyskała przydomek „Matki Trędowatych”, a miejscowi nazywali ją „Dokta”.
Nie tylko Polacy
Inna postacią znaną z pracy misyjnej wśród chorych był belgijski sercanin Damian de Veuster. Na Hawajach rozprzestrzeniały się nowe, wcześniej nieznane choroby, które w tym okresie powodowały poważne problemy. Jedną z tych chorób był trąd. Król Kamehameha IV, widząc rozszerzanie się tej nieuleczalnej choroby, zarządził segregację chorych na wyspie Molokai. Kolonii trędowatych dostarczano żywność i inne środki potrzebne do życia przez pozostawianie ich na brzegu wyspy, jednak nie zapewniano właściwej pomocy medycznej. Biskup Maigret zwrócił się do duchownych o wyjazd do pracy z trędowatymi na Molokai. W 1873 r. przybył do odosobnionej osady Kalaupapa, którą zamieszkiwało 600 trędowatych. Pierwszymi zadaniami de Veustera było wybudowanie kościoła i założenie parafii. Jego zadanie nie ograniczało się tylko do bycia księdzem. Dzielił życie z trędowatymi. Szesnaście lat pracy o. Damiana w leprozorium w Molokai sprawiło, że prawo zaczęło być respektowane, rudery zamieniono na schludne domki, uprawiano ziemię i wybudowano szkoły. Damian de Veuster stał się nie tylko kapłanem trędowatych, lecz także ich towarzyszem, doradcą, pielęgniarzem, lekarzem, cieślą, grabarzem, kuratorem oraz przyjacielem wszystkich, przede wszystkim młodocianych ofiar trądu. Krótko przed śmiercią o. Damiana (1888 r.) na wyspę przybyły franciszkanki m.in. bł. Marianny Cope.
Kolejnym przykładem niezwykłej misjonarki jest Matka Teresa z Kalkuty, założycielka Zgromadzenia Misjonarek Miłości. Od 1929 r. przez ponad 45 lat służyła ubogim, chorym sierotom i umierającym w Indiach. Już w latach siedemdziesiątych XX w. była znana na świecie jako adwokat biednych i bezbronnych. O jej życiu i działalności powstawały liczne filmy i książki. W 1979 roku otrzymała Pokojową Nagrodę Nobla, natomiast rok później najwyższe indyjskie odznaczenie państwowe – order Bharat Ratna – za pracę humanitarną. Zgromadzenie Misjonarek Miłości systematycznie rozwijało się i w roku śmierci założycielki obsługiwało 730 misji w 123 krajach (hospicja, domy dla zakażonych HIV/AIDS, trądem i gruźlicą, jadłodajnie, programy wspierające dzieci i rodziny, domy dziecka i szkoły).
Kto leczy
Do niedawna opiekę medyczną zapewniali najczęściej księża czy siostry zakonne, którzy kończyli odpowiednie kursy. Dziś to się zmienia. Na misjach pojawiają się osoby z profesjonalnym przygotowaniem medycznym. Mniej wśród nich sióstr czy księży – lekarzy bądź pielęgniarek, a więcej osób świeckich. Najbardziej znane są międzynarodowa organizacja „Lekarze bez granic” i polska fundacja „Redemptoris Missio” wysyłająca lekarzy, pielęgniarki, położne, a także studentów medycyny do pomocy placówkom misyjnym. Bez dobrego przygotowania fachowego ta pomoc nie byłaby tak skuteczna. Oczywiście sami medycy wiele się uczą podczas takich wyjazdów, sami stają się misjonarzami.
Działalność na rzecz chorych przez rozwijanie opieki zdrowotnej, sieci szpitali, przychodni, różnych domów opieki jest coraz częściej zauważana jako ważny element pracy ewangelizacyjnej na misjach. Dziś dobrą misję można poznać nie tylko po kościele wypełnionym ludźmi, ale też szkole i ośrodku zdrowia. Bez wątpienia misyjna opieka zdrowotna przekonuje ludzi do chrześcijaństwa przez praktyczne ukazanie miłości.
Henryk Przondziono /Foto Gość
o. Marian Żelazek (zm. w 2006 r.)
Przez 25 lat pracował wśród Adivasów, koczowników żyjących w dżungli. Od 1975 r. przez długie lata niósł pomoc trędowatym w leprozorium, które stworzył w Puri nad Zatoką Bengalską
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.