Ojcowie Kościoła i oratorska sztuka inwektywy
Święty Hieronim to jeden z genialnych umysłów przełomu IV i V stulecia. Urodził się w Strydonie, w dzisiejszej Chorwacji, około 345 roku. Studia z retoryki odbył w Rzymie. Przyjął chrzest z rąk papieża Liberiusza około trzydziestego ósmego roku życia, a piętnaście lat później został mnichem. Znał już wtedy znakomicie tajniki łaciny i greki w odmianie koine, a więc tej, w jakiej napisany został Nowy Testament. Później poświęcił się studiom nad językiem hebrajskim, przy wydatnej pomocy poznanego Żyda. W Rzymie został wybrany przez papieża Damazego na sekretarza. Otaczały go (Hieronima, nie Damazego) wówczas bogate wdowy, pochodzące z najszlachetniejszych rodów – św. Marcela i św. Paula wraz z córkami, św. Blezyllą i św. Eustochią. Zazdrośnicy oskarżyli go o niewłaściwe relacje z Paulą, w związku z czym funkcję sekretarza papieskiego pełnił do 384 roku, by potem wyruszyć w podróż przez Egipt do Ziemi Świętej. Osiadł w Betlejem. Przez dwadzieścia cztery lata pracował nad przekładem Biblii na język łaciński.
„Popatrzcie, jak oni się miłują”
W 392 roku Hieronim zabrał się za tłumaczenie hebrajskiej wersji Księgi Jonasza na łacinę. Zamieszanie powstało przy ustalaniu nazwy rośliny, w której cieniu spoczywał prorok. Dziś Biblia Tysiąclecia oddaje ten fragment następująco: A Pan Bóg sprawił, że krzew rycynusowy wyrósł nad Jonaszem, by cień był nad jego głową i żeby mu ująć jego goryczy. Jonasz bardzo się ucieszył [tym] krzewem (Jon 4, 6). Tymczasem zdaniem betlejemskiego tłumacza chodzi o bluszcz, nie o krzew rycynusowy. Innego zdania był biskup Hippony, św. Augustyn, który obstawał za dynią lub tykwą. I tak wybuchła wojna o dynię!
Braterska kłótnia pomiędzy wielkimi teologami ciągnęła się przez lata. Zbijając argumenty adwersarza, sięgano po kpinę, drwinę i obelgę. W trudniejszej sytuacji był Hieronim: nie wypadało używać obelżywych słów wobec księcia Kościoła! Wpadł więc na lepszy pomysł, by swe docinki kierować do niejakiego Korneliusza, Rzymianina, który również był zwolennikiem tykwy. Postarał się jednocześnie, aby Augustyn znał tę korespondencję. Swą odpowiedź Korneliuszowi Hieronim zaczyna od prześmiewczej deformacji jego imienia. Zamiast Korneliusz, winien nazywać się Canterius, czyli „osioł” – rezolutnie stwierdza twórca Wulgaty. Następnie zarzuca mu pijaństwo, skoro tak bardzo przywiązał się do tykwy. Tykwa bowiem w świecie antycznym używana była jako naczynie na wino. Dopiero później Hieronim przechodzi do bardziej merytorycznych, wręcz botanicznych argumentów.
Jednak wywód Hieronima nie przekonał ani Korneliusza, ani Augustyna. Ten ostatni kilka lat później znów powraca do całej sprawy. W liście do Hieronima datowanym na 403 rok opowiada o tym, że w północnoafrykańskim mieście Oea doszło niemal do zamieszek, gdy tamtejszy biskup zezwolił odczytać w jednym z kościołów Hieronimowe tłumaczenie! Tłum podniósł wrzawę, obstając za dynią i odrzucając bluszcz. Ponoć Żydzi obecni w mieście skonsultowali tłumaczenie z oryginałem i odrzucili wersję Hieronima. Niepokorny tłumacz znów nie ośmielił się zaatakować biskupa, ale całe wydarzenie – sugerując, że jest zmyślone – określa mianem nieprawdopodobnej „bajki” (fabula), która miała miejsce w jakiejś zabitej dechami afrykańskiej dziurze (choć sam Augustyn określa miasto terminem civitas). Natomiast Żydzi, którzy nie zgodzili się ze zwolennikami bluszczu, po prostu nie znają hebrajskiego[1]. Trochę nauki by im nie zaszkodziło!
Klasycy chrześcijańskiej inwektywy
Sięgając po starożytne pisma chrześcijan pierwszych wieków, nie sposób nie natknąć się na inwektywy, zarówno te proste, jak i bardziej rozwinięte. Trzem spośród Ojców Kościoła bez przesady nadać można (mało?) zaszczytny tytuł „ojców inwektywy chrześcijańskiej”. Do grona tych faworytów należą Tertulian (zm. ok. 220), Lucyferiusz z Calaris (zm. 371) i właśnie Hieronim (zm. 419). Współczesny czytelnik może być wstrząśnięty niektórymi epitetami lub porównaniami, po jakie sięgali owi pisarze. Reakcja ta może przybrać łagodniejszą formę, gdy przyjrzymy się roli inwektywy w antyku w ogóle.
Starożytni pisarze – greccy, rzymscy, chrześcijańscy czy żydowscy – argumentując za własnymi poglądami, sięgali nie tylko po racje intelektualne. Logiczny wywód był zaledwie częścią argumentacji. Część drugą, wcale nie mniej znaczącą, stanowiły argumenty ad hominem. Nie unikano wśród nich inwektyw. Obraza słowna stanowiła integralny element wywodu, a jej brak mógł zdecydowanie zaniżyć wartość argumentacji.
Termin „inwektywa” pochodzi od łacińskiego czasownika inveho, oznaczającego „wwozić” lub „wprowadzać”, a w formie biernej przybierającego znaczenie wskazujące na wtargnięcie. Etymologicznie inwektywa jest więc słowną napaścią lub obelgą. Dotyczyć może osoby, grupy osób lub instytucji. Retoryczną rozpiętością inwektywy zakrojone były na szeroką skalę: od potocznych, wulgarnych słów używanych najczęściej (choć przecież nie tylko) przez najniższe warstwy społeczne, aż po utwory literackie, odznaczające się znakomitą zgodnością z zasadami retoryki klasycznej. Inwektywa (invectiva oratio) różni się nieco od mowy napastliwej (vituperatio). Ta druga wyszydza podłe pochodzenie i wychowanie przeciwnika, podczas gdy pierwsza – jego złe przekonania i wypowiedzi[2].
Antyczna sztuka obrażania
To jednak nie chrześcijanie wpadli na pomysł obrażania swych adwersarzy obelżywą mową. Byli jedynie nieudolnymi naśladowcami znakomitych mówców greckich i rzymskich. W antycznym Rzymie inwektywa stała się sztuką. Mówiono o niej i uczono jej w podręcznikach retoryki. Jeden z najbardziej upowszechnionych, zatytułowany Rhetorica ad Herennium, nieznanego autorstwa, za to zadedykowany znanemu przynajmniej z imienia Gajuszowi Herenniuszowi, wiele miejsca poświęca mowie opisowej[3]. Ta może być dwojaka: pochwalna i napastliwa.
Mowa napastliwa, złożona z klasycznej triady (wstęp, zasadnicza część mowy i zakończenie), we wstępie zawierać powinna usprawiedliwienie własnego wystąpienia, a w zakończeniu słowa, które wzburzyć miały słuchaczy; centralną częścią natomiast było piętnowanie przeciwnika. We wstępie orator ukazywał szlachetne pobudki, które skłaniają go do zajęcia stanowiska w spornej kwestii, kreślił ogrom zła dokonanego przez przeciwnika lub odwoływał się do szlachetnych uczuć słuchaczy, dla dobra których zabierał głos. Zasadnicza część oracji polegała na obelgach i inwektywach pod adresem przeciwnika.
Zazwyczaj piętnowanie przeciwnika przeprowadzono w porządku chronologicznym. Niekiedy mówiono nawet o okresie przed urodzeniem, aby napiętnować rodziców i innych przodków osoby wyśmiewanej. Sięgano także aż poza grób, opisując drastycznie losy pośmiertne przeciwnika. Jeśli chodzi o rodziców i innych przodków, należało w mrocznych barwach ukazać ich ojczyznę, środowisko, dom rodzinny, podkreślając niskie pochodzenie adwersarza i wątpliwe moralnie zajęcia przodków. Często wykorzystywano wszelkie znaki wróżebne, które zapowiadały narodziny tak podłego człowieka. Niekiedy sięgano po metodę odwrotną: wykazywano wielkość przodków i ich wspaniałe cechy, by na tym tle pokazać, jak niecnie przeciwnik to wykorzystywał i marnował.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.