Ekonomiczna zapaść, podwyżki, kryzys polityczny – tak dziś wygląda życie Ukraińców. Dwa lata po Majdanie są rozczarowani jego efektami, ale wierzą, że rewolucja godności była niezbędna.
Przez kijowski dworzec codziennie przewijają się setki ukraińskich żołnierzy. Jedni jadą na front, inni wracają do domu. Konieczność przesiadek, załatwienia formalności powoduje, że wielu z nich musi w stolicy spędzić kilka godzin. Tak jak i na froncie, i na kijowskim dworcu o żołnierzach pamiętają wolontariusze. W specjalnym punkcie żołnierze mogą odpocząć: posiedzieć, pooglądać telewizję, niektórzy przysypiają na rozłożonych karimatach. Wolontariusze proponują kawę, herbatę, posiłki.
Dwa lata po Majdanie życie Ukraińców jest zdeterminowane problemem wojny na wschodzie. Wojny, która coraz częściej jest zapomniana w demokratycznym świecie, a na samej Ukrainie oficjalnie została opatrzona nieodpowiadającą faktom nazwą „operacji antyterrorystycznej”. Wydawałoby się, że ci, którzy najbardziej ryzykują, mają wręcz prawo podważać sens wydarzeń, których następstwem jawi się wojna. Jednak pytani o znaczenie Majdanu kolejni żołnierze odpowiadają podobnie: był niezbędny, ale to, co jest dzisiaj na Ukrainie dalekie jest od postulatów ukraińskiej rewolucji godności.
Zmieniona mentalność
Tak to też ocenia 21-letni Mykoła, żołnierz, który na front jedzie z wioski w centralnej Ukrainie. Po szkole zdążył nawet rozpocząć pracę, ale został powołany do wojska. Nie był ochotnikiem, ale też nie starał się przed służbą uciekać. – Jestem pewien, że Majdan był potrzebny – deklaruje. – Niestety dziś widzę, że władza się nie zmieniła. Usiedli w fotelach poprzedników i się do nich dostosowali. Przecież my chcieliśmy lepszego życia, a ceny rosną i jest nam coraz ciężej. Tak myślą wszyscy w mojej wiosce. Pewnie będziemy musieli znów zmieniać władzę.
I w wypowiedzi Mykoły i wielu innych wciąż widać różnicę między „narodem” a „władzą”. Jedni bardziej radykalnie ją wyrażają, inni szukają usprawiedliwienia dla obecnej sytuacji.
Olga przychodzi do punktu pomocy żołnierzom jako wolontariuszka. Ma 36 lat i jest nauczycielką, ma 9-letniego syna. Mimo wszystko znajduje czas, żeby dwa–trzy razy w tygodniu poświęcić swój czas na wolontariat. Sama nie była na Majdanie, ale w oddziałach Samoobrony – zbrojnego ramienia rewolucji, był jej mąż. Miał szczęście – nie odniósł żadnych ran. Olga uważa, że Majdan doprowadził do głębokiej zmiany mentalności Ukraińców. Według niej ludzie zrozumieli, że naród jest wspólnotą, która tylko działając razem, może osiągnąć cel. Ofiary Majdanu i te ponoszone wciąż na wschodzie kraju są straszne, ale niezbędne, bo to ofiary procesu formowania się ukraińskiego narodu. Olga jest przekonana, że dziś Ukraińcy potrafią się lepiej wspierać i wzajemnie rozumieć niż jeszcze przed Majdanem.
Darina Fedorenko, dziennikarka telewizyjnego 5 kanału, która była uczestniczką Majdanu i jest korespondentką na linii frontu, uważa, że Majdanu po prostu nie można było uniknąć. Ludzie być może byli w stanie ścierpieć korupcję, a nawet coraz bardziej dyktatorską władzę, ale nie mogli pozwolić na bicie studentów. Dla niej, jak i dla wielu uczestników ukraińskiej rewolucji godności, kluczowa była data 29 listopada 2013 r., kiedy Berkut pobił studentów. Darina uważa, że Ukraińcy zrozumieli wtedy, że tam mógł być każdy z nich, że tam mogły być ich dzieci. Dziennikarka, która na co dzień widzi ludzki dramat i ofiary wojny, deklaruje, że sama nie cierpi agresji, rewolucji, przelewania krwi, ale nie ma wątpliwości, że nie było innej drogi. Darina spotyka się z opiniami, że ludzie już mają dość obecnej sytuacji, ale wtedy przypomina, że „walka wciąż się toczy” i że w takich chwilach trzeba pamiętać o ofierze tych, którzy „trwają na wschodzie kraju, pod ciągłym ostrzałem w zalanych wodą okopach, pośród szczurów i zimna”. Tam na wschodzie Darina wciąż spotyka kolegów, którzy byli na Majdanie, a dziś walczą przeciwko tzw. separatystom i regularnej rosyjskiej armii.
Polityczna gra
Na wschodzie walczą też tacy, którzy nie tylko nie wspierali Majdanu, ale wręcz byli mu przeciwni. 30-letni zawodowy żołnierz o pseudonimie „Bachmat” w czasie Majdanu był w Moskwie. Przerwał służbę wojskową w ukraińskiej armii i pojechał „zarabiać pieniądze”. Dla niego Majdan to wielka manipulacja tajnych służb, korporacji i obcych państw. Wprost mówi swoim kolegom, którzy tam byli, że dawali się oszukiwać. Jednak gdy wybuchła wojna z Rosją, „Bachmat” od razu powrócił na Ukrainę i poszedł na front jako ochotnik. Walczy o ukraińską wolność i nie wierzy politykom. Uważa, że przez ich knowania tej wojny nie można wygrać. Ale odrzuca również myśl o kolejnej rewolucji, o której jednak na Ukrainie mówi się często.
W drugą rocznicę rozpoczęcia Majdanu 22 listopada 2015 r. w ukraińskich sieciach społecznościowych pojawiały się wezwania do wyjścia na kolejny wielki, narodowy wiec. Ale Ukraińcy na ulice nie wyszli. W przededniu rocznicy dramatycznych wydarzeń „czarnego czwartku” – wydarzeń z 20 lutego 2014 r., zbierają się środowiska nazywające się patriotycznymi czy nacjonalistycznymi. Chcą protestować przeciwko władzom, które pełnią przecież swój mandat w wyniku wsparcia Majdanu.
Ukraińców bolą sprawy codzienne: dramatyczna sytuacja ekonomiczna, podwyżki, problemy ze znalezieniem pracy. Uczestnicy rewolucji godności nie mogą pogodzić się z nierozliczeniem odpowiedzialnych za rozstrzał Majdanu. Boli ich powrót do polityki osób z otoczenia Wiktora Janukowycza, nierozliczenie afer. Niestabilność polityczna w każdej chwili może doprowadzić do upadku rządu Arsenija Jaceniuka, a nawet przedterminowych wyborów. Sam Jaceniuk, będący przecież jednym z trzech głównych liderów Majdanu, ma dzisiaj poparcie społeczne na poziomie błędu statystycznego. Trwanie jego gabinetu jest rezultatem gry politycznej, a nie objawem wsparcia dla jego polityki. Oczywiście to też powód do „triumfów” tych, którzy od początku nie wspierali Majdanu.
Podsycana niecierpliwość
Były oficer sowiecki z polskimi korzeniami, od lat emeryt, Kazimir uważa, że Majdan to była hucpa, a Ukraina powinna brać przykład z Białorusi. Zachód dla Ukraińców ma być czymś obcym, a jedyna szansa dobrobytu to przywrócenie „słowiańskiego braterstwa” z czasów sowieckich. Podobnie z nostalgią stare czasy wspomina Jewhen, 80-latek, który całe życie przepracował jako kierowca. Płynnie i z dumą wymienia kolejne typy sowieckich samochodów osobowych i ciężarówek, którymi jeździł. – My jesteśmy ruscy. Może i ja jestem Ukrainiec, ale my wszyscy jesteśmy ruscy. Majdan to faszyści, ale naszą ojczyznę już wcześniej zaczęli wszyscy rozkradać. Gorbaczow nas zdradził, a jeszcze bardziej Jelcyn! Putin to prawdziwy przywódca, musimy z nim współdziałać – postuluje Jewhen.
Taki sposób myślenia towarzyszy nie tylko emerytom. Wręcz fanami czasów sowieckich, których nawet nie pamiętają, są i młodsi. Podobnie jak ich rodzice określają siebie „my, ruscy”, a ukraińską hrywnę nazywają rublem. Im jednak często też towarzyszy fascynacja Zachodem, a właściwie jego mitycznym bogactwem. W drodze do pracy do Kijowa dwóch robotników budowlanych opowiada sobie, ile można zarobić w Polsce, a ile w Niemczech. Dla nich Majdan to coś, co widzieli w telewizji, coś obcego, dziwnego, niezrozumiałego. Oni chcą zarobić na mieszkanie, samochód. Chcą pojechać na urlop nad Morze Czarne tak jak robili to ich rodzice. Obce im są hasła o wolności, jedności, godności.
Właśnie kwestię godności podkreśla polski misjonarz w Kijowie ks. Sławek Wartalski CM. Do Kijowa przyjechał w czwartym dniu protestów. Przez trzy miesiące chodził między protestującymi i rozdawał różańce i Cudowne Medaliki. – Nie miałem wątpliwości, że ci ludzie pragną dobra i chcą to osiągnąć metodami pokojowymi. I chociaż dziś w różnych środowiskach słychać głosy rozczarowania, to często wynika ona z pewnej niecierpliwości, sztucznie podgrzewanej gdzieś z zewnątrz. Z wiadomych kierunków – mówi ks. Sławek. Ponad dwa lata po Majdanie codziennie przychodzi z medalikami i różańcami do ukraińskich żołnierzy. Stale wspiera ich modlitwą.
Ukraiński Instytut Pamięci od wielu miesięcy zapisuje i nagrywa relacje uczestników Majdanu. Już ponad dwa tysiące takich historii zostało utrwalonych, a część z nich ukazała się w formie książkowej. W tych opowieściach przeważa jednak przekonanie o głębokim sensie ukraińskiej rewolucji. Wołodymyr Waitrowycz, który w czasie rewolucji był jednym z jej organizatorów, a dziś szefuje ukraińskiemu IPN jest przekonany, że Majdan dał szansę zmiany państwa, lecz problemem jest to, że o ile faktycznie społeczeństwo przeszło głęboką pozytywną zmianę, o tyle za tym procesem po prostu nie nadążali politycy. – Tak zresztą było i na Majdanie. Ci, co byli na scenie, nie rozumieli nastrojów reszty. Jednak szansa na całościową zmianę wciąż nie jest stracona – mówi Wołodymyr Waitrowycz.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.