O sytuacji w Polsce trzeba mówić jak o elemencie większej całości. Kryzys w Kościele dotyczący wykorzystywania seksualnego nieletnich nabrał charakteru globalnego. Problemem okazały się nie tylko przestępstwa niektórych duchownych, lecz także reakcje kościelnych przełożonych.
Joanna Kociszewska: Kryzys w związku z falą ujawnień wykorzystywania seksualnego małoletnich wybuchł w Kościele amerykańskim w roku 2002. Nie spowodował jednak chyba refleksji u innych. Na przykład w Kościele niemieckim, choć dyskutowano o sprawie, nie podjęto żadnych działań poza wydaniem wytycznych. Dlaczego?
Ewa Kusz W Stanach Zjednoczonych kryzys nie wybuchł w 2002 r. Wtedy trwający od początku lat 80. kryzys wszedł w pierwszą ostrą fazę. Jeśli zaś chodzi o Niemcy, to nie jest prawdą, że Kościół w tym kraju poza wytycznymi nic więcej nie zrobił. Zaraz po motu proprio Jana Pawła II z 2001 r. biskupi niemieccy zaczęli u siebie tworzyć zręby systemu odpowiedzi na ewentualność poważniejszego kryzysu. Już w roku 2002 Niemiecka Konferencja Biskupów, niezależnie od sytuacji w USA, była gotowa do przyjęcia własnych wytycznych. Biskupi niemieccy w każdej diecezji stworzyli struktury ułatwiające zgłoszenia, powołali osoby odpowiedzialne za prewencję. Podobnie postąpiły zakony. Nie mieli wtedy fali oskarżeń, a jedynie pojedyncze zgłoszenia bieżących przypadków.
Gdy kard. Marx w 2002 r. apelował o zgłaszanie się ofiar, pojawiło się ich zaledwie kilka. W roku 2010 założone dwie infolinie przyjęły zgłoszenia łącznie od ponad tysiąca ofiar. Dlaczego nagle pojawiło się ich tak wiele?
Ujawnianie przypadków wykorzystania seksualnego małoletnich przez duchownych toczyło się przez osiem lat bez przesileń. Zmieniło się to nagle na początku 2010 r., gdy po kilku zgłoszeniach przełożeni jezuickiego Canisius-Kolleg w Berlinie – podejrzewając, że ofiar może być więcej – skierowali apel do absolwentów z lat 70., by ewentualni poszkodowani zgłosili swoją krzywdę. To wezwanie, w połączeniu z licznymi faktycznymi zgłoszeniami byłych uczniów, odbiło się bardzo głośnym echem i uruchomiło falę ujawnień w całym kraju.
Najtrudniej było pierwszym zgłaszającym się osobom – z powodu zainteresowania mediów i ryzyka, że zostaną zidentyfikowane. Większość ofiar chce pozostać anonimowa. Jeżeli w jakimś momencie więcej ludzi decyduje się na ujawnienie, to pojedynczym osobom łatwiej jest zachować anonimowość.
Decyzja o ujawnianiu zbrodni wykorzystywania seksualnego zależy od wielu czynników. W Kościele amerykańskim proces ten miał miejsce już przed rokiem 2002, równolegle ze wzrastającym zainteresowaniem społecznym i z postępem badań. W 2002 r. publikacje dziennika „Boston Globe” w krótkim czasie spowodowały ogromną falę ujawnień. Niedawny raport Wielkiej Ławy Przysięgłych z Pensylwanii otworzył tu nowy rozdział. Tym razem już nie tyle nowych przypadków wykorzystania seksualnego, ile – dotąd skrzętnie ukrywanych – zawstydzających błędów przełożonych kościelnych.
Pierwsza faza kryzysu w USA to zatem czas od lat 80. XX wieku do roku 2002. Na czym ona polegała?
Na fali rosnącego społecznego zainteresowania tematem wykorzystywania seksualnego małoletnich pojawiały się pierwsze ujawnienia w mediach i zgłoszenia wewnątrzkościelne, na które, niestety, reagowano nie z myślą o ochronie ofiar, lecz ochronie instytucji kościelnych.
Na początku lat 80. episkopat amerykański – widząc, że kryzys fermentuje – zlecił opracowanie pierwszego poufnego raportu, który, niestety, nie wywołał wspólnej reakcji biskupów. Trzeba było na nią czekać jeszcze niemal 20 lat, mimo że pod koniec 1992 r. zalecono wspólne zasady działania, niecały rok później powołano komisję do opracowania spójnej, proaktywnej odpowiedzi na problem, a w roku 1994 Watykan zatwierdził politykę „zero tolerancji” wobec zbrodni seksualnych duchownych. Komisja w 1996 r. wydała tym razem publiczny raport z wieloma sensownymi wnioskami i zaleceniami. Niestety, przejęli się nim tylko niektórzy biskupi, inni wciąż twierdzili, że problemu nie ma. Moim zdaniem, w Polsce jesteśmy dziś na tym właśnie etapie.
Można porównać te ówczesne normy z USA do naszych wytycznych episkopatu?
Tylko w przybliżeniu. Polskie wytyczne powstawały inaczej – w oparciu o wskazania Watykanu, gdzie wyciągano wnioski z kryzysu. Amerykanie nie mieli wzorców. Gdyby nie było doświadczeń amerykańskich i z innych krajów anglosaskich, prawdopodobnie proces uczenia się odbywałby się znacznie wolniej. Teraz jednak musimy się uczyć w dużym przyspieszeniu, przechodząc różne fazy kryzysu niemal równocześnie.
Podsumowując: mówimy o etapie, na którym dochodziło do ujawnień, powstały już jakieś standardy, ale różnie się do tego stosowano. Ten etap trwał do...?
Do początku 2002 r., kiedy to seria publikacji dziennika „Boston Globe” wywołała falę ujawnień i wymusiła jedność w działaniu biskupów. Ordynariusz Bostonu, kard. Bernard Law, był jednym z tych biskupów, którzy działali po swojemu. Co więcej, przyjmował do swojej diecezji księży sprawców przestępstw na szkodę małoletnich, których to księży chętnie się pozbywali inni biskupi. Dlatego w archidiecezji bostońskiej problem urósł do niebywałych rozmiarów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.