Czy w Polsce możliwe jest jeszcze pojednanie?

Więź 1/2016 Więź 1/2016

Podczas gorących powyborczych dyskusji na jednym z portali społecznościowych postawiono pytanie: „Czy w Polsce możliwe jest jeszcze pojednanie?”. To bardzo ważny problem, bo zahacza o moralność i duchowość Polaków, a pytanie padło w akcie bezsilności wobec bieżących wydarzeń społeczno-politycznych w Polsce i Europie

 

Kościół narzędziem jedności

Skoro Kościół jest kontynuatorem misji Jezusa głoszącego bliskość Królestwa Bożego, to budowanie porozumienia i pojednania musi być zawsze jego zadaniem i priorytetem. Chodzi, dodajmy, o Królestwo nie z tego świata.

Kościół ma być w rękach Boga narzędziem pojednania i przebaczenia. Taka w skrócie jest jedna z autodefinicji Kościoła pojmowanego jako Sługa rodzaju ludzkiego . A II Sobór Watykański uczy na samym początku konstytucji dogmatycznej Lumen gentium, że Kościół ma być „znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego” (KK 1).

Oczywiście najprościej sprowadzić rolę Kościoła jako narzędzia pojednania do wymiaru sakramentalnego. Tak wąskie rozumienie ograniczałoby jednak misję Kościoła jedynie do własnej wspólnoty wyznaniowej, czyniąc z niego zamkniętą sektę. Misja Kościoła-Sługi nie może ograniczać się do rekrutacji nowych członków i oczekiwania od nich życia i myślenia podług wzorca odrzucającego różnorodność tam, gdzie jest ona możliwa. Rola Kościoła nie może też zatrzymać się jedynie na pogłębianiu wiary. Wybitny teolog kard. Avery Dulles SJ uważał, że beneficjentami misji Kościoła-Sługi mają być wszyscy ludzie słyszący od niego słowa podnoszące na duchu lub z szacunkiem wysłuchani .

Uczestnictwo Kościoła w życiu publicznym nie polega zatem na odgrywaniu roli klienta czy beneficjenta jakiejś opcji politycznej i uznawaniu jej za natchnioną przez Boga. Zgodnie z nauką II Soboru Watykańskiego, Kościół szanuje i popiera polityczną wolność i odpowiedzialność obywateli oraz sprzyja wszelkiej (sic!) prawdzie, dobru i pokojowi między ludźmi . Taka postawa jest pochodną wyciągnięcia z historii wniosku, że tam, gdzie Kościół staje się oblubienicą jednego pokolenia, zostaje najczęściej wdową w pokoleniu następnym. Przykładem i przestrogą są tutaj chociażby Irlandia, Hiszpania, Kanada czy nawet Włochy.

Wydaje się, że Kościół hierarchiczny w Polsce ma doświadczenie funkcjonowania jako narzędzie pojednania i przebaczenia. Chlubimy się przecież przekazanym w czasie obrad II Soboru Watykańskiego listem biskupów polskich do niemieckich, w którym padło słynne zdanie: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Powodem do chluby jest też wspólne przesłanie do narodów Polski i Rosji, pod którym podpisali się przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik i zwierzchnik Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl.

Co ciekawe, orędzie z 1965 roku pozostało w pamięci historycznej pokoleń do dziś. Niedawny list do narodów Polski i Rosji cieszył się jedynie bardzo krótkim życiem medialnym, a później szybko poszedł w zapomnienie. Czyżby Kościół hierarchiczny w Polsce stracił na autorytecie albo też jego autorytet był podkopywany, skoro tak ważna deklaracja nie pobudza nas do refleksji? Sprawa jak zwykle jest złożona — zwłaszcza ze względu na imperialną politykę Rosji Putina i bliskie związki Cerkwi z Kremlem — ale wydaje się, że również po polskiej stronie zapału do kontynuowania pojednania i dialogu brakowało.

Jak zbliżyć ludzi do siebie

Powinniśmy zatem podjąć się wytężonej pracy nad odbudową Kościoła jako przestrzeni spotkania i pojednania.

Są jednak pewne warunki wstępne. Po pierwsze, pojednanie nigdy nie dokonuje się na warunkach jednej ze stron sporu. Aby nastąpiło, musi być ono bezwarunkowe, to znaczy każda ze stron konfliktu musi uznać swoje błędy. W rozwodzących się małżeństwach na ogół winę ponoszą oboje małżonkowie. Podobne procesy dokonują się w większych społecznościach. Oczywiście bezwarunkowe pojednanie nie zakłada zapomnienia doznanych krzywd, ale nie domaga się ono pokuty. Ona najczęśćiej przychodzi po czasie jak akt wolnej woli. Pojednania nie należy mylić z ułaskawieniem, amnestią, ponieważ jako takie jest ono ­wyrzeczeniem się urazy, rezygnacją z zadośćuczynienia .

Wybitny socjolog Robert R. ­Alford zauważył, że zdaniem Arystotelesa warunkiem stabilności politycznej jest jednorodność religijna. Antagonizmy pojawiają się właśnie wtedy, gdy do sfery polityki wkraczają przeciwstawne przekonania dotyczące podstawowych wartości wypływających z wiary (lub, dodajmy: niewiary) pojmowanej jako struktura dogmatyczna. Okazuje się, że wtedy najczęściej kompromis jest niemożliwy . Tak jest w naszym przypadku. „Obóz tradycji” postuluje „więcej religii”, bo to uzdrowi i życie społeczne, i państwo. „Obóz postępu” walczy o to, aby było „mniej religii”, bo ona jedynie zatruwa życie publiczne.

Jeśli trafnie przedstawiam aktualną rzeczywistość polityczno-społeczno-religijną — to dostrzec można dziś następujące główne przeszkody dla dialogu i na drodze ku pojednaniu: 1) używanie religii do celów politycznych; 2) mieszanie polityki z religią; 3) traktowanie polityki jako religii; 4) pojmowanie dogmatów jako końca drogi; wreszcie 5) zastępowanie miłości bliźniego dogmatem politycznym lub religijnym.

Uporanie się z tymi zagadnieniami jest warunkiem sine qua non porozumienia społecznego, ponieważ to właśnie w tych punktach wydają się ulokowane zarzewia konfliktów wokół wartości podstawowych. Zwolennicy formacji „#dobrej zmiany” uznać mogą takie postawienie sprawy za nadużycie i manipulację, szczególnie w kwestii zarzutu mieszania religii i polityki. Przecież nikomu nie zaszkodziła obecność języka i praw szukających inspiracji w wartościach transcendentnych. Zwolennicy nurtu oświeceniowego jako remedium na polskie problemy wskażą raczej sekularyzację bądź segmentację — odseparowanie religii od innych dziedzin życia .

Szkopuł w tym, że żadne z rozwiązań proponowanych i przez jednych, i przez drugich nie zbliża ludzi do siebie. Żadne nie pozwala na nawiązanie nici porozumienia, gdyż każda ze stron sporu odwołuje się do wartości politycznych i religijnych, traktując je, niemal w takim samym stopniu, jak dogmaty. Oba obozy kłócą się o nie prawie jak przekupki z Konstantynopola w trakcie soboru debatującego nad problemem dwoistości natur w Jezusie Chrystusie. W tym wypadku rolę dwóch natur grają pewnie dwie wizje państwa: socjalnego i liberalnego oraz dwie aksjologiczne wizje podstaw życia publicznego.

Oddogmatyzować politykę

Podejmując jakiekolwiek próby pojednania społecznego w Polsce, należałoby zatem za pierwszy krok uznać oddogmatyzowanie politycznego myślenia i języka.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...