Dar pierwszego kontaktu miał z pewnością ks. Bosko. Dla każdego chłopaka spotkanie z nim oznaczało początek wielkiej przygody
Jest wrzesień, pierwszy dzień roku szkolnego. Zostałem po raz kolejny wychowawcą klasy gimnazjalnej. Śledzę z uwagą listę moich przyszłych podopiecznych, niektórych znam z półkolonii i dziecięcego oratorium. Cieszę się, że na tej liście są właśnie tacy, których już wcześniej spotkałem. Jednak zdecydowana większość to osoby, które zobaczę pierwszy raz. Dla mnie to nie debiut, bo już wcześniej pełniłem tę funkcję przez trzy lata. Jednak się przygotowuję i trochę przeżywam, bo zawsze to nowe wyzwanie. A dla moich przyszłych uczniów to w zasadzie wszystko jest nowe i prawie całkiem obce. Zaczynając od nauczycieli, rówieśników z klasy, innych uczniów, kończąc na dużym budynku, w którym niejeden dorosły się zgubił. Spotykamy się w klasie. Wydają się bardzo przestraszeni, zestresowani i niepewni. A jednak niezwykle sympatyczni i pełni życia. Witam się z nimi i, zanim sprawdzę obecność, mówię proste zdanie: – Nie znam was jeszcze, ale już was lubię i cieszę się, że będę waszym wychowawcą. Młodzi gimnazjaliści się uśmiechają, widać lekkie rozluźnienie i pierwsze napięcie opada. Potem poznaję każdego osobiście, próbuję zapamiętać imiona i twarze, słucham uważnie kilku słów, którymi się przedstawiają. Omawiam sprawy organizacyjne, idziemy na wspólną Eucharystię i jadą do domu. W zasadzie tyle z tego pierwszego spotkania. Cała reszta ma się dokonać w czasie lekcji, wycieczek przez trzy lata. I pewnie z taką myślą pozostałbym do dzisiaj, gdyby nie to, co wydarzyło się tego samego dnia po południu.
Na swoje pierwsze spotkanie z dyrekcją szkoły, a następnie z wychowawcą, przyszli rodzice. Mnóstwo informacji, spraw organizacyjnych związanych z wycieczką integracyjną, składkami, wyborami rady klasowej, pytań rodziców dotyczących zasad panujących w szkole itd. Po zakończeniu zostaje kilka osób na bardziej osobiste rozmowy i dopowiedzenia. Podchodzi małżeństwo i mówi: – Bardzo dziękujemy, że ksiądz powiedział na pierwszym spotkaniu z uczniami, że ich lubi. Nasz syn jutro pójdzie chętnie do szkoły, pierwszy raz od kilku lat. Bardzo się zdziwiłem, ale też ucieszyłem. To proste zdanie wyrażone szczerze, bo tak naprawdę byłem do nich nastawiony, tak wiele znaczyło. Ten chłopak od tego momentu uczył się w naszej szkole przez 6 lat, bo po gimnazjum kontynuował naukę w salezjańskim liceum. A wszystko zaczęło się od prostego: lubię was.
To pierwsze spotkanie jest niezwykle istotne. Ono wyznacza pewien szlak, otwiera drzwi i zaprasza gościa do środka, by wszedł i się rozgościł. Na kartach Ewangelii możemy podziwiać samego Mistrza z Nazaretu, który w niezwykły sposób powołuje, nawraca, uzdrawia. I ludzie idą za Nim, bo nikt ich wcześniej tak nie potraktował. I wystarczyło jedno spotkanie, spojrzenie, gest, słowo, by życie nabrało nowego blasku. Odtąd dla ludzi jest jasne: idą za Jezusem, bo On potraktował ich z miłością.
Dar pierwszego kontaktu miał z pewnością ks. Bosko. Dla każdego chłopaka spotkanie z nim oznaczało początek wielkiej przygody. Jak on musiał patrzeć na człowieka, jak serdeczny mieć wyraz twarzy, głos, spojrzenie, że młody urwis chciał przyjść po raz kolejny do oratorium. Takim pierwszym spotkaniem z ks. Bosko zaskoczeni byli mały rozrabiaka Michał Magone i spokojny Dominik Savio. To niesamowity dar salezjańskiej pedagogii: życzliwe i serdeczne przyjęcie, które jest zaproszeniem do dalszej drogi. „Wystarczy, że jesteście młodzi, abym was bardzo kochał” – mówił ks. Bosko. Potraktowanie kogoś w taki sposób, by ten czuł, że spotyka się z kimś ciekawym, lubiącym swoją pracę oraz zainteresowanym drugim człowiekiem. I chyba o to chodzi, by ktoś w pierwszym kontakcie z nami poczuł, że ma do czynienia z wychowawcą wyjątkowo przyjaznym, ale przede wszystkim, aby sam poczuł się uczniem szczególnym, zauważonym i przyjętym z dobrocią.Wtedy droga do szkoły może okazać się o wiele przyjemniejsza, a pobyt na zajęciach bardziej owocny. Ja od tamtego momentu mam dodatkową motywację, by pracować nad pozytywnym nastawieniem do ludzi, za których odpowiadam, oraz by nie bać się im mówić o tym, że ich lubię. Tak, jak chciał ks. Bosko: „By młodzież nie tylko była kochana, ale żeby wiedziała, że jest kochana”.
Ksiądz Piotr Lorek - salezjanin, katecheta, wychowawca i kierownik oratorium w Salezjańskim Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Tarnowskich Górach, wikariusz Inspektorii św. Jana Bosko we Wrocławiu
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.