Dlaczego biały człowiek z północnego kraju jedzie na drugi koniec świata? Jakby nie mógł mówić o Bogu na miejscu. Ks. Krzysztof Domagalski uważa, że każdy ksiądz nosi w sobie marzenie o wyjeździe na daleką misję. Nie każdemu wystarcza tylko odwagi. Niedziela, 21 października 2007
Ogromna przestrzeń parafii jest podzielona na sektory. Na czele każdego z nich stoi animator – to najbliższy współpracownik kapłana. Sektory dzielone są na jeszcze mniejsze jednostki, zwane z francuska – CEB – podstawowe wspólnoty parafialne. Tam katechezy, spotkania modlitewne i formacyjne prowadzi katechista. Animatorów jest 17, katechistów znacznie więcej. Katechiści są wolontariuszami, animatorzy raz na trzy lata dostają rower i pieniądze – równowartość worka sorgo na rok.
Parafia to działalność wielopłaszczyznowa. Oprócz zwyczajnej aktywności duszpasterskiej prowadzone są szkoły, przychodnie zdrowia, organizowane są kursy pisania i czytania dla dorosłych. Najbardziej doskwiera brak kapłanów. W Czadzie święci się niewielu księży miejscowych, mimo że działa już pewien system kształcenia: od najprostszego wioskowego preseminarium, czyli przyparafialnej szkoły z internatem dla chłopców od 12. do 14. roku życia, przez niższe seminarium duchowne, po wyższe.
Sytuację duszpasterską częściowo ratują zakonnice. W parafii ks. Krzysztofa 4 Kongijki ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia z Namur ewangelizują, przygotowują do chrztu i ślubu, walczą z analfabetyzmem, opatrują rany, odbierają porody. Codziennie pokonują drogę przez mękę, by dotrzeć do jedynej w promieniu dziesiątek kilometrów parafialnej przychodni. Możliwe jest jednak, że i one odejdą… Warunkiem, jaki stawia matka przełożona, jest bowiem obowiązek uczestniczenia w codziennej Mszy św., a od kilku tygodni nie ma już kapłana.
Dla chrześcijan z Czadu dwie rzeczy mają pierwszorzędne znaczenie: pogrzeb i marche (targ). Gdy przed świtem ok. 4 rano słychać bębny, wiadomo, że kogoś chowają i uroczystość wraz ze stypą potrwa jakieś trzy dni. Z powodu pogrzebu wierni potrafią odmówić spotkania z biskupem, który przyjeżdża do takiej małej wioski raz na wiele lat – nie przyjdą nawet na Mszę św. Bo jak się dusza obrazi, będzie źle – mówią. To spadek po animizmie. Wierzenia w wielką moc dusz zmarłych są niezwykle silne. Misjonarz musi pokornie przyjąć tę rzeczywistość, podobnie jak słynne marche. Marche to nie tylko zwyczajny targ – to styl, filozofia życia, jedyna atrakcja, centrum życia towarzyskiego, kulturalnego, a nawet więcej. Gdy marche przypada w sobotę, co oznacza, że zabawa potrwa po świt, nie ma co liczyć, że ludzie przyjdą w niedzielę do kościoła. Poza centrum parafii trzeba tak planować Mszę św., by nie kolidowała z marche ani z pogrzebem. I tak oto obyczaje kształtują duszpasterstwo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.