Pomysł narodził się po rodzinnej tragedii. – Na krótko przed przeprowadzką do nowo wybudowanego domu w wypadku samochodowym zginęła moja żona – mówi prezes Fundacji Stanisław Kowalski. – Zostałem z dwójką dzieci, które wolały mieszkać w dawnym mieszkaniu, pełnym jeszcze obecności matki. Niedziela, 5 października 2008
Lektura tych listów to wielka lekcja pokory i zachowania dystansu wobec naszych codziennych problemów. Są też chwile radości, kiedy widać, że determinacja rodziców i udzielona pomoc przynosi rezultaty. Mateuszek, jeden z pierwszych podopiecznych Fundacji, cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Przeszedł kilka operacji, po których przez wiele tygodni leżał w gipsie. Teraz chodzi już do szkoły, interesuje się sportem, z sukcesami startuje w zawodach. U Emilki wykryto nowotwór. Udało się go zwalczyć chemioterapią, która, niestety, spowodowała znaczne szkody w organizmie. Mimo że dziewczynka porusza się obecnie na wózku inwalidzkim, odnosi sukcesy w pływaniu i świetnie się uczy. Dużo radości przynosi jej taniec na wózku w Integracyjnym Zespole Tańca Ludowego. Paulinka choruje na rzadką chorobę genetyczną: dysplazję kręgosłupowo-przynasadową. Przeszła wiele operacji i zabiegów, wie, że czekają ją następne. Nie załamuje się. Uczęszcza jednocześnie do gimnazjum i do szkoły muzycznej, śpiewa i gra na skrzypcach.
Organizacje pożytku publicznego spełniają ogromną rolę w organizowaniu pomocy dla ciężko chorych pacjentów. Wiadomo, sytuacja w sferze opieki zdrowotnej daleka jest od doskonałości. Dobrze, że wokół Fundacji powstał ogromny krąg firm i osób wrażliwych, gotowych do pomocy. Niemałą grupę stanowią czytelnicy „Niedzieli”. – Kiedy analizujemy wpłaty na konta dzieci, okazuje się, że po apelach zamieszczonych w „Niedzieli” napływa fala, często drobnych datków, z których powstaje pokaźna suma – mówi Michał Sadkowski, członek Zarządu. – Nawet apele do czytelników prasy biznesowej nie przynoszą takich efektów. – Ofiarność czytelników „Niedzieli” wzrusza nas do głębi, wiemy, że darczyńcami są często osoby dzielące się przysłowiowym wdowim groszem – mówi Urszula Bogobowicz, dyrektor Centrum Charytatywnego Fundacji. – Pewien profesor, pensjonariusz domu opieki, systematycznie przysyłał niewielkie wpłaty dla trojga dzieci, których apele przeczytał w „Niedzieli”. Pewnego razu otrzymaliśmy list, w którym przepraszał, że w tym miesiącu nie mógł im pomóc, ponieważ sam zachorował i musiał wykupić leki.
Gromadzenie funduszy i wypłacanie ich rodzicom na podstawie rachunków za wydatki na leczenie i rehabilitację wymaga gigantycznej pracy księgowej. Rocznie jest do rozliczenia ponad 100 tys. faktur. Rodzice dziecka przyjmowanego do Fundacji przedstawiają dokumentację medyczną oraz zaświadczenie o sytuacji materialnej. Podpisują umowę, w której precyzyjnie określono warunki gromadzenia i wpłacania pieniędzy. Fundacja jest jedną z nielicznych, które nie pobierają żadnej prowizji za udostępnienie konta i obsługę księgową rachunku dziecka. Wszystkie środki zgromadzone na koncie podopiecznego przeznaczane są na jego potrzeby. Rodzice w każdej chwili mogą zapoznać się ze stanem konta przez Internet lub infolinię, na życzenie otrzymują pełne zestawienie wpływów i wydatków. – Naszą zasadą jest, że każda złotówka zgromadzona na koncie dziecka musi być wykorzystana dla jego zdrowia – mówi prezes Stanisław Kowalski. – Ograniczamy też do minimum koszty administracyjne. Biuro Fundacji utrzymujemy z naszej działalności wydawniczej. Jeżeli pojawiają się dodatkowe środki, przekazujemy je do jednej z 28 placówek, które objęliśmy opieką, takich jak szpitale, ośrodki opiekuńczo-wychowawcze, rodzinne domy dziecka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.