Często się mówi, że in vitro jest leczeniem niepłodności. Taką nazwę noszą nawet niektóre kliniki trudniące się sztucznym zapłodnieniem. – Nic bardziej mylnego. In vitro nie ma nic wspólnego z leczeniem. Niedziela, 19 października 2008
Metoda in vitro od zawsze wzbudzała wiele kontrowersji. Pewnie dlatego w Polsce nikt nie zajął się tym problemem pod kątem prawnym. W efekcie nie mamy żadnych ustaw regulujących sztuczne zapłodnienie. To całkowite bezprawie służy doskonale klinikom in vitro, które od kilkunastu lat robią złoty interes.
„Do Państwa dyspozycji oddajemy całe nasze doświadczenie i szczere zaangażowanie. Pragniemy, aby stali się Państwo jak najszybciej szczęśliwymi rodzicami. Razem pomożemy naturze – chcemy, by rodziły się dzieci, nie frustracje” – tymi słowami jedna z małopolskich klinik in vitro zachęca pary, aby skorzystały ze sztucznego zapłodnienia.
Czytając dalej internetową ofertę, można odnieść wrażenie, że potencjalny klient czuje się jak w sklepie z zabawkami. Jeżeli bowiem np. partner jest bezpłodny, można zamówić nasienie z zagranicznych banków spermy. A tu – jak się okazuje – wybór „materiału genetycznego” jest bardzo bogaty. Do wyboru, do koloru. „Oferujemy dobór dawcy tak, aby odpowiadał wymaganiom przyszłych rodziców, zapewniając możliwość wyboru: grupy krwi, rasy, profilu psychologicznego, wieku, wzrostu, wagi ciała, koloru oczu, koloru włosów, a nawet wykształcenia, czy kierunku studiów” – czytamy dalej. Chciałoby się zażartować, że jeżeli dobrze zapłacimy, to klinika jest nam w stanie „spłodzić” małego Chopina albo Leonarda da Vinci o pięknych blond włosach i niebieskich oczach. Pytanie tylko, czy uwzględniane są reklamacje?
Złoty interes
Często się mówi, że in vitro jest leczeniem niepłodności. Taką nazwę noszą nawet niektóre kliniki trudniące się sztucznym zapłodnieniem. – Nic bardziej mylnego. In vitro nie ma nic wspólnego z leczeniem. A proponowana terapia nie powoduje płodności. To tylko metoda zastępcza – wyjaśnia o. prof. Wojciech Bołoz, bioetyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Jednak w takich klinikach pseudoleczenia niepłodności chętnych nie brakuje. A lekarze najczęściej już po wstępnej rozmowie zalecają pozaustrojowe zapłodnienie. W takim wypadku można mówić nawet o łamaniu przysięgi Hipokratesa, bo często lekarze nawet nie próbują wyleczyć małżeństwa z bezpłodności. – In vitro to przecież doskonały interes – tłumaczy o. Bołoz.
Obecnie co piąta para ma problem z płodnością. Z biegiem lat, po nieudanych próbach, chęć posiadania dziecka jest coraz większa. Ten naturalny instynkt macierzyństwa i ojcostwa jest tak wielki, że małżonkowie gotowi są sięgnąć praktycznie po wszystko. I właśnie w tym momencie najczęściej pojawia się myśl: a może in vitro...
To jednak kosztuje, bo każda próba sztucznego zapłodnienia to wydatek od 5 do 7 tys. złotych, a kiedy stosuje się również pozaustrojowe dojrzewanie komórek jajowych (oocytów), kwota sięga już od 8 do 10 tys. Do tego trzeba doliczyć częste wizyty lekarskie – każda kosztuje kilkaset złotych – oraz zamrażanie nadprogramowych zarodków (dzieci we wczesnym stadium embrionalnym) – roczny koszt to 500-600 złotych.
Statystycznie tylko co piąta przeprowadzona próba kończy się zapłodnieniem. Dlatego też, gdy zsumujemy wszystkie koszty zapłodnienia in vitro, to często wychodzi na to, że przeciętna para zostawia w klinice od kilkunastu, do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Przy czym znane są przypadki, że zabiegom i szkodliwej kuracji poddawane były kobiety, które nie miały żadnej szansy, nawet pozaustrojowo, na zajście w ciążę. Mówiąc potocznie – ktoś ich „nabił w butelkę”, sprzedając jedynie nadzieję.
Dlatego też takie pomysły, jak refundacja in vitro z Narodowego Funduszu Zdrowia, nie powinny być brane pod uwagę. Dzięki takiej polityce społecznej wzbogaciłyby się tylko – i tak bogate – kliniki trudniące się sztucznym zapłodnieniem. Co więcej, refundacji nie wyobrażają sobie ludzie wierzący, bowiem dla wielu z nich trudne byłoby do pogodzenia płacenie podatków i składek, z których finansowano by sprzeczne z nauką Kościoła i ich przekonaniami sztuczne zapłodnienie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.