Pod względem popularności mógłby rywalizować dziś z wieloma gwiazdami ekranu, jednak na łamach kolorowych pism nie gości. Popularność popularnością, a szefów radia i telewizji swoją osobowością niepokoił od zamierzchłych lat PRL-u. Niedziela, 2 listopada 2008
Pod względem popularności mógłby rywalizować dziś z wieloma gwiazdami ekranu, jednak na łamach kolorowych pism nie gości. Popularność popularnością, a szefów radia i telewizji swoją osobowością niepokoił od zamierzchłych lat PRL-u
Nieraz słyszymy: „Andrzej Zalewski powiedział, że ma być ciepło, to będzie ciepło”. Wierni słuchacze EkoRadia traktują go niczym wyrocznię, nie tylko zresztą w sprawach pogody. „Panie Andrzeju, z przerażeniem patrzę, w jak bezmyślny sposób ludzie podchodzą do ochrony przyrody, w jak brutalny sposób traktują nasz dom – lasy, rzeki, jeziora, nigdzie na świecie nie niszczy się tak bezmyślnie przyrody”.
Jego EkoRadio nie jest nawet osobną redakcją. To tylko dziennikarz na emeryturze podłączony do komputerów rozgłośni radiowej. Niczym Don Kichot walczy o lepszą świadomość ekologiczną Polaków. Ma swojego Sancho Pansę. Jest nim dyplomowany leśnik wychowany na mchach Puszczy Świętokrzyskiej Michał Farys. Niestety, jest w tej swojej walce dość bezradny. Polscy dziennikarze i politycy uciekają od ekologii, bo temat – jak mówią – nie jest nośny. – Dzięki Bogu, zwykli ludzie akceptują to, co mówię, i może nawet wyciągają jakieś wnioski…
Misją EkoRadia jest przedstawianie podstawowych zagrożeń bezpieczeństwa ludzkości. Zalewski wymienia tu wojnę i terroryzm, deficyt energetyczny i zagrożenie bio-eko-meteorologiczne. Podkreśla, że to trzecie jest najbardziej lekceważone. – Alarm podnosi się dopiero wówczas, gdy gdzieś na świecie jest potop, a u nas Podkarpacie spływa wodą.
Wtedy nawet politycy robią zatroskane miny, a dziennikarze przez pewien czas mają gorący temat. I na tym sprawa się kończy, bo zbyt nudne jest mówienie o przyczynach takich zjawisk, a pouczanie ludzi nie licuje z dzisiejszym etosem dziennikarza, zaś ostrzeganie może być odebrane jako straszenie.
Andrzej Zalewski to właśnie stara się robić. W swoich krótkich audycjach przekazuje w sposób najprostszy nie tylko prognozę pogody, ale też uparcie poucza, moralizuje, uderza w najbardziej patetyczne struny, bywa patriotycznie sentymentalny i religijnie ckliwy. Lubi używać wielkich słów i czyni to celowo, z przekonaniem.
Czasem przemawia po ojcowsku: „Włóż czapeczkę, chowaj głowę, bo idzie zimno”. Nazywa to humanizowaniem przekazu radiowego. Potrafi też nakrzyczeć, jeśli jest taka potrzeba, bo np. trafia go szlag z powodu zaśmieconych lasów. Strofuje rodaków, którzy nie szanują ojczystej przyrody. Te zaledwie kilka minut na dobę na antenie przyciągnęło na jego stronę internetową: www.niezapominajki.pl ponad 1,1 mln internautów, w tym aż ok. 40% spoza Polski.
Będę dziedzicem
Gdy miał pięć lat, na pytanie: „Jędrusiu, kim ty będziesz?”, odpowiadał, że będzie dziedzicem albo rolnikiem. Skąd u chłopaka wychowanego w mieście wziął się ten pociąg do wsi i przyrody?
– Chyba po dziadku – analizuje – który był synem ziemianina spod Bodzentyna. Najwięcej dowiedziałem się o nim z pamiętników Stefana Żeromskiego, który przez pewien czas dojeżdżał do majątku Sieradowice na korepetycje do krnąbrnego leniwego młodego człowieka, którym był właśnie mój dziadek.
Tuż przed wojną mieszkał z rodzicami na Świętokrzyskiej 16, róg Czackiego. Już w szóstym dniu wojny mieszkanie spłonęło doszczętnie, został w mundurku harcerskim.
We wrześniu 1939 r. kończył 14 lat, już w październiku był w konspiracji harcerskiej Szarych Szeregów. – Większość dzisiaj czczonych bohaterów Powstania Warszawskiego to moi wspaniali koledzy z 25. Warszawskiej Drużyny Harcerskiej i ze szkoły Górskiego – wspomina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.