Pod względem popularności mógłby rywalizować dziś z wieloma gwiazdami ekranu, jednak na łamach kolorowych pism nie gości. Popularność popularnością, a szefów radia i telewizji swoją osobowością niepokoił od zamierzchłych lat PRL-u. Niedziela, 2 listopada 2008
W 1942 r. ukończył dwuletnie konspiracyjne technikum rolnicze (gdzie wykładali ukrywający się profesorowie SGGW). „Pakuj się, jedziesz w Góry Świętokrzyskie!” – przyszedł rozkaz. I tak dokonał się nieoczekiwany powrót do rodzinnych korzeni. Miał być mediatorem w tak odległych od siebie środowiskach ziemiańskim i chłopskim.
– No i dzięki temu, że byłem oddelegowany poza Warszawę, przeżyłem powstanie, bo większość moich kolegów z drużyny, ze szkoły Górskiego, poległa… Przeżyłem wspaniałe lata w zgrupowaniu Ponurego – opowiada – byłem organizatorem „dobrowolnej kontrybucji wojennej”. Przyjeżdżałem do pana dziedzica i w cztery oczy zadawałem pytanie, czy pan dziedzic byłby skłonny jakoś wspomóc nasze oddziały. Pan dziedzic brał mnie na podwórze i pokazywał, co i gdzie jest do wzięcia, ja to notowałem. W nocy przychodził oddział z krzykiem i awanturą: „Kontrybucja, zabieramy”. To była taka udawana przemoc, aby ochronić darczyńcę. Zabieraliśmy to, co było na kartce.
Poranny kogut
W kwietniu 1945 r. był już na SGGW. Grupa złożona z około 100 studentów i profesorów, przedwojennych absolwentów, partyzantów AK, BCh, zabrała się do przywracania starej uczelni do życia. – Delegacja naszej grupy udała się do rządu lubelskiego, przekonaliśmy komunistów, że przed wojną SGGW nie było uczelnią paniczyków i ziemiaństwa, że studiowało na niej ponad 50% dzieci chłopskich! „Pozwólcie odbudować tę ponad 200-letnią uczelnię” – mówiliśmy. Pozwolili, a ja należałem do tej awangardy – mówi z dumą.
Ukończył SGGW jako magister inżynier rolnik, z pracą dyplomową na temat wpływu żywienia pastwiskowego na płodność krów. Najwyższa ocena, wyróżnienie za obronę.
– W 1949 r. prof. Ryszard Manteufel z SGGW zakładał w Polskim Radiu Redakcję Rolną, zaproponował mi udział w tym przedsięwzięciu: „Ma pan swobodę mówienia, ładny głos...”. To miała być redakcja oświatowa.
Miał zaszczyt terminować u sławnych radiowców: prof. Jana Żabińskiego, Karola Stromengera, Leonarda Chociłowskiego (leśnika) i inż. Wacława Tarkowskiego. Wszyscy oni stali się popularni w Polskim Radiu przed 1939 r. Wrócili do pracy w PRL-u. W 1955 r. Zalewski wprowadził do Radia „Poranne Rozmaitości Rolnicze”, z sygnałem koguta, który sam wymyślił. Uważa, i nie jest w tym odosobniony, że do dziś to jeden z piękniejszych sygnałów radiowych…
Najpierw był tylko współpracownikiem PR, po rewolucji gomułkowskiej zdecydował się na etat. Sprawa stała się poważna. – Wezwał mnie prezes Radiokomitetu Sokorski: „Słuchaj, Zalewski, co ty tam wczoraj wygadywałeś!” Pytam prezesa, co złego powiedziałem. On na to: „Wszystko dobrze, tylko nie użyłeś słów: ze Związkiem Radzieckim na czele”. Nie żartował, ale też nie ukrywał cynizmu. Wysłał mnie na wymianę doświadczeń do radia moskiewskiego, skąd szybko wróciłem. Potem kiedyś znowu mnie zawołał: „Słuchaj, w telewizji trzeba otworzyć wieś, rolnictwo. Ty zrobisz to najlepiej”. I założyłem Redakcję Rolną w telewizji.
Przygotował cykliczny program o rolnictwie i wsi, ale nie tylko dla rolników, pt. „Niedzielna Biesiada”, który sam prowadził. Wśród widzów szybko zyskał przydomek „rolnika z Marszałkowskiej”, nieco prześmiewczy, ale przecież dokładnie tak było. Do dziś nie kryje tego, że jest „rolnikiem z Warszawy”.
Przez wiele lat był wyspecjalizowanym komentatorem Dziennika Telewizyjnego. Po wizycie Cartera z Brzezińskim w 1978 r. dostał z ambasady USA imienne zaproszenie na podróż studyjną do Stanów. – Władze TV poleciły mi symulować chorobę, żebym nie mógł jechać. Prezes miał, oczywiście, zastępczego kandydata. Dopiero po interwencji ambasady, dwa dni później siedziałem w samolocie do Waszyngtonu. Ale po powrocie prezes odebrał mi moją audycję, a potem przy pierwszej sposobności, w 1985 r., wyeksmitował na emeryturę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.