Pomyślcie o dziecku z domu dziecka – apeluje do wiernych metropolita łódzki abp Władysław Ziółek. Jak przypomina w liście, w sierocińcach czekają na rodziców setki dzieci. Przyjęcie dziecka to dobre postanowienie na Wielki Post – podkreśla Ksiądz Arcybiskup Niedziela, 29 marca 2009
Życzliwy klimat
W kilka tygodni po kolędzie i liście Księdza Arcybiskupa trudno powiedzieć, jak apele zaowocują. – Każda decyzja o przygarnięciu dziecka jest ważna, ale istotne jest też to, żeby powstał życzliwy klimat wokół rodzicielstwa zastępczego. Może to spowodować otwarcie ludzi na podjęcie decyzji o przyjęciu dziecka – mówi ks. Stanisław Kaniewski.
Pracownik łódzkiego Centrum opowiada, jak kiedyś dowiedział się, że jego kuzyni chcą poddać się metodzie in vitro. Zapytali go o opinię, zaczął namawiać ich na adopcję, pokazując, czym jest in vitro.
– Przez rok nie odzywali się do mnie, aż tu po roku telefon – opowiada. – Może byś coś powiedział o adopcji… Rok dojrzewali, byli zbuntowani i źli. Mówili, że zburzyłem ich plan. Dziś, po kilkunastu latach od tamtej rozmowy, nie wyobrażają sobie życia bez dzieci, które adoptowali.
Adopcja to ostatnio nie problem, na ogół brakuje dzieci, które można przyjąć do rodziny. Zdaniem pracowników ośrodków adopcyjnych, zbyt powolnie pracują sądy, które orzekają o odebraniu praw rodzicielskich, co otwiera drogę do adopcji. Problemem są rodziny zastępcze.
W Łódzkiem np. w domach dziecka czeka na rodziców 1500 dzieci. Tymczasem kandydatów na zastępczych rodziców, którzy przyjęliby je do domów albo stworzyli rodzinne domy dziecka, nie ma zbyt wielu. Tak się dzieje w całej Polsce. W Łodzi nie pomogli nawet radni, którzy zastępczym rodzicom zagwarantowali m.in. zwolnienie z opłat za przedszkola i przejazdy komunikacją miejską, obniżenie czynszu i finansowanie wyjazdów wakacyjnych.
Same korzyści
Powodów, że powstaje tak mało rodzinnych domów i rodzin zastępczych, jest co najmniej kilka. Biurokracja, nie najlepsza prasa i złe prawo – wylicza Krystyn Nawrocki, prowadzący z żoną rodzinną placówkę w Białogardzie w Szczecińskiem. – Z pewnością jest dużo dobrych rodzin, które chciałyby się tym zajmować, ale urzędnicy mają kłopoty z dotarciem do nich. A przecież utrzymanie wychowanków w tradycyjnych bidulach jest dwukrotnie droższe. Przejście na rodzinne domy daje same korzyści, w tym najważniejsze, dotyczące kształtowania osobowości dziecka.
Niektórych zniechęca myśl, że dzieci pewnie nie zostaną z nimi na zawsze. Rodzic zastępczy musi pamiętać, że jest… zastępczy, sprawuje tymczasową opiekę nad dziećmi. – Nie jest to łatwa sytuacja, bo dziecko pokochaliśmy, zżyliśmy się z nim – przyznaje Leszek Dobrzyński. – Musimy być na to otwarci. Nasz ból się nie liczy, chodzi o dobro dziecka.
– Pytam znajomych: dlaczego nie stworzycie rodziny zastępczej? Odpowiadają: bo jeszcze nie czas, bo muszę wychować własne dzieci, bo mam pracę, która mi to uniemożliwia – mówi Tomasz Bilicki, wicedyrektor łódzkiego Centrum. Po to, żeby przekonać ludzi, Centrum wpadło na pomysł, żeby włączyć w swoje działania duchownych.
Dzięki nim ulotki i foldery z adresami ośrodków adopcyjno-opiekuńczych w Łodzi dotarły do domów parafian. Pytania duszpasterza bezdzietnych par, czy myślą o dzieciach i czy rozważyliby adopcję lub rodzicielstwo zastępcze – też pewnie zrobiły swoje.
Pracownicy łódzkiego Centrum już odczuli większe zainteresowanie rodzin. Niektóre chciałyby adoptować dziecko, inne stworzyć rodziny zastępcze, jeszcze inne myślą o rodzinnym domu dziecka.
Adresy katolickich ośrodków adopcyjno-opiekuńczych i diecezjalnych poradni życia rodzinnego można znaleźć np. na stronie: www.familiae.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.