Wprowadzając stan wojenny, komuniści niemal jednocześnie internowali ludzi i wyrzucali krzyże z miejsc publicznych. W szczególności ze szkół. Przed ćwierć wiekiem uczniowie szkoły rolniczej w Miętnem powiedzieli jednak komunistom zdecydowane – „nie”. Wsparli ich nauczyciele. Niedziela, 12 lipca 2009
W pewnym momencie któryś z oficerów powiedział, że jeśli pokażemy legitymację, że mieszkamy w Garwolinie, to nas przepuszczą. Jeden z kolegów podniósł krzyż do góry i zakrzyknął: „To jest moja legitymacja!”. I to rozładowało napięcie. Inny chłopak, z najmłodszej klasy, w wielkiej emocji zawołał do zomowców: „To bij brata Polaka, ja się nie boję, mam czternaście lat!”… I wychodzą chłopaki do przodu. A zomowcy też trzy kroki do przodu. SB zaczęła filmować. Jednak najbardziej paraliżujące było oświetlanie nas bardzo silnym światłem, jakby z kwarcówek.
Jeden z zomowców puścił coś śmierdzącego. Ktoś z naszych zakrzyknął, że to gaz. Kilkanaście osób spanikowało i pobiegło w pole. Ale szybko dało się tę panikę opanować. Ustaliliśmy, że wrócimy do szkoły. Zomowcy poszli za nami. Stanęliśmy pod szkołą. Naokoło oni, a myśmy zaczęli śpiewać: „Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo...”. Po modlitwie i śpiewie weszliśmy do internatu. Jeszcze nie wszyscy byli w środku, a już spontanicznie ustawiliśmy się w oknach i daliśmy zomowcom szkołę nerwów. Wszyscy przez kilka minut waliliśmy dłońmi w metalowe parapety. To było nasze odreagowanie napięcia.
Następnego dnia ZOMO znów nie chciało dopuścić uczniów do kościoła. Spróbowali więc przedostać się przez pola. Tam też, nieopodal cmentarza, zostali zatrzymani. Kilku uczniów podbiegło jednak do kaplicy cmentarnej i zaczęło bić w dzwony. Przyszedł ksiądz i pod jego opieką pozwolono im pójść na nabożeństwo.
Tymczasem zajęcia w szkole z końcem marca zostały wznowione. Wyrzucono jednak blisko dziesiątkę niepokornych nauczycieli. Uczniom nakazano napisanie wiernopoddańczych „lojalek”. Ci zaś, którzy nie zgodzili się, musieli opuścić szkołę. Swoje papiery wycofało więc blisko trzy czwarte uczniów. Z kolei minister rolnictwa, któremu podlegały tego rodzaju placówki, zakazał przyjmowania uczniów z Miętnego do innych szkół.
Przyjechał też prokurator i zagroził, że ci uczniowie, głównie maturzyści, którzy skończyli osiemnaście lat, mogą zostać aresztowani nawet na dwa lata. Za bunt. Jednak „problem Miętnego” był już tak głośny, że stał się tematem rozmów między Episkopatem a komunistycznym rządem. W końcu podjęto decyzję, że wszyscy wyrzuceni uczniowie powrócą do szkoły. Podobnie jak i relegowani nauczyciele. Krzyż zostanie powieszony w bibliotece, a uczniowie mogą ten znak wiary nosić ze sobą i w czasie lekcji kłaść na ławkach. Jednak komuniści nie dotrzymali zawartych umów. Nauczycieli nie przywrócono do szkoły. Podobnie jak i wielu uczniów.
Szczególnie tych z klas maturalnych. Garwolińscy księża i miejscowa Solidarność zorganizowała jednak dla nich kursy dokształcające – prowadzone przez wykładowców Uniwersytetu Warszawskiego. Dziś większość z ówczesnych uczniów, mimo dalszych prześladowań, pokończyła studia.
– Dla mnie ten czas był darem łaski – mówi Krystyna Czarnocka. – Owszem, byliśmy grupą izolowaną w szkole. Inni nauczyciele stronili od nas nawet po 1989 r. Ale dla mnie był to czas świadectwa.
Ćwierć wieku po „walce o krzyże w Miętnem” powstał pomnik – krzyż upamiętniający tamte wydarzenia. Ufundowany ze składek uczestników wydarzeń: społeczności Miętnego, Michałówki, Garwolina i okolicznych miejscowości.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.