Wszyscy rodzimy się w Kościele dzięki pośrednictwu kapłana. To on w imieniu Boga przyjmuje nas do wspólnoty wierzących, on uczestniczy we wszystkich sakramentach od chrztu św. po sakrament chorych – przez pokutę, Eucharystię, bierzmowanie i sakrament małżeństwa. Niedziela, 9 sierpnia 2009
Moja droga do kapłaństwa
W moim przypadku była to decyzja, która dojrzewała od dzieciństwa. Wzrastałem w rodzinie skromnej, wielodzietnej, pobożnej i głęboko katolickiej. Z perspektywy lat mogę z całą mocą podkreślić, że przede wszystkim rodzina i klimat domu rodzinnego kształtują przyszłego kapłana, pozwalają mu otworzyć się na dar powołania. Moi rodzice byli ludźmi prostymi, ale na wskroś szlachetnymi duchowo. Prawdziwie dom rodzinny był moim pierwszym i niezapomnianym seminarium.
To rodzice byli moimi pierwszymi i prawdziwymi nauczycielami. Każdego dnia obserwowałem ich życie, które było życiem surowym i twardym, ale zawsze blisko Boga. To w rodzinnym domu codziennie klękaliśmy do wspólnego rodzinnego pacierza, razem przeżywaliśmy wspólny Różaniec, rodzinne śpiewanie kolęd, Litanii loretańskiej na tzw. majówkach. Mimo sporej odległości od kościoła parafialnego regularnie uczestniczyliśmy w Mszach św., i to nie tylko niedzielnych.
Ważną rolę na drodze mojego powołania odegrała posługa w kościele parafialnym, gdzie najpierw byłem ministrantem, później lektorem i kantorem. Dzięki niej byłem blisko Boga i „spraw Kościoła”. To w murach mojego rodzinnego kościoła parafialnego w Wągrowcu rodziła się i krystalizowała decyzja o powołaniu. Spotkałem też wielu dobrych, przykładnych, szlachetnych i gorliwych kapłanów, by wspomnieć choćby ks. inf. Zenona Willę, ks. prał. Heliodora Grabiasa i wielu innych, których nie jestem w stanie tu wymienić z nazwiska, a którzy pomogli mi w wyborze drogi życiowej.
Moje powołanie kapłańskie i zakonne kształtowało się i wzrastało w duchu cysterskim – przez wiele lat jako młodzieniec jeździłem na tzw. rekolekcje powołaniowe do Ojców Cystersów w Krakowie. Choć późniejsze koleje mojego powołania, formacji i studiów seminaryjnych przywiodły mnie do innej wspólnoty zakonnej, a dziś moje życie kapłańskie realizuję w misyjnym Zgromadzeniu Ducha Świętego, nieustannie powracam do owych cysterskich początków. Sam mogłem się przekonać na drodze własnego życia, że „Duch Boży wieje, kędy chce”...
Kapłan wskazuje drogę do Boga
Kapłaństwo to wielki dar, dar wyproszony, dar wymodlony. Dar dla samego kapłana, jego rodziców, rodziny, przyjaciół, ale przede wszystkim dar dla całej wspólnoty wierzących. Dar tak często dziś lekceważony i wyśmiewany. Chciałoby się zapytać: Czy kapłani nadal są nam dzisiaj potrzebni? Czy człowiek potrzebuje kapłana? Czasami słyszy się: „W Pana Boga to ja wierzę, ale Kościoła i kapłanów, nie uznaję”. Ciekawa sprawa: Wodę ze Źródła Życia piję, ale studni, skąd czerpię tę wodę, nie akceptuję?
To kapłan przecież prowadzi człowieka od chrztu św. aż po krzyż na mogile, poprzez sakrament pokuty, Eucharystię, namaszczenie chorych, i wskazuje nam drogę do Boga. Każdego kapłana winniśmy wspierać, modlić się za niego. Każdy kapłan w dniu swoich kapłańskich pierwocin, czyli w czasie pierwszej Mszy św., obdarowuje nas specjalnym, okolicznościowym obrazkiem, na którym zwykle wydrukowane są słowa: „Błogosławi i prosi o modlitwę...”.
Obrazek taki jest pamiątką i darem dla tych, którzy uczestniczyli we Mszy św. prymicyjnej, ale także zobowiązaniem nas do modlitwy w intencji tego kapłana. Sam Jezus Chrystus mówi: Potrzebuję Ciebie, Twoich ust, Twoich rąk, Twojego serca, Twoich sił i uśmiechu – dla ludzi słabych, skrzywdzonych i cierpiących... A zatem kapłaństwo wymaga ofiary, wysiłku, cierpienia i poświęcenia, bo kapłan to drugi Chrystus. Ks. Jan Twardowski napisał: „umywaj nogi ludziom, nie wyciągaj swoich, aby ci myli...”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.