Do rzeczników praw obywatelskich i praw dziecka trafia coraz więcej skarg osób, którym sądy ograniczają prawa rodzicielskie, a nawet odbierają dzieci tylko dlatego, że żyją w biedzie. Specjaliści biją na alarm: bezpodstawne odbieranie dzieci rodzicom trzeba ukrócić. Niedziela, 13 września 2009
Zabieranie rodzicom dzieci z byle powodów staje się powoli społeczną plagą. Wie to doskonale Roman Górecki z „Naszego Gniazda” – Stowarzyszenia Rodzicielstwa Zastępczego. „Nasze Gniazdo” od dawna zabiega w opiece społecznej o to, by jej pracownicy nie zabierali mechanicznie dzieci i nie kierowali ich do rodzin zastępczych lub – co gorsza – do domów dziecka tylko i wyłącznie z powodu biedy.
– Urzędnicy nie potrafią pomóc ludziom w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Chcą pozbyć się problemu. Złożenie wniosku o odebranie dzieci wydaje się najłatwiejsze. A to przecież patologia – podkreśla Górecki, do którego częściej niż kiedyś trafiają takie sprawy.
– Sądy, urzędnicy, kuratorzy wolą ograniczać lub odbierać prawa rodzicielskie i mieć święty spokój – podkreśla mec. Maria Walkiewicz, łódzka adwokat, zajmująca się tego typu sprawami.
Rodzice bez Róży
Sprawa Róży powoli stała się głośna. Najpierw sądy w Szamotułach, a potem w Poznaniu zadecydowały o odebraniu dziecka rodzicom – Władysławowi Sz. i Wiolecie W. – kilka dni po urodzeniu. Róża trafiła do rodziny zastępczej, bo sędziowie uznali, że jej rodzice nie są w stanie się nią opiekować.
Rodzina pochodzi ze wsi Chojno-Błota i wychowuje już troje dzieci. Sędziowie zaufali negatywnej opinii kuratorki. Jak tłumaczył prezes Sądu Rejonowego w Poznaniu, rozpatrującego zażalenie w tej sprawie, sędziowie nie popełnili pomyłki. – Sąd, kierując się dobrem dziecka, przy pasywności matki w sprawowaniu opieki rodzicielskiej oraz braku czasu u ojca dziecka, postanowił zażalenie odrzucić – mówił dziennikarzom.
Tymczasem, jak zwracają uwagę osoby znające rodziców Róży, sąd zaufał kuratorce, nie biorąc pod uwagę pozytywnej opinii pracowników opieki społecznej, sołtysa, proboszcza czy dyrektor szkoły, do której chodzi rodzeństwo Róży.
– Ze mną, z księdzem ani z sąsiadami kuratorka w ogóle nie rozmawiała – oburza się Jarosław Mikołajczak, sołtys wsi i radny gminny. – W ten sposób, zaocznie, nie mogą zapadać decyzje przesądzające o losach rodzin i ich dzieci! To jawna niesprawiedliwość. Rodzinie pana Władysława, którego doskonale znam i szanuję, dzieje się wielka krzywda.
Łatwiej zabrać dzieci...
W rodzinie Róży kuratorka stwierdziła „niewydolność wychowawczo-opiekuńczą”, związaną z upośledzeniem matki. Dzieci, jej zdaniem, wychowywane są w złych warunkach mieszkaniowych. W uzasadnieniu wniosku napisała, że „dzieci niemalże zawsze są brudne. W pomieszczeniach zawsze jest bałagan”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.