Czy wiara młodzieży jest brana pod uwagę, skoro częstą metodą przygotowania do bierzmowania jest „pędzenie przez pobożności”. Im więcej – tym lepiej. Masz chodzić do kościoła, masz chodzić na drogę krzyżową i roraty, masz obchodzić pierwsze piątki miesiąca – a z wszystkiego cię rozliczymy Wieczernik, 160/2008
Jak przygotować młodzież do bierzmowania? Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna „nie wiem”. Przepis może być na ciasto, na udane wakacje, ale nie na budowanie więzi między człowiekiem a Bogiem. A o budowanie więzi, jak w każdym innym sakramencie i wszelkiej działalności pastoralnej Kościoła, tu chodzi.
Nie chcę jednak robić uniku. Fakt wielu znaków zapytania, związanych z bierzmowaniem nie zwalnia z prób refleksji nad procesem tego przygotowania, poszukiwaniem dróg dotarcia do młodego człowieka.
Pierwsza rzecz, jak przychodzi mi do głowy to „non nocere”. Nie powinniśmy szkodzić, a mam przekonanie, że wiele form przygotowania do bierzmowania osłabia, czasami wręcz niszczy więź kandydata z Bogiem. Nie wynika to ze złej woli odpowiedzialnych za przygotowanie, ale z pewnych błędnych założeń tkwiących w mentalności wielu księży.
Powiem o najważniejszym. Błędem jest zakładanie, że kandydaci do bierzmowania to… ludzie wierzący. Oczywiście, w sferze autodeklaracji są wierzącymi, ale nie o takie kryterium chodzi. Nawet nie o kryterium praktyk religijnych (choć i tak tragicznych), ale o pytanie – jaki sens i znaczenie ma dla ciebie Bóg, dla twojego życia i decyzji, które w tym życiu podejmujesz.
Mówiąc obrazowo – gdy traktuje się wiarę jak „kwiatek do kożucha” to… nie nazywajmy tego wiarą. To tylko folklor, tradycja i przyzwyczajenie, których pielęgnowanie może czasem przynieść dobre samopoczucie i satysfakcję, ale nigdy nie będzie miało wpływu na życie, nie będzie także miało charakteru zbawczego. Wiara to „kożuch” i to nie taki, wiszący w szafie, ale który mamy na sobie. Mówiąc inaczej, w którym (w środku) sami jesteśmy.
Nie chodzi jednak, to ważne uzupełnienie, o idealność tego „kożucha”. Oczywiście – dobrze, gdy jest z fasonem, dobrej jakości i bez braków. Może jednak być dziurawy i brudny, może nawet w ogóle go nie być (pozostaje tylko jego pragnienie i szukanie), byleby był… ważny, byleby przypisane było do niego znaczenie.
Wiara w życiu młodych jest wszechobecna i… nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. Oczywiście jest to uogólnienie, charakterystyka pokolenia, pewna dominanta. Jest to jednak sprawa, którą należy widzieć i brać pod uwagę.
Mam wątpliwości, czy jest to brane pod uwagę, skoro częstą metodą przygotowania do bierzmowania jest „pędzenie przez pobożności”. Im więcej – tym lepiej. Masz chodzić do kościoła, masz chodzić na drogę krzyżową i roraty, masz obchodzić pierwsze piątki miesiąca – a z wszystkiego cię rozliczymy.
Czyż nie są to sprawy ważne? Niektóre z nich na pewno, ale czyż nie jest to mówienie ślepemu o kolorach? Czy nie jest to ferdydurkowe mówienie „pierwszy piątek miesiąca ważnym nabożeństwem jest” a „droga krzyżowa wzbudza w nas miłość i zachwyt”? Czy ten fragment spektaklu Ferdydurke http://skocz.pl/ferdydurke2 nie przypomina wielu spotkań do bierzmowania? Z tą tylko może różnicą, że dziś mało jest Gałkiewiczów? Proszę tylko podłożyć Ducha Świętego za Słowackiego.
Na pierwszym moim spotkaniu z kandydatami pokazuję na kartkach ich obowiązki: „obchodzić pierwsze piątki miesiąca”, „modlić się codziennie”, „chodzić na niedzielną mszę świętą”, „przeczytać ewangelie”, „zdać 158 pytań”. Jest to jednak „zmyła”, bo następnie robię „reset” i zaczynam raz jeszcze – każdą kartkę przedzieram i gniotę. Chcę im pokazać, że nie są to kluczowe sprawy w ich przygotowaniu. Pokazuję im następnie obraz Jezusa – dla mnie najważniejsze jest to, by z Nim się zaprzyjaźnić. Podkreślam jednak na każdym kroku ich wolność, konieczność ich decyzji. Nie można nikogo uczynić wierzącym, można tylko wytresować faryzeusza.
Przygotowanie do bierzmowania musi mieć charakter ewangelizacyjny, powinno to być głoszenie słowa, które ma budzić wiarę. Nie ma sensu budowanie na piasku. Chodzi o to, by kandydata ewangelizować, a nie „upupić”.
A co z wymaganiami? Mamy odpuścić fakt, że ten i ów kandydat ma „gdzieś” swoje religijne obowiązki, nie widać go na niedzielnych mszach świętych a u spowiedzi był ostatnio kilka lat temu?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.