Coraz bardziej staje się oczywiste, że postmodernizm – bo o nim tu można wtedy mówić – dotarł już i głęboko przeniknął w świat medycyny. Dotyczy to nie tylko polskiej rzeczywistości, bowiem jest on obecny w Europie i reszcie cywilizowanego świata. Przegląd Powszechny, 4/2007
Każdego dnia media donoszą o nowych zdarzeniach w medycynie – wiadomości o nowych terapiach i lekach, przełomowych odkryciach w genetyce, sukcesach mikrochirurgii i transplantacji, prawdziwych lub dopiero zagrażających epidemiach ostro kontrastują z opisem nędzy polskiego szpitala czy poradni, dokumentacją permanentnego chaosu organizacyjnego panującego w systemie ochrony zdrowia, kolejnym przykładem złamania zasad etyki lekarskiej czy pielęgniarskiej. To dzięki mediom wychodzą na powierzchnię zbiorowej świadomości rzeczy dobre, ale i przerażające – opis kolejnej udanej, pionierskiej operacji czy heroizm matki walczącej o zdrowie swego dziecka kontrastuje z opisem absurdów biurokracji, która nieoczekiwanie przestaje płacić za pierwsze 12 godzin pobytu pacjenta na oddziale intensywnej(!) terapii, czy nie zgadza się na pokrycie kosztów leczenia choroby nowotworowej u osób, które mają więcej niż 175 cm wzrostu; ci sami urzędnicy bez chwili refleksji dekretują, iż w stołecznych hospicjach nie może przebywać więcej niż 40% dzieci chorych na nowotwory, nie zadając sobie prostego pytania, co stanie się z dwa razy liczniejszą grupą małych pacjentów, pozbawionych pomocy w cierpieniu...
Spieniona fala krytyki i powszechnego oburzenia przetacza się przez prasę i telewizję, zmywając tylko ujawnione i nagłośnione grzechy karłowatości umysłowej czy zwykłego zaniechania. Na szczeblu ministrów czy premiera dokonuje się obrzęd oczyszczenia i analizy błędów, które tak naprawdę mogłaby usunąć inteligentna rejestratorka izby przyjęć lub najmłodszy, ale dobrze wykształcony referent urzędu powiatowego. Na chwilę zapada cisza, chory człowiek nie może przecież zmienić złego prawa, lekarz leczy, nie zajmując się wielką polityką, biurokrata o niskim czole „wie lepiej” niż autorytety, a i tak nie ponosi żadnej kary... Jednak pojawia się nowy problem, nowy koszmar... Trzeba było czekać siedem lat na ostateczną decyzję Sądu Najwyższego, który orzekł, iż szpitalom należy się zapłata za świadczenia przekraczające limit ustalony w umowach z Narodowym Funduszem Zdrowia, jeżeli leczenie było konieczne do ratowania życia i zdrowia (...a cóż innego powinien robić szpital?). Inna decyzja Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, przyznająca rację i zwrot kosztów pacjentowi, który uparł się i za własne pieniądze udowodnił Narodowemu Funduszowi Zdrowia, że ma nowotwór mózgu – który w dodatku można było, wbrew wszystkiemu, skutecznie wyleczyć(!) – pokazuje dokąd przesunięte zostały granice absurdu otaczającej nas rzeczywistości.
Negowanie realności rzeczywistości, zamazywanie związków przyczynowych między zdarzeniami, relatywizm, przecieranie dróg kryzysowi wartości, upadek autorytetów, odpowiedź na pytanie innym pytaniem – skąd my to znamy? Coraz bardziej staje się oczywiste, że postmodernizm – bo o nim tu można wtedy mówić – dotarł już i głęboko przeniknął w świat medycyny. Dotyczy to nie tylko polskiej rzeczywistości, bowiem jest on obecny w Europie i reszcie cywilizowanego świata. Wiemy doskonale, że skutkiem postmodernizmu w filozofii i nauce jest odrzucenie prawdy pojmowanej uniwersalnie czy powszechnie dotąd akceptowanych metod poznawczych. Konkretna wersja prawdy jest tak prawdziwa jak inne, które po niej następują. Postmodernizm to atak na dogmaty. Prawda nie jest tym, co oczekuje odkrycia, ale jest to coś, co jest konstruowane przez ludzi i w pełni akceptowane przez społeczeństwo, które wyraża zgodę na udostępniony mu zasób wiedzy, płynący z prowadzonych w takim klimacie badań naukowych. W filozofii prace Derridy czy Lyotarda proponują rozluźnienie granicy, zamykającej pole klasycznej nauki, kwestionują zdolność człowieka do dotarcia do prawdy. Liczy się tylko dekonstrukcja czy metanarracja à rebours, czyli autentycznie wolne tworzenie. W postmodernizmie od jego początków w latach dwudziestych ubiegłego wieku w postaci ruchu Dada, przez literaturę, architekturę, muzykę czy filozofię wszystko jest płynne i relatywne, podlegające modzie. Niepotrzebna jest jakakolwiek „solidna” zewnętrzna konstrukcja, wczorajsza dogma jest jutrzejszym pośmiewiskiem... Wspólny mianownik to postmodernistyczny punkt widzenia, który jest zawsze chłodny, ironiczny i bezwzględnie akceptujący fragmentację współczesnej egzystencji.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
4
|
»
|
»»