Coraz bardziej staje się oczywiste, że postmodernizm – bo o nim tu można wtedy mówić – dotarł już i głęboko przeniknął w świat medycyny. Dotyczy to nie tylko polskiej rzeczywistości, bowiem jest on obecny w Europie i reszcie cywilizowanego świata. Przegląd Powszechny, 4/2007
Od kilkudziesięciu lat rosnącą rolę w medycynie zaczyna odgrywać pieniądz. Chory człowiek nagle znalazł się w pozycji konsumenta, a tu w miarę upływu czasu, zgodnie z prawami rynku ma on w ręku aktualnie najcenniejsze narzędzie – prawo wyboru, względem którego powstaje zupełnie nowa „oś obrotu rzeczy”. Prawo wyboru powstaje opierając się na zasobie informacji, ale dzięki postmodernistycznej „lekkości” traktowania rzeczywistości i kontestowaniu wszelkich wartości stałych staje się paradoksalnie łatwiejsze, po prostu mamy więcej do wzięcia. Medycyna oparta na wynikach rzetelnych, randomizowanych badań klinicznych, statystycznych metaanalizach najlepszych prac z całego świata czy osiągnięciach genetyki molekularnej, nagle zderza się z podejrzaną homeopatią, „rekreacyjnym” używaniem pewnych leków czy nowymi zastosowaniami chirurgii, nie tylko plastycznej. I tak oto postmoderniści niepostrzeżenie podsuwają z boku ziarno niepewności – rzetelne wyniki badań, być może, ale zrobionych tak naprawdę dla kogo i w jakim celu, czemu one służą? Dzięki takiej postmodernistycznej interpretacji wyniki badań naukowych mogą służyć tylko i wyłącznie do uzasadnienia dominujących opinii i punktów widzenia a nie do odkrywania prawdy obiektywnej lub absolutnej.
Dodatkowo pojawia się zupełnie nowe zjawisko – rosnąca wiedza, jak i określone wierzenia samego pacjenta o zdrowiu i o chorobie, pochodzące wszakże również ze świata realnego, do jakiegoś stopnia skażonego postmodernizmem. Bardzo dobrze podkreśla to D. B. Morris w swej książce zatytułowanej „Choroba i kultura w wieku postmodernizmu” (2000). Choroba jest doświadczeniem umysłu, emocji i samej cielesności, rozgrywającym się na skrzyżowaniu dróg biologii i kultury. Tak jak zmienia się kultura, tak zmienia się nasze spojrzenie na istotę choroby – mniej mówi się o jej naturalnej historii, a więcej o naszym dążeniu do utopijnej perfekcji ciała, idealnej maszyny, którą można naprawiać w dowolny sposób, w dowolnym czasie. Postmodernizm, wg tego autora, zakłóca odbiór rzeczywistości – np. średnia długość życia w społeczeństwach zachodnich rośnie, ogólny stan zdrowia tych populacji poprawia się, ale więcej jest obiecywane, aniżeli może być zrealizowane – gdyby wszelkie przyrzeczenia miały być wypełnione, śmierć stałaby się właściwie tylko porażką nauki a nadmiar interwencji medycznych gdzieś w swym logicznym końcu ma już tylko eutanazję... I oto niepostrzeżenie ciśnienie tak zdefiniowanej rzeczywistości powoli przesłania mądrość przysięgi Hipokratesa, która każe lekarzowi niezmiennie stać tylko i wyłącznie po stronie pacjenta. Wobec industrializacji zdrowia, medykalizacji codziennego życia i upolitycznienia medycyny wpływy postmodernizmu mogą tylko rosnąć, chyba że zatrzymamy się na chwilę twórczej refleksji; patrząc na powyższe wydaje się, że postmodernizm nie może być trwałym fundamentem jakichkolwiek zmian, jako że jest ekstremalną formą relatywizmu, zanurzoną w nihilizmie i samodestrukcji.
A więc, jak mawiają praktyczni Amerykanie: Where is the point? – O co chodzi?; w odpowiedzi należy chyba wskazać miejsce w niektórych słownikach, które zajmuje słowo „postmodernizm” – jest ono podzbiorem hasła „ateizm”, i to już wystarcza, by chwilę o tym porozmawiać...
***
PAWEŁ JANUSZEWICZ - ur. 1952, prof. dr hab. med., specjalista pediatrii, zdrowia publicznego i medycyny farmaceutycznej. Wieloletni dyrektor CZD w Warszawie i Krajowy Konsultant w dziedzinie pediatrii. Obecnie pracuje w Narodowym Instytucie Leków w Warszawie. Autor licznych publikacji fachowych w kraju i za granicą. Członek Royal College of Physicians w Londynie.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
4
|
» | »»