Mnie w dzieciństwie powtarzano, że istnieje masońsko-żydowski spisek przeciw Kościołowi. Dorastałem w tym przekonaniu. Od kiedy mieszkam w świecie muzułmańskim, nieustannie zadaję sobie pytanie: Czy to aby była prawda? Przegląd Powszechny, 7-8/2007
– Jaki jest Kościół katolicki w Algierii?
– Liczbowo jest niemal niewidoczny, jest dosłownie kilkoma ziarnkami piasku na pustyni. I jak piasek jest „niezakorzeniony”. Wszyscy „starzy”, „dawni” chrześcijanie opuścili ten kraj wraz z odzyskaniem przez Algierię niepodległości. Od 1962 r. chrześcijanie w Algierii to garsteczka tych, którzy zostali, a dzisiaj to przede wszyscy ludzie, którzy są przejazdem: studenci z krajów afrykańskich, zagraniczni robotnicy, pracownicy firm, które ponownie zaczynają się w Algierii pojawiać, także imigranci z południa kontynentu, którzy przyjeżdżają tutaj za chlebem. Bardzo niewielu jest chrześcijan algierskiego pochodzenia – może kilkuset, są też chrześcijanki – żony Algierczyków.
– Da się te grupy jakoś policzyć?
– Mniej więcej. Myślę, że możemy mówić o kilku, najwyżej o 10 tys. chrześcijan w całym kraju. Ile to jest w społeczeństwie, które liczy przecież 38 mln ludzi? Przy tym nasze wspólnoty są bardzo od siebie oddalone, rozsiane na całym terytorium kraju – prawie 2,5 mln km2. Czasami te wspólnoty liczą dosłownie kilka osób, są gdzieś na pustyni, częstokroć niczym „ślad” stóp Karola de Foucault. Jedyne stałe i pewne liczby to duchowni: 4 biskupów (w Algierze, Oranie, Konstantynie i pustynnym już Laghouat), 110 księży, 170 sióstr zakonnych i kilkadziesiąt pracujących w Kościele, zwykle na zasadzie wolontariatu, osób świeckich.
– Czy taki maleńki Kościół w ogóle ma szanse być widoczny, słyszalny?
– Powiem Pani, czasami myślę, że robi on o wiele za dużo hałasu w stosunku do tego, co reprezentuje. A poważnie – jesteśmy spadkobiercami Kościoła kolonialnego, za czasów panowania Francuzów katolicyzm był postrzegany jako religia najeźdźców. Kościół silny, to w Algierii Kościół kolonialny. Dzisiaj tamtego Kościoła nie ma. A my odziedziczyliśmy także na szczęście zaangażowanie mojego poprzednika, kard. Duvala, który był arcybiskupem Algieru w latach 1954-1988 (umarł w 1997 r., w dniu, w którym odnaleziono ciała zamordowanych trapistów z Tibhirine...) i jako pierwszy bodaj hierarcha naszego Kościoła mówił z wielkim szacunkiem o rdzennych mieszkańcach tej ziemi, angażował Kościół w działania na ich rzecz. Algierczycy do dzisiaj to pamiętają. Fakt, że w okresie tzw. czarnych lat dziewięćdziesiątych, dekady terroryzmu, wielu ludzi Kościoła pozostało w Algierii, że padło też 19 ofiar – księży, braci, sióstr zakonnych – sprawił, że zyskaliśmy szacunek w oczach Algierczyków. Nie ma prawie tygodnia, by ktoś z prasy czy z telewizji nie przyszedł do mnie, do kurii z pytaniem o zdanie w tej czy innej sprawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.