Czerwone Brygady w imię obłędnej ideologii latach 1972-1986 zamordowały we Włoszech ponad 130 osób, a raniły lub celowo okaleczyły ponad 2 tys. swoich ofiar. Marina Petrella należała do rzymskiej jaczejki. Zamordowała wiceszefa włoskiej policji, brała udział w kilku porwaniach. Przegląd Powszechny, 11/2008
Prezydent Francji Nicolas Sarkozy okrutnie zakpił sobie z włoskich ofiar Czerwonych Brygad, uznając, że głęboka depresja terrorystki Mariny Petrelli to wystarczający powód, by uniknęła odpowiedzialności za swoje zbrodnie. Za namową żony i szwagierki, za to wbrew wyrokom francuskich sądów i rządowemu dekretowi, wstrzymał ekstradycję brygadzistki do Włoch, gdzie od 15 lat czeka na nią wyrok dożywotniego więzienia. Przy okazji wymierzył Włochom jako państwu arogancki policzek.
Trudno się jednak dziwić, bo dzięki zbiorowemu wysiłkowi światowego lewactwa, a francuskiej intelektualnej lewicy w szczególności, morderców z Brigate Rosse otacza już mit romantycznych, tragicznych bohaterów – ofiar historii wczoraj, a mściwego włoskiego państwa dziś. Jeszcze trochę, a fanatyczni zbrodniarze trafią na koszulki i breloczki, jak otaczany boską czcią rewolucjonista Che Guevara.
Czerwone Brygady w imię obłędnej ideologii latach 1972-1986 zamordowały we Włoszech ponad 130 osób, a raniły lub celowo okaleczyły ponad 2 tys. swoich ofiar. Marina Petrella (ur. 1954 r.) należała do rzymskiej jaczejki. Zamordowała wiceszefa włoskiej policji, brała udział w kilku porwaniach, w tym w 1978 r. Aldo Moro, licznych napadach na banki i urzędy pocztowe. Walczyła z rzekomo faszystowskim, opresyjnym państwem. Schwytana została w 1979 r. I co robi z nią opresyjne włoskie państwo?
Po kilku miesiącach, gdy minął przewidywany prawem limit pobytu w areszcie śledczym, wypuszcza na wolność, zakazując opuszczania miasteczka Montereale. Ta ucieka i wraca na wojenną ścieżkę. Po 30 miesiącach w Rzymie w autobusie wdała się w strzelaninę z karabinierami i znów trafiła do aresztu. W 1986 r., znów zgodnie z włoskim prawem, jest na wolności, gdzie oczekuje na wyrok w maxiprocesie brygadzistów, którzy uprowadzili i zgładzili Aldo Moro. W 7 lat później skazana została na dożywocie, więc zbiegła do Francji, która od 1985 r. decyzją ówczesnego prezydenta Françoisa Mitteranda stała się mekką czerwonych brygadzistów.
W zamian za rezygnację z przemocy otrzymali ochronę francuskiego państwa. Co kierowało Mitterandem? Pałac Elizejski wytłumaczył, że prawo włoskie nie odpowiada standardom europejskim i wobec tego Francja bierze pod opiekę jego niedoszłe ofiary, czyli winnych aktów przemocy z pobudek politycznych. Doktryna Mitteranda z typowo francuską arogancją opierała się na – nie wiedzieć skąd wziętym – przekonaniu o wyższości prawodawstwa francuskiego nad włoskim i nieprzystawalności włoskiej barbarii do kultury prawnej Francji. Tymczasem sprawy miały się dokładnie odwrotnie. We Włoszech karę śmierci zniesiono w 1947 r., a we Francji dopiero w 1981 r. (ostatni wyrok wykonano w 1977 r.)
Co więcej, Europejski Trybunał Praw Człowieka zmusił w 1997 r. Francję do poważnych zmian w legislacji (m.in. chodziło o niezgodne z prawami człowieka orzekanie w procesach zaocznych), a do Włoch nigdy żadnych pretensji nie miał. Co jeszcze ciekawsze, Mitterand de facto uznał, że za zamordowanie człowieka z pobudek politycznych odpowiadać nie trzeba. Nie trzeba nawet przepraszać. Wystarczy powiedzieć: „Już więcej nie będę”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.