Jesteśmy małżeństwem od 27 lat. Mamy troje dzieci: najstarszego syna Huberta i dwie córki Sylwię i Weronikę. Zawsze staraliśmy się z żoną o to, aby nasze dzieci uczęszczały do kościoła i na lekcje religii. Hubert był ministrantem od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Robiliśmy wszystko, aby iść drogą wiary… Różaniec, 7-8/2008
Jesteśmy małżeństwem od 27 lat. Mamy troje dzieci: najstarszego syna Huberta i dwie córki Sylwię i Weronikę. Zawsze staraliśmy się z żoną o to, aby nasze dzieci uczęszczały do kościoła i na lekcje religii. Hubert był ministrantem od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Robiliśmy wszystko, aby iść drogą wiary…
Nie zauważyłem, kiedy straciłem kontakt z synem Hubertem, który po skończeniu podstawówki uczęszczał do szkoły zawodowej… Ważniejsza od rodziny była dla mnie praca, koledzy, ryby. Syn zaś, będąc nastolatkiem, szukał kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Zaimponowali mu pewni koledzy, z którymi coraz częściej zaczął przebywać. Nie miał już czasu, by z nami gdzieś pojechać. By im zaimponować, zaczął palić papierosy, pić alkohol, a później brać narkotyki. O narkotykach powiedział nam sam, gdy zażywał już heroinę. Był w ciężkiej sytuacji, miał długi, nagabywali go wierzyciele, nie miał pieniędzy. Nie wiedzieliśmy, co robić, jak mu pomóc. Wstydziliśmy się o tym rozmawiać nawet z najbliższą rodziną.
Zacząłem szukać w prasie informacji dotyczących wyjścia z uzależnień. I tak zaczęła się nasza wędrówka od terapeuty do psychologa. Jednak gdy coraz więcej wiedziałem o narkotykach, coraz bardziej wątpiłem, że nasz syn wyjdzie z tego… On się już z tym pogodził i poddał się, przestał walczyć o swoje życie.
I nagle pojawiła się iskierka nadziei, gdy trafiliśmy do pani doktor, która przepisała synowi „blokery”. Pomyślałem wówczas, że nasz problem z narkomanią syna jest już rozwiązany. Po czterech miesiącach syn jednak znowu sięgnął po narkotyki. Został skierowany do ośrodka dla narkomanów, w którym przebywał niecały miesiąc, opuszczając go na własne życzenie. Byliśmy załamani i powoli traciliśmy nadzieję, że Hubert kiedykolwiek z tego wyjdzie. Nieznośne były ciągłe kłótnie, wyzwiska, krzyki, przemoc fizyczna i psychiczna…
Jeden z terapeutów powiedział mi, że wyjście z nałogu narkomanii jest 500 razy cięższe niż z alkoholizmu. Zrozumiałem, że żaden lekarz ani terapeuta nie może pomóc mojemu synowi. Pojechaliśmy z żoną do Częstochowy, do Matki Bożej, z prośbą o uratowanie naszego syna, by nam pomogła i nie opuszczała nas w tych ciężkich chwilach. Zamówiliśmy Mszę świętą w intencji uzdrowienia Huberta.
Tydzień później, podczas pobytu u swoich rodziców, dowiedziałem się o wspólnocie Cenacolo. Było to latem 2001 r. Chociaż nic nie wiedziałem o tej grupie, pomyślałem, że jest to ostatnia deska ratunku dla naszego syna. Wkrótce zacząłem jeździć z synem na kolokwia, które prowadzili wyleczeni narkomani. Rodzice w jednej sali opowiadali o swoich problemach, a nasze dzieci w drugiej sali opowiadały o sobie. Spotkania rozpoczynaliśmy modlitwą różańcową. Wcześniej nigdy nie modliłem się na różańcu i nie wiedziałem, jakie są tajemnice i jak się modlić. Tam po raz pierwszy zrozumiałem, jakim jestem katolikiem. Dzisiaj codziennie odmawiam różaniec i wiem, ile łask można wyprosić u Matki Bożej. Mam zawsze przy sobie różaniec. Rozmowa z Matką Najświętszą daje mi dużo sił i wiary w moim codziennym życiu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.