Pustą ulicą śpieszyła ku kościołowi samotna kobieta. Wiedziała, że się spóźni, ale miała nadzieję, że Jezus w stajence nie będzie z tego powodu nadzwyczajnie obrażony. Przecież czekał tam na nią ponad dwadzieścia lat. Różaniec, 12/2008
No!… Sił już brak. Pani Jadwiga przysiadła na krześle, potrącając łokciem niedopitą od południa filiżankę kawy. Dłoń pod gumową rękawiczką spociła się i swędziała, ale srebrny samowar błyszczał jak za najlepszych czasów. W woskowanej podłodze odbijała się jak w tafli złotego jeziora pięknie ubrana choinka.
– Mam jednak gust – pomyślała z zadowoleniem, przyglądając się spod oka drzewku – z całego stosu badziewia na bazarze wybrałam jedyne interesujące bombki! Ta zabytkowa szopka góralska też zupełnie nieźle prezentuje się pod choinką. I pomyśleć, że tak się staram… że to wszystko dla nie wiadomo kogo…
Zmęczonym krokiem poczłapała do komody i wyjęła z niej stary album. Przerzuciła kilka kart, a potem długo wpatrywała się w pożółkłą fotografię. Patrzyły na nią błękitne oczy pucołowatego, sympatycznego chłopca w komunijnym ubranku i jeszcze czyjeś – piękne, młode, o wiele bardziej radosne niż dziś. Jej własne.
Dochodziła północ. Z korytarza słychać było śmiechy sąsiadów, wędrujących na pasterkę. Ktoś głośno wyśpiewywał kolędy, ktoś inny wołał do dozorcy: „Wesołych Świąt, panie Antoni!”. Szczekał pies od Kowalskich, a dwie porządnie ubrane córeczki państwa Zapałów przemykały do kościoła pod oknami sąsiedniej kamienicy.
Pani Jadwiga po raz ostatni spojrzała zapuchniętymi oczami na światełka choinek w domu naprzeciwko… Nikt do niej nie przyjechał. Na cudownie przystrojonym wigilijnym stole stały rzędem dumne, zimne potrawy. Pod choinką leżały niepotrzebne nikomu dwie paczuszki w złotych, firmowych torebkach od Diora. Żeby chociaż wiedzieć, co się stało… Może coś w drodze? Może zgubili adres? Może ta kartka to jakiś żart albo pomyłka?… Pani Jadwiga po raz setny tego wieczoru obejrzała pocztówkę. Nazwisko niby się zgadza, i adres… Nagle telefon. Zagrzechotał jak duch z zaświatów. Tak rzadko tu ktoś dzwoni. W zasadzie nikt. Nigdy…
– Ciociu! Ciociu, to ja, Józek! Przepraszam, że nie dojechaliśmy, ale… Marysia właśnie urodziła! Mamy synka! Tak, wszystko w porządku. Jest taki śliczny. Oczy ma zielone. Naprawdę? Ty też masz zielone? Widzisz, tak dawno się nie widzieliśmy, że już zapomniałem! Tak, przyjedziemy na Wielkanoc. Dziękuję, ciociu, że nas zapraszasz. Zawsze mówiłem rodzicom, że ta moja chrzestna to fajna musi być. Pamiętasz, jak zemdlałaś ze strachu, kiedy wlazłem na gruszę u dziadka? Całusy, ciociu! Całusy! Tak! Pogratuluję Marysi. Całusy! Na pewno wiosną przyjedziemy! Wesołych Świąt! Zostań z Bogiem!
Pustą ulicą śpieszyła ku kościołowi samotna kobieta. Wiedziała, że się spóźni, ale miała nadzieję, że Jezus w stajence nie będzie z tego powodu nadzwyczajnie obrażony. Przecież czekał tam na nią ponad dwadzieścia lat. Ostatnio widzieli się na Komunii Józka, więc chyba te kilkanaście minut spóźnienia nie zrobi Mu aż tak wielkiej różnicy?...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.