Żadna ludzka czynność podejmowana z własnej woli nie wymaga tyle hartu ducha i prawdziwego męstwa, ile właśnie modlitwa. Tylko niepoprawny optymista, który ma wyłącznie myślny stosunek do modlitwy – to znaczy myśli, że się modli! – może sądzić, że jest ona rzeczą prostą i bezproblemową. Głos Karmelu, 3/2006
Pierwszą i rzeczywistą przeszkodą, na jaką człowiek modlitwy napotyka w swoim życiu, i w obliczu której winien dać świadectwo swego męstwa, jest istnienie realnego zła: zła w świecie ludzkim i w świecie szatańskim; zła pod postacią winy i kary; zła czynionego przez człowieka i zła, które musi on znosić. Niektóre współczesne prądy kulturowe próbują zanegować istnienie zła i tym samym zniwelować jego śmiertelne niebezpieczeństwo. Według zwolenników tych nurtów człowiekowi powinno się pozwolić być egoistą, by jego życie mogło się rozwijać spontanicznie, swobodnie, bez stosowania wymogu i dyscypliny, bez pouczania i udzielania rad. Oczywiście, w takim ujęciu nie ma miejsca na ryzyko ani na heroizm. Dobro byłoby osiągalne bez żadnej walki. Chrześcijaństwo jednak stanowczo odrzuca tę iluzoryczną wizję świata i głosi, że właśnie męstwo świadczy o istnieniu zła. Męstwo dlatego jest konieczne, że w świecie zło ma swoją moc, i że czasami niestety ta moc przeważa wątłe siły człowieka!
Chrześcijanin musi więc wzmocnić swoje siły i nauczyć się walczyć ze złem. Powinien na przykład wiedzieć, że ze złem nigdy się nie dyskutuje. Próba jakiegokolwiek dialogu jest już formą zdrady własnych tajemnic i dopuszczeniem wroga do głównej kwatery dowodzenia (por. Iz 33, 14-16). Św. Rafał Kalinowski, z perspektywy swego wojskowego doświadczenia, mówił: „Świat wszystkiego może mnie pozbawić, ale pozostanie dla niego niedostępna jedna kryjówka: modlitwa”. Miał świadomość, że to właśnie tam zapadają strategiczne decyzje, istotne dla losów całej wojny. Tam rozeznaje się, kiedy należy stawić opór złu, a kiedy przypuścić na nie zmasowany atak. Tam się odkrywa, na ile wolno czegoś się obawiać, a na ile śmiało należy stawić czoła przeszkodom. Tam szuka się „złotego środka” pomiędzy tchórzostwem a zuchwalstwem. Ów „złoty środek” bowiem, który znajduje się pomiędzy dwiema skrajnościami, jest prawdziwą cnotą męstwa; jest miejscem nagromadzenia największych mocy i stanowi o wielkości człowieka. „Człowiek nie pokazuje swej wielkości przez to, iż pozostaje na jednym krańcu, ale przez to, że dotyka dwóch naraz i wypełnia przestrzeń między nimi” (B. Pascal).
Tego rodzaju wielkość, uformowana przez wypływającą z wewnętrznego źródła moc, zawsze zakłada pewną wrażliwość, słabość, zgodę na zranienie, na przegraną, a ostatecznie na śmierć. „Męstwo”, które nie osiągnęłoby tej głębi zgody na zranienie (od publicznego wykpienia aż do utraty wolności, zdrowia i życia), byłoby skażone u samych źródeł i obezwładniające. Człowiek mężny nie akceptuje zranienia jako celu samego w sobie, ale jako środek do osiągnięcia czegoś cenniejszego (J. Pieper). Wspaniałym przykładem takiego męstwa jest Edyta Stein. W 1933 r., gdy w Niemczech Hitler przejął władzę, po modlitwie w karmelitańskim kościele w Kolonii, Edyta napisała: „Rozmawiałam ze Zbawicielem i powiedziałam Mu, że wiem, iż Jego krzyż zostaje teraz złożony na naród żydowski. Wielu tego nie rozumie; ale ci, którzy to pojmują, muszą być gotowi wziąć go na siebie w imię pozostałych. Chcę to uczynić, niech mi tylko wskaże, jak to zrobić. Gdy nabożeństwo skończyło się, miałam wewnętrzna pewność, że zostałam wysłuchana. Na czym jednak ma polegać to dźwiganie krzyża, tego jeszcze nie wiedziałam”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.