„Czyż zdarza się w mieście nieszczęście, by Pan tego nie sprawił?” (Am 3,6). Tego rodzaju niepokojących wypowiedzi jest w Piśmie Świętym więcej. Pierwszym naszym odruchem w obliczu tych tekstów jest niedowierzanie. To przecież niemożliwe, żeby Pan Bóg był sprawcą spotykających nas nieszczęść. W drodze, 8/2006
Ludzie zawsze wiedzieli, że zło jest potężne. Wiedzieli to po prostu na podstawie doświadczenia. W różnych mitach wyobrażano zło jako przerażającego smoka, wrogiego wszystkiemu, co ma sens. Potwór ten sieje wokół nienawiść i zniszczenie i nikt nie potrafi go ujarzmić. Nieraz porównywano tego smoka do szalejącego podczas burzy morza albo wyobrażano sobie, że mieszka on w jakimś bezkresnym oceanie i stamtąd może dosięgnąć każdego, kogo postanowi zniszczyć.
Otóż Pismo Święte wykorzystuje materię tych mitów, żeby głosić treści odwrotne: o tym, że cała potęga zła poddana jest Bożej wszechwładzy i może zdziałać tylko tyle, ile jej Bóg pozwoli. „Ty ujarzmiłeś morze swą potęgą — uwielbia Boga Psalmista — skruszyłeś głowy smoków na morzu. Ty zmiażdżyłeś łby Lewiatana, wydałeś go na żer potworom morskim” (Ps 74,13n). Lewiatan to, oczywiście, imię tych okropnych sił, które symbolizuje smok, nieraz nazywany również Rahabem.
Z radością czyta się tego rodzaju teksty, bo wzmacniają one w nas poczucie zawierzenia Bogu. Jeżeli tylko Boga się trzymamy, żadne zło nie wyrządzi nam krzywdy ostatecznej: „Przeto się nie boimy, choćby waliła się ziemia i góry zapadały w otchłań morza. Niech wody jego burzą się i kipią, niech góry się chwieją pod jego naporem: Pan Zastępów jest z nami, Bóg Jakuba jest dla nas obroną” (Ps 46,3).
Dlatego spójrzmy może przynajmniej na dwa jeszcze teksty mówiące o ostatecznej bezsilności Rahaba, czyli Lewiatana, w obliczu wszechmocnego Boga. „Wodom nakreślił granice — entuzjazmuje się autor Księgi Hioba — oddzielił światło od mroku. Słupy niebieskie się chwieją, drżące przed Jego groźbą. Potęgą wzburzył pramorze, roztrzaskał Rahaba swą mocą, wichurą oczyszcza strop nieba i Węża Zbiega niszczy swą ręką” (Hi 26,10 ).
O tym, że zło nie miałoby nic do powiedzenia, gdyby Bóg mu na to nie pozwolił, w podobnej poetyce mówi Psalmista: „Ty, Boże, ujarzmiasz pyszne morze, Ty poskramiasz jego wzdęte bałwany. Ty podeptałeś Rahaba jak padlinę, rozproszyłeś Twych wrogów możnym Twym ramieniem” (Ps 89,10).
Tylko wiarą w wszechwładzę Boga — również nad złem — można wyjaśnić niezliczone skargi na panoszenie się zła, które znajdują się na kartach Pisma Świętego. „Jak długo, Panie, występni, jak długo występni chełpić się będą? — żeby przywołać choć jeden przykład takiej modlitwy — Depczą Twój lud, Panie, uciskają Twoje dziedzictwo” (Ps 94,3–5). W ostatniej prośbie Ojcze nasz — modlitwy, której nauczył nas Zbawiciel — dajemy wyraz naszej wierze, że Bóg ma moc wybawić nas „ode złego”.
W obliczu tych tekstów nasuwają się dwa pytania. Skąd się wzięło zło? — pytanie, tym bardziej przynaglające do podjęcia go, że już na pierwszej stronie Pisma Świętego aż siedem razy stwierdzono, że wszystko, co stworzył Bóg, było dobre. I pytanie drugie: dlaczego wszechmocny Bóg pozwala złu tak się panoszyć? Mógłby przecież nie dopuścić do żadnego zła! Mógłby przecież przynajmniej sprawić, żeby zło — jeżeli nawet ktoś je dla siebie wybiera — nie szkodziło niewinnemu!
Na pytanie, skąd się wzięło zło, wiara chrześcijańska odpowiada, że źródłem zła jest wolna wola stworzeń rozumnych. To tam swoje źródło mają — jak uczył sam Pan Jezus — „złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” (Mk 7,21n).
Owszem, mógłby Bóg nie dopuścić do tego, żebyśmy czynili zło. Po prostu mógłby nas nie wzywać do miłości; innymi słowy, mógłby nas nie stwarzać osobami, czyli istotami, z których wnętrza może płynąć miłość, dobrowolnie przez nas wybrana. Skoro jednak uzdolnił nas do wybrania miłości, to tym samym uzdolnił nas do tego, żebyśmy jej nie wybrali.