Wiatyk znaczy: zaopatrzenie na drogę. Nie da się jej porównać z żadną inną. Od tego, jak ona wypadnie, zależy nasz los wieczny. Ale też „zaopatrzeniem” na tę drogę jest Sakrament, w którym jest obecna sama Boska Osoba naszego Zbawiciela. W drodze, 10/2008
Wkrótce prześladowania minęły i już w roku 325 sobór powszechny w Nicei upomniał się o możliwość przyjęcia Wiatyku przez największych nawet grzeszników:
Tego, kto znajduje się w obliczu śmierci, nie należy pozbawiać ostatniego i najbardziej koniecznego wiatyku. Niech będzie regułą obowiązującą, że biskup, po niezbędnym zbadaniu sprawy, dopuści do udziału w ofierze i udzieli Eucharystii temu, kto znalazł się w niebezpieczeństwie śmierci i prosi o wiatyk (kanon 13).
Wydaje się, że tylko jedną sytuację wątpliwą rozwiązywano w tamtych czasach inaczej. Mianowicie, jeżeli grzesznik wcześniej w ogóle nie zabiegał o pojednanie z Kościołem i na dopuszczeniu do komunii specjalnie mu nie zależało – wówczas, jeżeli w godzinę śmierci prosił o sakramenty, udzielano mu tylko rozgrzeszenia.
Ale i ten rygorystyczny wyjątek łagodzi ostatecznie – w roku 405 – papież Innocenty I, polecając tak rozwiązywać prośby tych, którzy „w ostatniej chwili swego życia zabiegają jednocześnie o pokutę i pojednanie w Komunii”:
Poprzedni […] zwyczaj pozwalał na to, żeby udzielano im pokuty, lecz odmawiano Komunii. Kiedy bowiem w tamtych czasach były częste prześladowania, słusznie odmawiano Komunii w obawie, że łatwość udzielania Komunii nie powstrzyma od upadku tych ludzi, którzy mieliby pewność pojednania, udzielano (jednak) pokuty, by nie odmawiać im całkiem wszystkiego: i okoliczności czasu spowodowały większą surowość w rozgrzeszaniu. Ale gdy nasz Pan przywrócił pokój swoim Kościołom, […], postanowiono udzielać Komunii […] z ostatnią pokutą, aby tacy ludzie jeszcze w ostatnich swoich chwilach, za pozwoleniem naszego Zbawiciela, zostali uwolnieni od wiecznej zagłady (nowe Breviarium fidei, 43).
Jak widzimy, w Kościele przywiązuje się – i to praktycznie od zawsze – najwyższą wagę do tego, ażeby możliwie każdy chrześcijanin otrzymywał przed śmiercią „zaopatrzenie na drogę” w postaci rozgrzeszenia i Komunii Świętej. Również w naszym pokoleniu powinniśmy pielęgnować najwyższą troskę o to, żeby ani samemu nie odejść z tego świata bez sakramentów, ani nie zaniedbać tego w stosunku do naszych bliskich, jeżeli będą się wybierać do domu Ojca przed nami. Przypomina o tym kanon 921 Kodeksu Prawa Kanonicznego:
§ 1. Wierni znajdujący się z jakiejkolwiek przyczyny w niebezpieczeństwie śmierci, powinni być umocnieni Komunią świętą na sposób Wiatyku.
§ 2. Chociażby tego dnia przyjęli już Komunię świętą, to jednak bardzo się zaleca, aby – znalazłszy się w niebezpieczeństwie śmierci – otrzymali ponownie Komunię świętą.
§ 3. Gdy niebezpieczeństwo śmierci trwa dłużej, zaleca się, aby Komunia święta była udzielana wielokrotnie, w poszczególnych dniach.
Kanon 922 dodaje jeszcze, że „udzielenia Wiatyku chorym nie należy zbytnio odkładać. Duszpasterze powinni pilnie czuwać nad tym, by chorzy byli posilani wtedy, gdy są jeszcze w pełni świadomi”. Wiele miejsca temu tematowi poświęca się również w Katechizmie Kościoła Katolickiego. Warto pod tym kątem spojrzeć na numery 922, 1020, 1392, 1517 oraz 1524 i 1525.
Jeśli się zdarzy, że ktoś z naszych bliskich odszedł z tego świata bez sakramentów, wówczas polecamy go nieskończonemu Bożemu miłosierdziu i z ufnością modlimy się o jego zbawienie. Jednak byłoby fatalną lekkomyślnością nie dbać o sakramenty w imię tego, że miłosierdzie Boże jest przecież nieskończone. To prawda, że Bóg nie jest związany sakramentami i ma moc także i bez nich obdarzyć zbawieniem. Prawdą jest jednak również to, że Chrystus Pan ustanowił sakramenty jako konieczne do zbawienia (por. Mk 16,16; 6,53). Temat ten omówiony jest w Katechizmie, zwłaszcza w numerach 1127–1130 oraz 1257–1261.
Na koniec opowiem o niedawnej rozmowie związanej z naszym tematem. Mówił mi ktoś o swojej umowie z żoną, że jeżeli któreś z nich znajdzie się w niebezpieczeństwie śmierci, wówczas to drugie z całą otwartością powie mu, co się dzieje, i przypomni o przyjęciu sakramentów. Otóż poszedł ów człowiek do szpitala z czymś stosunkowo niegroźnym, sytuacja jednak zaczęła się komplikować, z czego on zupełnie nie zdawał sobie sprawy. Żona zachowała się jednak zgodnie z umową – z wielkim ciepłem poinformowała go, że trzeba się liczyć nawet z najgorszym; wówczas on sam poprosił o księdza. Kiedy wyzdrowiał, poczuł potrzebę pochwalenia się przede mną swoją żoną: „Teraz już mam pewność, że żona nie puści mnie na Sąd Boży bez sakramentów!”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.