Papieżyca Joanna oraz inne tematy widma

Zniesławianie największych nauczycieli Kościoła katolickiego poprzez przypisywanie im takich poglądów, jak gdyby byli to ludzie złej woli albo umysłowo niedorozwinięci, jest, niestety, metodą często stosowaną przez jego wrogów W drodze, 2/2009



Jeżeli do tego dodać, że w owym czasie nie brakowało wrogów papiestwa – żeby wspomnieć choćby tylko patriarchę Focjusza, który pozostawił po sobie bogatą spuściznę literacką – wydaje się, że tego rodzaju skandal nie uszedłby ich uwagi. A jednak nie wspominają oni ani słowem o rzekomej papieżycy (ani nawet o jakimś panującym w tym okresie Janie VIII, prawdziwy bowiem Jan VIII był papieżem dopiero w latach 872–882). A dlatego nie wspominają, bo takiej papieżycy po prostu nie było.

Skąd się wzięła ta legenda? Trudno się zgodzić z zacietrzewionym wyjaśnieniem, jakie w ramach polemiki międzywyznaniowej zaproponował trzysta lat temu Stanisław Ostrowski. Sądząc, że jej autorem jest Marcin Polak, powstanie legendy o papieżycy przypisał jego rzekomej naiwności: „Polak owych wieków trochę tylko gęby pomazał łaciną, jął się historię pisać, jakiejby się i sam teraz wstydał. Jak ja rozumiem, że podobno ujrzał w Rzymie na którymś obrazie osobę białogłowy, trzymającą klucze w ręku i koronę na głowie mając wymalowaną… Ten podobno obaczywszy tę postać, rozumiał, że kiedyś białogłowa była papieżem i tak w swoją babską kronikę, jako i siła bajek włożył”[8].

Wydaje się, że legenda o papieżycy jest raczej echem, w którym zmaterializowała się i zdeformowała pamięć o trzech kobietach – Teodorze Starszej, Marozji oraz Teodorze Młodszej – które w pierwszej połowie X wieku kolejno trzęsły Rzymem i fatalnie przyczyniały się do ówczesnego upadku Stolicy Apostolskiej.

O ile jednak powstanie tej legendy oraz jej pierwotną popularność można wyjaśnić ahistoryczną mentalnością ludzi średniowiecza, o tyle trudno usprawiedliwić współczesne przedstawianie tej legendy, tak jakby chodziło w niej o fakty historyczne. Mam na myśli dzieła takich twórców, jak Emanuel Roidis, Donna Woolfolk Cross czy Volker Schlöndorff. Nie wydaje mi się, ażeby – przedstawiane we współczesnej kulturze masowej jako rzekomo historyczne – poświęcone legendarnej papieżycy Joannie powieści i filmy przyczyniały dobra i prawdy w naszym i bez tego skołowanym świecie.

Inne widma błąkające się w naszej współczesnej świadomości

Niestety, współczesna kultura roi się od odpornych na wszelką demaskację i rzeczowe argumenty pseudofaktów i fałszywych twierdzeń na temat chrześcijaństwa i Kościoła. W niejednakowy sposób się pojawiły, różna jest ich popularność, odmienne znaczenie. Łączy je coś więcej niż niezgodność z prawdą historyczną: niektóre osoby promujący te fałszywe mity, prawdy znać nie chcą, wiedzą swoje i nie zamierzają tych mitów poddawać weryfikacji, nawet w obliczu przedstawionych im żelaznych świadectw i argumentów.

Przypomnijmy tu kilka takich tematów widm:

1. Przy okazji wmawiania starożytnemu Kościołowi, jakoby wyznawał doktrynę reinkarnacji[9], a stosunkowo niedawno w trakcie bicia propagandowej piany z racji odkrycia tekstu tzw. Ewangelii Judasza, ale także i bez specjalnych okazji, odgrzewane są niezgodne z prawdą historyczną twierdzenia, jakoby Kościół starożytny posługiwał się kilkudziesięcioma różnymi Ewangeliami. Autorzy tych twierdzeń lubią imponować swoją „wiedzą o tym”, że dopiero sobór w Nicei w roku 325, papież Innocenty I w roku 405 lub papież Gelazy I w roku 495 albo synod w Kartaginie w roku 397 czy też synod w Konstantynopolu w roku 543, zredukował liczbę uznanych przez Kościół Ewangelii do czterech, pozostałe zaś Ewangelie zdegradował do rzędu apokryfów.

Prawda jest taka, że świadectwa źródłowe z II i III wieku – tzw. Kanon Muratoriego oraz jednoznaczne wypowiedzi na ten temat św. Ireneusza (z roku ok. 180) czy Orygenesa (z roku ok. 245) – nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że Kościół od samego początku ściśle odróżniał cztery Ewangelie kanoniczne od apokryfów[10].

Wspomniane dekrety papieskie oraz synodalne nie ustanawiały tego rozróżnienia, ale o nim wciąż na nowo przypominały – i promotorzy wspomnianego kłamstwa dobrze zdają sobie z tego sprawę, bo zazwyczaj powołują się tylko na jeden z tych dekretów, budując w ten sposób wrażenie jego rzekomej przełomowości. Stosując taką logikę, można bez trudu „udowodnić”, że dopiero od uchwał soboru trydenckiego z roku 1563 albo nawet że dopiero od wydanej w roku 1930 encykliki Piusa XI Casti connubii zaczęła w Kościele obowiązywać zasada nierozerwalności małżeństwa.




[8] S. Ostrowski, Dialog albo rozmowa katolika z ewangelikami o znakach prawdziwego Kościoła, Kraków 1604 s. 35; cyt. za: Karolina Grodziska-Ożóg, Marcin Polak i jego twórczość, „Nasza Przeszłość” 58 (1982), s. 200. 
[9] Szerzej na ten temat pisałem w artykułach: Starożytni chrześcijanie na temat reinkarnacji, w: J. Salij, Poszukiwania w wierze, Wydawnictwo W drodze, Poznań 2000, wyd. 4, s. 123–130; Jeszcze raz o reinkarnacji, w: tenże, Pytania nieobojętne, Wydawnictwo W drodze, Poznań 1998, wyd. 5, s. 149–157. 
[10] Temat ten, wraz z przytoczeniem wspomnianych świadectw źródłowych, przedstawiłem w artykule: Ewangelie i apokryfy, w: J. Salij, Tajemnice Biblii, Wydawnictwo W drodze, Poznań 2003, s. 65–70. 



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...