Bóg otworzył mi oczy

Nie planuję niczego, zauważyłam, że dużo łatwiej jest zaufać Panu Bogu i codziennie zadawać Mu pytanie: co mam dzisiaj robić? Jest taki święty, który codziennie modlił się do Pana Boga: „a Ty mnie, Panie Boże, dzisiaj sobie pilnuj”. To mi się bardzo podoba i tak chcę żyć. Przewodnik Katolicki, 29 kwietnia 2007




Choroba jest próbą dla wielu osób, także przyjaciół. Nie wszyscy potrafią wyjść z niej zwycięsko…

- Widzę, jak wielu ludzi dotknęła moja choroba. Przychodzą do mnie wzruszeni, chcą mnie pocieszyć, ale zauważam, że oni są często bardziej smutni ode mnie. Pan Bóg przez chorobę pozwolił mi wychwytywać wiele szczegółów, dzięki którym zauważam, że mnóstwo ludzi jest mimo pozoru bardzo dobrych, ale też wielu z nich nosi w sobie smutek. Tego kiedyś w ogóle nie dostrzegałam.

Mój chłopak, który też jest we wspólnocie, cały czas mnie wspiera, jest ze mną. Dziś widzę, że to Pan Bóg dał nam naszą historię i bardzo nam zaufał. Daje nam takie doświadczenia, bo wie, że będziemy z Nim. Moja choroba nie zawsze sprzyja spotkaniom, ludzie też czasami nie wiedzą jak się zachować, o czym ze mną rozmawiać. Wielu też nie wie jak zareagować, kiedy widzi mnie w wielkiej kruchości, podczas gdy wcześniej byłam wulkanem przebojowości. Sprawia im też kłopot fakt, że umiem teraz więcej słuchać, gdy wcześniej to raczej wszyscy byli zmuszeni mnie słuchać i to że jestem łysa… Skończyło się pajacowanie, teraz widzą moje prawdziwe oblicze, taką jaką jestem naprawdę. Widzą, jak płaczę, jak czasem mam wszystkiego dosyć, niewątpliwie choroba jest wielkim sprawdzianem dla nas wszystkich.

Pan Bóg jest genialnym organizatorem, bo każde indywidualne doświadczenie zamienia w coś pozytywnego, z czego może korzystać wielu ludzi. Myślę, że niezwykłe jest to, że moja choroba może pomóc komuś zmienić życie… Jeśli Pan Bóg chce, żeby przez moją chorobę ktoś coś usłyszał i zobaczył, to czemu nie, może i ja na tym skorzystam.

Majko, co w chorobie jest najtrudniejsze?

- Myślę, że to, iż nie umiemy rozmawiać o śmierci, że boimy się o niej mówić. A przecież jest to nasze przyszłe życie, do którego w tej naszej ziemskiej wędrówce dążymy. Być może kiedy ją zaakceptujemy, łatwiej będzie nam pogodzić się z trudnościami, z jakimi musimy się tutaj borykać. Na pewno w walce z chorobą pomaga mi bycie w łasce uświęcającej, to, że mogę przyjąć Pana Jezusa. Niestety, zaczęłam to doceniać także dopiero teraz, w chorobie, bo w naszym życiu jest tak, że jeśli mamy coś na wyciągnięcie ręki, to często tego nie zauważamy i nie doceniamy. Myślę tutaj również o Eucharystii.

Mam wielkie pragnienie życia, chcę pójść na studia, jestem zakochana, chcę wyjść za mąż, mieć dzieci, tylko że teraz nie planuję już swojego życia, a oddaję je Panu Bogu. Nie wiem, czy ten nowotwór, z którym teraz walczę, jest jedynym, jaki mnie w życiu dotknie, a może już teraz nie dotrę do końca leczenia? Dlatego nie planuję niczego, zauważyłam, że dużo łatwiej jest zaufać Panu Bogu i codziennie zadawać Mu pytanie: co mam dzisiaj robić? Jest taki święty, który codziennie modlił się do Pana Boga: „a Ty mnie, Panie Boże, dzisiaj sobie pilnuj”. To mi się bardzo podoba i tak chcę żyć.

Rozmawiała Jadwiga Knie-Górna
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...