Rozmawiałem ostatnio z dziewczynami i chłopakami z Podlasia. Opowiadali o tęsknocie, mówili o pragnieniu życia w pełnej rodzinie, marzyli, że kiedyś będą rodzicami. Problem dotyczy dzieci emigrantów, którzy wyjechali za chlebem. Przewodnik Katolicki, 24 luty 2008
Widok płaczącego dziecka działa silnie na emocje. Kto wie, czy nie bardziej wzrusza nawet twarz zapłakanego nastolatka. Rozmawiałem ostatnio z dziewczynami i chłopakami z Podlasia. Opowiadali o tęsknocie, mówili o pragnieniu życia w pełnej rodzinie, marzyli, że kiedyś będą rodzicami. Nie były to wywiady przeprowadzane w poprawczakach ani z podopiecznymi domów dziecka. Problem dotyczy dzieci emigrantów, którzy wyjechali za chlebem.
Jak liczna to grupa - nie wiadomo. Szacuje się, że do pracy w krajach Unii wyjechało około 2 mln Polaków. Ilu z nich pozostawiło tu dzieci - trudno ocenić. Nie ma jeszcze badań, które pozwolą ustalić rozmiary tego zjawiska. Są regiony w Polsce, gdzie na wywiadówki przychodzi jedna mama - pozostali uczniowie wychowywani są przez babcie lub starsze rodzeństwo. W wielu miejscowościach wschodniej Polski prawie w każdej rodzinie jest ktoś, kto pracuje za granicą. Na Podlasiu zjawisko jest tak powszechne, że uruchomiono stałe połączenie autobusowe do Brukseli. Problem ma oczywiście lokalną specyfikę. Inaczej wygląda na Opolszczyźnie, w woj. dolnośląskim czy lubuskim, inaczej na Podhalu, gdzie od pokoleń emigrowało się za wielką wodę.
Pozornie wszystko jest w porządku. Wskaźniki bezrobocia maleją - zarobione pieniądze w jakiejś części trafiają do Polski, przed wiejskimi chałupami pojawiły się zagraniczne samochody, a młodzież w modnych ciuchach do szkoły przynosi nowe komórki. Jednak koszta są ogromne - świadczą o tym łzy młodych ludzi, z którymi rozmawiałem przygotowując program o Euro-sierotach.
Elektroniczny gadżet, ciuch czy komórka w prezencie od taty nie wypełni pustki i poczucia straty. Każda rozmowa kończyła się łzami, w każdej słyszałem ogromne pragnienie obecności ojca. Kto wie, czy nie silniej odczuwane u piętnastoletniej dziewczyny niż u kilkuletniego dziecka.
Paulina zapisuje w pamiętniku to wszystko, co chciałaby wyznać ojcu - jak sama mówi nieraz wykrzyczeć. I nie zastąpi tego rozmowa z ciocią czy nauczycielem. Są sprawy, którymi można podzielić się tylko z tatą. Ponieważ wyjechał, jak wielu innych - nie w ciągu ostatnich dwóch lat, ale już ponad dwanaście lat temu, Paulina wie z doświadczenia, że brak ojca na każdym etapie życia jest inny. Inaczej potrzebuje się rodziców - w szczególności taty, kiedy ma się pięć, dziesięć lat, jeszcze inaczej, gdy się jest nastolatkiem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.