Chciałem księdzu pomóc...

W Polsce konieczne staje się wypracowanie takich zasad korzystania z teczek, które dawałyby możliwość wypowiedzi wszystkim, których dana sprawa dotyczy. Przewodnik Katolicki, 26 października 2008



To spotkanie jest istotne – dawny funkcjonariusz SB podpisał oświadczenie, że Ekscelencja nie był świadomy swojej rejestracji jako „TW” i nie wyraził nigdy zgody na współpracę. Jak doszło do tego spotkania?

– Kiedy się dowiedziałem, że jestem zarejestrowany jako „TW”, bardzo mnie to poruszyło. Wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby to wyjaśnić. Przy całym samokrytycyzmie miałem świadomość, że byłem inwigilowany, czułem się ofiarą. Nie rozumiałem, jak to w ogóle możliwe, że mnie zarejestrowano.

Opatrzność Boża czuwała, że nie zgubiła się wizytówka, którą przed laty otrzymałem od swojego „opiekuna”. Pojechałem pod wskazany adres – okazało się, że jest nieaktualny. Nowi lokatorzy mieszkania, z którymi rozmawiałem przez domofon, nawiązali kontakt telefoniczny z tym panem – a on wyraził zgodę, by się ze mną spotkać następnego dnia. Pierwszym pytaniem, jakie mu zadałem, było: – Jak to jest możliwe? Tylko pan może zaświadczyć, jaka była prawda, ja nie mam nic na swoją obronę...!

Odpowiedział mi, że jest gotów zaświadczyć – i napisał, że zostałem zarejestrowany bez mojej wiedzy i zgody. Po 25 latach to już był inny człowiek. Przyszedł, choć mógł powiedzieć, że mnie nie zna. To nie było dla niego pewnie miłe spotkanie, podobnie jak i dla mnie – ale odbyło się bardzo spokojnie i rzeczowo. 
W tym momencie okazał bez wątpienia dużo dobrej woli. Nie mam podstaw, żeby kwestionować jego ówczesne dobre intencje – on był przekonany, że nikt tych dokumentów nie będzie oglądać, chciał być może rzeczywiście przyjść z pomocą – taki był wtedy zwariowany świat.

Ten „zwariowany świat” często jest już niezrozumiały dla tych, którzy w nim nie żyli...

– Rzeczywiście trudno dziś, zwłaszcza młodym, wyobrazić sobie tamten czas. Panował wtedy klimat wielkiej nieufności, trzeba było być ostrożnym, nawet opowiadając dowcipy w przedziale kolejowym. Rozmowy z SB – trzeba pamiętać, że to byli urzędnicy państwowi. Kiedy urzędnik wręczał mi paszport i pytał, dokąd jadę i po co, nie mogłem z nim nie rozmawiać, nie odpowiedzieć na pytanie...

Ale spotkania z „opiekunem” nie odbywały się jedynie w urzędzie – miały miejsce również w mieszkaniu?

– Nie miałem tych rozmów jakoś specjalnie dużo. Dojeżdżałem wtedy do Warszawy, mieszkałem w różnych klasztorach, tam nikt nie mógł mnie nachodzić. Kiedy miałem już mieszkanie, zdarzało się, że mój „opiekun” przychodził. Kilkakrotnie była u mnie akurat młodzież: zapraszałem go wtedy bardzo serdecznie, ale nie był chętny...

Dwa razy przyszedł niezapowiedziany. Kiedy dziś na to patrzę, widzę, jak doskonale byliśmy rozpracowani psychologicznie. Były obietnice, ostrzeżenia, ale nie było zbyt nachalnych nacisków, żadnej bezczelności czy agresji – na ile siebie znam, miałbym na to gotową odpowiedź.

Szczegółów rozmów oczywiście nie pamiętam, ale ani na chwilę nie opuszczała mnie świadomość, z kim rozmawiam, starałem się unikać konkretów. Niekiedy dziwiłem się nawet, czy nie szkoda czasu na takie rozmowy – nie miałem pojęcia, że z tego mogłyby powstać jakieś raporty...


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...