Niemieckie potyczki z prawdą

Niemcy, walcząc o swą nadrzędną pozycję w Europie nie tylko odrzucają bagaż własnych przewin, ale coraz bardziej bezceremonialnie zakłamują historię, a ostatnio o zbrodnie pomawiają także bez żenady Polaków, którzy należą do największych ofiar wojny! Przewodnik Katolicki, 31 maja 2009



Czytamy najczęściej o Litwinach i Ukraińcach, którzy dawali – jak twierdzi „Spiegel” - upust swej agresji, szczególnie wobec Żydów, czemu prawdopodobnie – choć nie jest to już wyraźnie zdefiniowane – niemieccy żołnierze przyglądali się bezradnie, a może nawet ze współczuciem… Wprawdzie jako współwinnych niemieckich zbrodni i Holokaustu wymienia się w tekście najczęściej „Litwinów, Łotyszy, Ukraińców i Białorusinów”, ale jednocześnie do tego katalogu narodów obciążonych winą według niemieckich publicystów aluzyjnie dołącza się Polaków.

„Dlaczego niemieckim oddziałom do zadań specjalnych stacjonującym między Warszawą a Mińskiem z taką łatwością udało się podjudzić nieżydowską ludność do organizowania pogromów?” – pytają retorycznie niemieccy publicyści. Oto w siódmym dziesięcioleciu od zakończenia wojny dowiadujemy się, że niemieccy oprawcy ze swastykami na ramieniu jedynie „stacjonowali” na polskich ziemiach wypalonych przez bomby z hitlerowskich Messerschmittów i rozjeżdżonych przez niemieckie czołgi! I to właśnie obecna tam „nieżydowska ludność” wykonała całą brudną robotę pogromów!

Kto rozpoznał Żyda?

Dalej „Spiegel” powtarza zarzuty w podobnym tonie wkładając je w usta „niemieckich historyków” i byłych ofiar wojennych. Zadawane jest retoryczne pytanie: „Jak to możliwe, że w wieloetnicznych miastach wschodniej Europy SS i policja mogłyby wytropić Żydów bez pomocy miejscowej ludności?”. Niewielu Niemców było w stanie „rozpoznać Żyda w tłumie ludzi”. Otóż trudno o większą pomyłkę, jak ta, której dopuścili się w tych pytaniach niemieccy publicyści.

Czy to właśnie nie Niemcy byli „specjalistami” w rozpoznawaniu Żydów w tłumie ludzi? Czy to nie niemieccy pseudolekarze, niby-antropolodzy i inni znawcy ras nie jeździli za linią frontu i jednym ruchem ręki decydowali o losie setek tysięcy ludzi? I znów „Spiegel” tłumaczy: „W tak zwanej Trzeciej Rzeszy z jej doskonale funkcjonującą administracją Żydów wyłapywano od lat.

Ale na terenach zdobytych przez wojska Wehrmachtu hitlerowscy oprawcy potrzebowali informacji, jakich na przykład w Holandii dostarczały im biura meldunkowe. Ich pracownicy zadali sobie sporo trudu, by sporządzić dokładny „rejestr Żydów”.

Niemiecka gazeta nie wspomina już o tym, że - jak to sama określiła – „na terenach zdobytych przez wojska Wehrmachtu” już od wielu lat przed wybuchem wojny działały konspiracyjne ekspozytury tej osławionej „tak zwanej Trzeciej Rzeszy”; słynne V Kolumny, których aktywiści – nacjonalistyczni niemieccy dywersanci – z zapałem i nadzwyczajną rzetelnością tworzyli listy proskrypcyjne, na których umieszczali najprzedniejsze nazwiska najlepszych synów Narodu Polskiego, przeznaczonych do „likwidacji” w pierwszej kolejności po wybuchu wojny.

Te informacje nie są już jednak dostępne autorom artykułu w „Spieglu”. Możemy się natomiast od nich dowiedzieć, że „w Polsce Żydów denuncjowano powszechnie”! I że Francuzi, Holendrzy czy Belgowie, jeśli nawet wydawali Żydów w ręce bezosobowych według artykułu sił, to byli mniej winni niż Polacy. Ci ostatni bowiem wiedzieli najlepiej, co dzieje się w Auschwitz czy Treblince, podczas gdy na zachodzie Europy takiej podobno wiedzy nie było!



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...