„Wojna to koniec naszemu pokoleniu – żadnych złudzeń” – powiedział Witkacy na tydzień przed wybuchem wojny. W czasie obłąkańczej ucieczki na wschód, pogrążony w depresji, na wieść o wejściu do Polski wojsk radzieckich, popełnił samobójstwo. Przewodnik Katolicki, 13 września 2009
Ekscentryk, wieczny aktor, kobieciarz, niepoważny błazen, intrygant, wariat, narkoman i alkoholik, pozer. Wybitny artysta, geniusz, metafizyk, melancholik, samotnik, pesymista, przyjaciel, patriota, który umarł – jak pisała słynna witkacolożka Anna Micińska – „na ostatnim wolnym skrawku Ojczyzny”. Jakim chciał i chce go widzieć świat, który zawsze uwielbia skandale i powierzchowność spojrzenia, a którego nie interesuje prawdziwe wnętrze i bogactwo duszy?
Za maską wariata kryła się dusza udręczona i samotna, która zadając sobie odwieczne pytania o sens życia, nie otrzymała łaski wiary. Religia nie dawała mu odpowiedzi, sztuka już niestety też nie, może trochę jeszcze filozofia. Witkacy żył z jednej strony w ciągłym zachwycie nad Tajemnicą Istnienia (to jedno z podstawowych pojęć jego systemu filozoficznego), a z drugiej strony ten świat i kierunek, w jakim nieuchronnie zmierzał, przerażały go.
Tajemnica nie dawała żyć. „Cała nasza twórczość, czy naukowa, czy filozoficzna, czy artystyczna i literacka, czy religijna – mimo prawdziwych przepaści, które dzielą te sfery i których nie myślę negować (…) polega na walce z Tajemnicą Istnienia o tego Istnienia sens ostateczny” – pisał.
„…nie ma przed nami nic”
Na katastroficzny światopogląd Witkacego wpłynęły wydarzenia, które miały swój początek jeszcze przed I wojną światową. W lutym 1914 roku popełniła samobójstwo jego narzeczona – Jadwiga Janczewska. Załamanego Witkacego ratuje przyjaciel Bronek Malinowski, który zabiera go ze sobą na naukową wyprawę na Nową Gwineę.
W czasie podróży nadchodzi wiadomość o wybuchu wojny. Witkacy urodzony w Warszawie pod zaborem rosyjskim postanawia wrócić do kraju. Wierzy, że wreszcie Polska może odzyskać niepodległość. Pisze do rodziców: „W tak strasznej chwili, kiedy krajowi i Wam grozi niebezpieczeństwo, ja nie mogę się do Was dostać – o tysiące kilometrów od Was odległy w bezczynności i rozpaczy. (…) Nie móc być tam ze wszystkimi, kiedy się ważą losy kraju i jechać po Australii oglądać widoki. (…) Czemu nie mogę być tam i walczyć, i przynajmniej śmiercią pożyteczną zatrzeć te wszystkie złe rzeczy, które popełniłem”.
Dzięki protekcji dostaje się do szkoły oficerskiej, a potem do elitarnego carskiego Pawłowskiego Pułku. Walczy z Niemcami i zostaje ranny w bitwie pod Witonirzem. W Petersburgu jest świadkiem rewolucji lutowej, a potem październikowej 1917 roku. Nie mówił o tym okresie wiele, a właściwie nic.
Prawdopodobnie przeżył wówczas najstraszniejszy okres w swoim życiu, skoro nie zostawił po nim śladu, choć żona Jadwiga wspominała coś o pamiętniku z tamtego czasu, który spłonął w Powstaniu Warszawskim. Ślad pozostał w światopoglądzie Witkacego. Był przekonany, że rewolucja jest nieunikniona, zmiana nadejdzie już niedługo, ale choć konieczna, to jej skutki będą katastrofalne. Widział je przecież na własne oczy.
„Żyjemy w epoce straszliwej, jakiej nie znała dotąd historia ludzkości, a tak zamaskowanej pewnymi ideami, że człowiek dzisiejszy nie zna siebie, w kłamstwie się rodzi, żyje i umiera i nie zna głębi swojego upadku (…) W każdym razie tam, gdzie my idziemy teraz, dokąd wleką nas ślepe siły społeczne, to jest ku ostatecznej mechanizacji i zbaranieniu – nie ma przed nami nic”.
Mój przyjaciel ksiądz
„Moje życie nie jest tak pogodne jakby się wydawało, choć jakaś tajemnicza ręka uratowała mnie dotąd z wszystkich niebezpieczeństw i oszczędzała mi ich. Ale koniec nie będzie wesoły: nędza, choroba, osamotnienie” – pisał artysta w swoich czasach i długo potem kompletnie niezrozumiany. Chętnie plotkowano na jego temat, ale nie brano go poważnie. Miał grono oddanych przyjaciół, a wśród nich księdza Henryka Kazimierowicza ze Stolina na Polesiu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.