Hazard, jak każde uzależnienie, zabiera wszystko: rodzinę, przyjaciół, życie. Uzależniony wpada w matnię, kradnie, podporządkowuje życie jednemu celowi. Wszystko odbywa się w zaciszu kasyn i salonów gry. Rzadko wychodzi na powierzchnię. Przewodnik Katolicki, 15 listopada 2009
Zbyszek po raz pierwszy na automaty poszedł w drugiej klasie liceum. W sali obok stali „jednoręcy bandyci”, więc szybko przeniósł się właśnie tam. W trzeciej klasie zaczął grać z kolegami w pokera. To jednak nie były jego hazardowe debiuty. Zapytany o pierwszą w życiu grę uśmiecha się i po chwili mówi: - Tak naprawdę to graliśmy z kolegami na pieniądze jeszcze w podstawówce. W III i IV klasie szkoły podstawowej zaczynał od tzw. kubków, parapetków, i dmuchanek.
Gry były dziecinne, ale pieniądze jak najbardziej dorosłe i rzeczywiste. Już wtedy nie traktował tego jak zabawy. – Bardzo często dochodziło do tego, że spóźniałem się na lekcje, bo trzeba było dokończyć jakąś emocjonującą rozrywkę. Już wtedy nie potrafiłem traktować tej gry jako zabawy i szukałem okazji do grania, bez względu na to, czy wygrywałem czy przegrywałem – wspomina. Jego główną motywacją do grania były pieniądze. – Szukałem sposobu na zarobienie. Gdy wygrałem na automacie pierwszą większą sumę, okazało się, że jest to więcej, niż zarobiłbym przez kilkanaście godzin pracy – tłumaczy.
Zofia może opowiadać o uzależnieniu męża z innej perspektywy. Wie, jak czuje się osoba oszukiwana przez długi czas. Dopiero po kilku latach, już w krytycznym momencie, dowiedziała się, co mąż robił za jej plecami. Marek zmieniał pracodawców, tłumacząc, że nie wypłacają mu pensji, czasem był na bezrobociu. Mówił, że pisze skargi do Państwowej Inspekcji Pracy, ale tylko mówił. Mówił wiele rzeczy, aż w końcu wyszedł i nie wracał przez trzy tygodnie.
Gdy Zofia pogodziła się z jego śmiercią, zadzwonił domofon. Wyszło na jaw, że zdefraudował pieniądze z firmy, w której pracował, po to, żeby grać. – To był inteligentny facet, potrafił sprytnie oszukiwać. Gdy wrócił, myślałam, że jest w tym momencie, po którym może być tylko lepiej – przyznaje Zofia. Myliła się i nie przewidziała, że hazard okażę się na tyle kuszący, żeby napisać rodzinie, że nie chce się jej znać. Dopiero, gdy zaczęła zbierać pewne elementy z przeszłości okazało się, że sygnały świadczące o uzależnieniu pojawiały się – wściekłość przy brydżu, znikanie pieniędzy, ale przecież nikt nigdy nie wierzy, że takie rzeczy przytrafiają się właśnie jemu.
Zaraz po alkoholizmie
To tylko część zjawiska, jakim jest uzależnienie od hazardu. Branża hazardowa rozwija się w Polsce w zastraszającym tempie, a w konsekwencji przybywa uzależnionych.
W 2008 roku Polacy wydali na gry hazardowe 17 mld złotych, czyli w porównaniu z rokiem wcześniejszym o 42 proc. więcej. Prawie połowa (40 proc.) wszystkich pieniędzy przeznaczana jest na „jednorękich bandytów”. Ich liczba również wzrasta w najszybszym tempie. W 2005 roku punktów z automatami było 9,6 tys., a w 2008 roku już 24 tysiące.
20 proc. z 17 mld zł trafia do Totalizatora Sportowego, a 12 proc. do kasyn. Można powiedzieć, że część wydatków przeznaczana jest na zakłady sportowe czy automaty zręcznościowe, które pozornie nie są groźne. Jednak właśnie najczęściej od niewinnych zabaw zaczyna się uzależnienie. Osoba poszukująca wrażeń lub ucieczki w inny świat szybko nasyci się prostymi grami i zaangażuje w formy bardziej radykalne, zgodnie z przysłowiem: apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Brak wystarczającej siły psychicznej nie sprzyja panowaniu nad apetytem. Gdy apetyt staje się silniejszy niż cokolwiek innego, gracza przestaje interesować rodzina, praca, jego dotychczasowe hobby, a jedynym celem staje się zdobycie pieniędzy i kolejne gry. Ponieważ staje się to wstydliwe, pojawia się kac moralny, zaczyna się ukrywanie problemu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.