Rok 2009 to był dziwny rok. Podsumowanie minionego roku można rozpocząć niemal tak samo jak Sienkiewicz zaczął swoje „Ogniem i mieczem”. Przewodnik Katolicki, 27 grudnia 2009
Nie możemy z tej wojny ot, tak, zrezygnować, bo wówczas tylko kwestią czasu będzie przywędrowanie tamtego świata do nas i bomby podkładane w naszych kościołach i naszych domach. Ale nie możemy też tej wojny wygrać bez rozsądnej propozycji dla tamtego świata. Pomysł Amerykanów – zabijemy dyktatorów, przywieziemy coca-colę i wszystko będzie cacy – nie wypalił. A innego jak dotąd nie widać. Będzie więc rok 2010 rokiem wojen i dramatycznego poszukiwania sposobu na ich polityczne zakończenie. Prawie na pewno w Afganistanie będzie więcej Polaków i większe będą nasze straty w tej wojnie, a już na pewno będzie nas ona więcej kosztować.
Zanim jednak zaczniemy krzyczeć na polityków, by nasi chłopcy zajęli się naprawianiem wodociągów zamiast walką, a najlepiej, żeby w ogóle wrócili do domu, wypada zapytać, po co oni tam w ogóle są. I odpowiedź – poza irytującymi banałami w rodzaju walki o pokój i demokrację – będzie zawierała dwa elementy: są po to, żeby utrzymać jaką taką spoistość NATO oraz po to, by Polska mogła uczestniczyć w międzynarodowej debacie, zasiadając w gronie państw rzeczywiście decyzyjnych, a nie przy bocznych stolikach. Oba powody brzmią mocno sloganowo. To prawda, ale zawierają realne treści. NATO w ostatnich latach niezwykle osłabło, ale wciąż pozostaje główną gwarancją polskiego bezpieczeństwa.
Pisałem kiedyś na łamach „Przewodnika” o tym, że nasza armia nie jest w stanie prowadzić skutecznej wojny z większością potencjalnych przeciwników. Sojusz Atlantycki gwarantuje – również w oczach firm, które inwestują w Polsce pieniądze – że z dnia na dzień nasza niepodległość nie stanie pod znakiem zapytania. To gwarancja ważna i mająca wymierną wartość, przekładającą się na pracę i płacę przeciętnego obywatela.
Nowy ład
Nieco inaczej wygląda sprawa wspomnianego miejsca przy głównym stoliku światowej gry. No bo natychmiast przypomnimy sobie porażki mijającego roku: rezygnacje z tarczy antyrakietowej czy niezaproszenie Polski do grupy G-20. „To jest główny stolik?” - może ktoś spytać z przekąsem. Jednak tak. Bo po sprawie tarczy Amerykanie długo zastanawiali się, jak nam ów afront zrekompensować. I znaleźli całkiem dobry, także z naszego punktu widzenia, sposób w postaci instalacji Patriotów w Polsce. A nasze zaangażowanie w Afganistanie sprawia, że uczestniczymy w rozmowach i spotkaniach dotyczących planowania nowego ładu światowego. Rzeczywiście częściej u końca stołu niż w jego głowie, ale mamy świadomość, że strategiczne decyzje nie będą zapadały bez nas. To było przecież marzenie pokoleń Polaków bodaj od końca XVII wieku.
Mijający rok był czasem międzyepoki. Powtarzam raz jeszcze, bo oznacza to tyle, że właśnie wykluwa się nowy porządek światowy i europejski. W gruncie rzeczy nie wiemy, czy historycy zaliczą pierwsza dekadę XXI wieku do XX czy już do XXI stulecia. Podobnie jak w pierwszych latach XX wieku, kontynuowane są tendencje zapoczątkowane w poprzednim wieku. A warunki się zmieniają. Na pewno rok 2009 będzie wspominany jako rok traktatu z Lizbony. Unia Europejska się zmienia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.