Bal karnawałowy do białego rana, prywatka u znajomych albo wspinaczka na górski szczyt – każdy ma swój ulubiony sposobów żegnania starego roku. Przy takich propozycjach perspektywa spędzenia sylwestra na modlitwie wydaje się być mało atrakcyjna. Posłaniec, grudzień 2007
Bal karnawałowy do białego rana, prywatka u znajomych albo wspinaczka na górski szczyt – każdy ma swój ulubiony sposobów żegnania starego roku. Przy takich propozycjach perspektywa spędzenia sylwestra na modlitwie wydaje się być mało atrakcyjna, chyba że w międzynarodowym towarzystwie.
Pod koniec grudnia dziesiątki tysięcy młodych ludzi z różnych krajów Europy, przemierzając nieraz tysiące kilometrów pociągami i autobusami, spotykają się w jednym z miast starego kontynentu. Różni ich wiele: język, pochodzenie, kultura, a nawet religia. Są wśród nich katolicy, protestanci, prawosławni, ale także niewierzący, którzy poszukują sensu życia. Niektórzy przygotowują się do tego wyjazdu przez cały rok, inni podejmują decyzję spontanicznie. I chociaż prawie się nie znają, przyświeca im wspólny cel: pragnienie pokoju i pojednania w świecie. Wspólnota Taizé w tym roku już po raz trzydziesty organizuje Europejskie Spotkania Młodych, których uczestnicy przez pięć dni wspólnie modlą się i pracują na rzecz jedności między religiami i narodami. Jak to się dzieje, że ludzi, na co dzień zabieganych, cierpiących na chroniczny brak czasu, stać na chwilę wyciszenia i głębokiej refleksji? Na czym polega fenomen spotkań, które sprawiają, że rzesze młodzieży gotowe są spędzić ostatni tydzień roku na rozważaniach i trosce o pokój na świecie? Żeby znaleźć odpowiedź, trzeba przyjrzeć się bliżej samej Wspólnocie Taizé i sięgnąć do źródeł corocznych spotkań młodzieży.
Pod koniec lata 1940 roku młody Roger Louis Schutz-Marsauche, syn szwajcarskiego pastora, postanowił wreszcie odpowiedzieć na pragnienie swego serca i wyjechał do Francji. Zamierzał założyć tam niewielką wspólnotę, której celem byłoby dążenie do jedności między ludźmi i szerzenie pokoju na świecie. Środkiem do realizacji tych założeń miała być przede wszystkim modlitwa i służba wśród najbardziej potrzebujących. W tym celu Roger zakupił dom i ziemię w maleńkiej burgundzkiej wiosce Taizé. Miejsce było wręcz wymarzone dla rodzącego się dzieła, bo przepełnione ubóstwem i ludzkim cierpieniem. W dodatku w sąsiedztwie znajdował się kościół katolicki, co dla młodego Szwajcara stanowiło znak potwierdzający słuszność jego dążeń do rozszerzenia ekumenizmu. Babcia Rogera, choć była protestantką, często modliła się w katolickim kościele i zaszczepiła w swoim wnuku szczególne umiłowanie Eucharystii.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.