Jakiej skali potworności trzeba, by świat uznał mord za ludobójstwo? Czy nie wystarczy, że giną całe wspólnoty? Czego trzeba, by cywilizowany świat dostrzegł holokaust chrześcijan na Bliskim Wschodzie? A może ów ateistyczny świat w duchu cieszy się z eksterminacji wyznawców Jezusa Chrystusa? Posłaniec, 6/2008
Krwawe meldunki i doniesienia z Iraku o kolejnych eksplozjach bomb nikogo już nie dziwią, nie bulwersują. Informacje o śmierci, czy to kilkunastu, czy kilkudziesięciu, a nawet kilkuset osób, puszczamy koło uszu. Stały się zbyt powszechne, by przykuwać uwagę. Zbyt zbiorowe, by widzieć w nich los pojedynczego człowieka, a tylko taki potrafi jeszcze poruszyć. To swoisty paradoks obecności mediów w miejscach okrutnych zmagań – zbrodnia i śmierć, dramat i tragedia, pozbawiające życia tysiące ludzi, docierają zwielokrotnione, więc powszednieją, ponieważ tracą oblicze pojedynczego człowieka, któremu płyną z oczu łzy.
W tym morzu tragedii bez końca ma miejsce jeszcze jedna tragedia, o której mówi się niewiele, a jeżeli docierają jakieś informacje o niej, nie wywierają żadnego wrażenia; spychane są na ostatnie miejsca w serwisach lub trafiają na ostatnie strony gazet. Tymczasem tragedia owa woła dodatkowo o pomstę do nieba. W Iraku mordowani są chrześcijanie – wyłącznie za to, że są chrześcijanami. Mordowani są w sposób okrutny. Są Irakijczykami i giną z rąk Irakijczyków – muzułmanów.
George Bush wysłał wojska do Iraku, aby przegoniły Saddama Husajna i otworzyły drogę do budowy demokracji, jaką znamy w Europie albo w Ameryce. Niebawem George Bush przestanie być prezydentem USA. Przejdzie do historii. Nie sam. Po 2000 lat obecności w Iraku do historii odejdą także chrześcijanie. Polityka Busha osiągnie zatem cel, którego nie udało się osiągnąć innym – tureckim najeźdźcom, mongolskim hordom, arabskim kalifom i bojownikom Husajna – w Iraku wymordowani zostaną chrześcijanie i kraj w końcu zostanie “oczyszczony z niewiernych”. Sam Bush wciąż powtarza, że komunikuje się z Bogiem, że działa na jego zlecenie.
W październiku 2006 roku w Bagdadzie, w dzielnicy zamieszkałej przez chrześcijan porwane zostaje dwumiesięczne niemowlę. Porywacze żądają okupu, a ponieważ matki nie stać na zapłacenie żądanej sumy, po jakimś czasie zbrodniarze doręczają jej zwłoki porwanego dziecka. Ma obciętą głowę, zaś jego małe ciałko zostało zgrillowane. Malec leży na ryżu, podany jak przysmak. Również w październiku 2006 roku uzbrojeni bojownicy Allacha obcinają głowę 14-letniemu chłopcu, który jako chrześcijanin jest dla nich “świńskim grzesznikiem”. Wkrótce potem porwany zostaje Paulos Faraj Rahho, arcybiskup z Mossulu. Jemu także zbrodniarze obcinają głowę, bezczeszczą ciało, odcinają członki i wyrzucają na śmietnik. Kilka dni wcześniej inny chrześcijański chłopiec zostaje rano ukrzyżowany w dzielnicy Al-Basra w Bagdadzie, gdzie mieszka większość irackich chrześcijan.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.