Polskie rolnictwo jest rozdrobnione i przeludnione. Rozdrobnienie podnosi koszty produkcji, których nie rekompensują ceny skupu. Z ekonomicznego punktu widzenia 2/3 nieproduktywnych polskich gospodarstw należałoby zlikwidować... Posłaniec, 4/2009
Co Unia dała, a czego nie
W czerwcu 2003 r. Godziszów w powiecie Janów Lubelski był najbardziej znaną miejscowością w kraju. To tu w referendum decydującym o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej padł krajowy rekord. Aż 88% mieszkańców gminy powiedziało Unii zdecydowane “nie”. Dziś, po blisko 6 latach, warto przypomnieć, że w skali kraju wynik referendum wyniósł 77,45%, tyle że na “tak”. Polska weszła do Unii. Rok później w Godziszowie padł kolejny rekord.
Aż 90% rolników – i podobno był to wtedy najwyższy odsetek w kraju – złożyło wnioski o unijne dopłaty do gruntów rolnych. Co się stało, że rolnicy tak szybko zmienili zdanie? Po pierwsze – nie do końca sprawdziły się obawy: że obcokrajowcy wykupią polską ziemię, zaleje nas zagraniczna żywność, zbankrutują polskie firmy, rolnik nie będzie miał komu sprzedać plonów, że po wejściu do Unii utracimy narodową tożsamość. Po drugie – okazało się, że ziemia to nie tylko symboliczna matka-żywicielka, ale także kapitał, który umiejętnie wykorzystywany może przynosić dochody.
A dochód to w biznesie ważna rzecz, nawet jeśli ma się obawy i uprzedzenia. Co zatem Unia dała? Przede wszystkim wspomniane już płatności bezpośrednie do powierzchni uprawianych gruntów. Według prostej zasady, że im więcej hektarów pól i łąk, tym więcej pieniędzy. Teoretycznie dopłaty służą zrekompensowaniu zmniejszenia się opłacalności produkcji, ale tak naprawdę gwarantują polskim rolnikom środki na przeżycie.
Duzi rolnicy kupują za pieniądze z dopłat nawozy i maszyny. Mali – buty i zeszyty dla dzieci. Z małej powierzchni dochód może nie jest wielki, ale za to stały i pewny. Unia daje także mnóstwo innych pieniędzy, ale w odróżnieniu od dopłat bezpośrednich daje je w sposób sprytny – na te dziedziny, które jej zdaniem powinny się rozwijać.
Narzędziem rozdzielania unijnych pieniędzy jest Program Rozwoju Obszarów Wiejskich (PROW), przyjęty najpierw na lata 2004-2006, a obecnie na 2007-2013. Z priorytetów aktualnego PROW wynika, że Unia za godne dofinansowania uznaje m.in.: modernizację gospodarstw rolnych, wspieranie startu młodych rolników, przekazywanie gospodarstw następcom za tzw. Rentę strukturalną, zalesianie nieużytków, tworzenie grup producentów rolnych, podnoszenie jakości życia na wsi.
Ogromne pieniądze można uzyskać z tzw. programów rolnośrodowiskowych, polegających np. na utrzymywaniu łąk bagiennych w naturalnym stanie. Okazywanie szacunku środowisku naturalnemu (np. zakaz wypalania ściernisk) oraz zwierzętom gospodarskim (tzw. dobrostan) pojawia się zresztą jako warunek konieczny w większości działań PROW.
Czego Unia nie dała, a co było największym marzeniem polskich rolników? Nie dała gwarancji stabilności i opłacalności produkcji rolnej. Wydawać by się mogło, że perfekcyjnie zorganizowana struktura, jaką jest unijna administracja, wyraźnie wskaże każdemu rolnikowi, co i ile może wyprodukować oraz komu i po ile to sprzeda. Nic z tych rzeczy. Państwowa interwencja, która niegdyś za pomocą dopłat do cen skupu podtrzymywała opłacalność produkcji, w czasach unijnych zanikła. W ogóle nie ma interwencyjnego skupu wieprzowiny, a przecież tym rynkiem najbardziej wstrząsają “górki” i “dołki”.
Skup zbóż z państwowymi dopłatami może być uruchamiany dopiero w listopadzie i to po cenie zwykle niższej od rynkowej. O cenach skupu jabłek czy truskawek decydują wyłącznie zakłady przetwórcze, często wykorzystujące swoją przewagę nad niezorganizowanymi rolnikami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.