W ogrodach rozmodlenia

Modlitwa ma imię człowieka. Każdy podąża swoją drogą. Modlitwa ma imię Boga. Dla każdego jest Drogą. Jest „oddechem życia” chrześcijańskiego, być może dlatego, że przed modlącym „otwiera się” Jezus. Czas serca, 5/2007




Ale kontemplacja może się rodzić z wyczerpania. „Gdy nie możemy się już dłużej modlić, patrzmy na Niego”, radzi bł. Elżbieta. Wypatrywanie Boga z głębi niemocy wznoszenia, zza przytłoczenia codziennością… Wtedy sam wzrok umęczony jest modlitwą.

Miłosna uwaga


Powoli człowiek przyzwyczaja się do przebywania w towarzystwie Boga. Rozumie, że nosi w sobie coś na kształt małego nieba, gdzie Bóg założył swoje mieszkanie. Wtedy powstaje coś w rodzaju „Bożej atmosfery” – jak to nazywa bł. Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej – którą dusza oddycha. W niej rodzi się głębia spojrzenia przenikliwego. Perłą np. karmelitańskiej modlitwy jest miłosna uwaga (hiszp. „notizia amorosa”), jak nazywa ją św. Jan od Krzyża: „Dusza powinna tylko z miłością patrzeć na Boga… trwać niewzruszenie z miłosną uwagą prostą i szczerą, jak ten, który otwiera z myślą o miłości”. Otwieranie oczu z myślą o miłości pozwala właśnie tę miłość dostrzegać i nieugięcie być wiernym dobru. W miłosnej uwadze objawia się to, co godne miłowania, zwłaszcza ten, który jest Miłością. Miłością obejmuje się całą rzeczywistość i gruntowne dobro, jakie w niej tkwi. Rzeczywistość staje się ze wszech miar godna miłości. W modlitwie otwierają się oczy na miłość i rzeczywistość. Otwierają się bramy miłowania i zmienia się przede wszystkim poczucie czasu, jak u małej Teresy: „Mamy zaledwie krótkie chwile naszego życia, aby kochać Jezusa”. Czas modlącego zagęszcza się obecnością Boga, tężeje Bogiem, wyściela się dla Niego. Czas staje się czymś najdroższym, ponieważ dokonuje się podstawowe odkrycie: już tu i teraz, nie czekając na nic, można żyć dla Boga i Nim się cieszyć. Modlitwa otwiera oczy, by miłować. W jej płomiennych źrenicach dojrzewa pełnia człowieka.

W miłosnej uwadze człowiek dostępuje niezwykłej łaski, najbardziej rozległej formy wolności – przestaje myśleć o sobie, zapatrzony nade wszystko w Boga. Potrafi wydobywać Go z rzeczywistości, tropić Jego ślady, odnajdywać w szczelinach codziennych spraw. Człowiek wodzi za Bogiem, przyciągany i podbijany przez Niego, powodowany pasją bliskości, zamienia siebie w jedną, niecierpliwą, budzącą się nocą tęsknotę. Człowiek rozmodlony staje się powrotem stworzenia do Stwórcy.


Bóg modlitwy – odpoczynkiem i spotkaniem


Modlitewna miłość, choć czasem przemierza drogi krzyżowe, ostatecznie odnajduje status oblubieńczy. Po przejściu pól bitewnych, czasu oczyszczenia, można dotrzeć do komnat Oblubieńca. Jest ona jak radość poranków wyśnionych. Bł. Elżbieta z Dijon przywołuje taki wymiar modlitwy: „Ona jest odpoczynkiem, wytchnieniem. Po prostu przychodzimy do Tego, którego kochamy, i jak małe dziecko w ramionach matki trwamy przy Nim, pozwalając mówić sercu”.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...