Będzie źle czy będzie dobrze? O przyszłości polskiej religijności

Czy musimy iść drogą pustoszenia kościołów? Nie. Ale nie jest wcale wykluczone, że nią pójdziemy… Moją odpowiedzią na tytułowe pytanie o przyszłość Kościoła w Polsce jest trudna nadzieja. Nadzieja to jednak nie tylko optymizm. To także zaufanie do „czynnika nieprzewidywalnego”, jakim jest Duch Święty. Obecni, 1/2009



10) Paradoksalnie – szansą na pogłębienie polskiej religijności mogą być nadchodzące przemiany kulturowe. Nieunikniony wydaje się dalszy wzrost pluralizmu społecznego i kulturowego. Nie trzeba się go jednak obawiać – przecież taka sytuacja może tylko motywować wielu katolików do zdecydowanego samookreślenia się, do świadomego, a nie tylko kulturowego wyboru wiary. Może zatem najważniejszą szansą dla polskiego katolicyzmu jest po prostu wolność? Może uda się przedstawić kolejnym pokoleniom Polaków wiarę jako najpiękniejszą propozycję dla ludzkiej wolności?

Nie musi być dobrze

Skoro jest tak dobrze, to skąd tak liczne obawy? Nawet jeśli uznać, że obecnie jest dobrze, to wcale nie musi być tak samo dobrze w przyszłości. Dlaczego nie mają racji bezkrytyczni optymiści? Znowu podam tu kilka istotnych, jak sądzę, argumentów.

1) Bo nie bardzo wiemy, JAK być Kościołem. Po odejściu Jana Pawła II wyraźnie pojawił się w naszym Kościele kryzys przywództwa. Brakuje wyraźnych rozstrzygnięć w sytuacjach napięć i niepokojów. Nie ma zwłaszcza jasnej wizji Kościoła, jaką mielibyśmy w przyszłości wcielać w życie. A bez wizji nie ma życia – można przetrwać, ale nie rozkwitać.

2) Groźnym zjawiskiem jest fakt, że dominujący społecznie model polskiego katolicyzmu jest gorąco niechętny modernizacji, a modernizacja jest obecnie kluczową potrzebą polskiego społeczeństwa. Przy niskich zdolnościach kreowania pozytywnego medialnego wizerunku Kościoła, może zatem powstać wrażenie, że bycie człowiekiem wierzącym należy do świata i kultury, która odchodzi i przemija, a człowiek nowoczesny ma się wyzwolić od wiary. Kościół ze wszelkich sił powinien walczyć z tym fałszywym stereotypem. Najpierw jednak należałoby go zwalczyć we własnych szeregach…

3) Niebezpieczne są wszelkie bliskie związki ołtarza z tronem. Wiadomo, że długofalowo na takim sojuszu Kościół zawsze traci, jest bowiem utożsamiany z jedną opcją polityczną. Trafnie zdiagnozował to kiedyś Jarosław Kaczyński (w roku 1992), mówiąc, że najkrótsza droga do dechrystianizacji Polski prowadzi przez ZChN.

Sam jednak – z przyczyn wyraźnie politycznych – jako premier skrzętnie realizował tę wizję, sprzymierzając się ze środowiskami skupionymi wokół Radia Maryja. Pokusa „podczepiania się” partii politycznych pod autorytet Kościoła jest w Polsce silna i wcale nie jest ograniczona do partii konserwatywnych. Ludzie Kościoła czasem wpadają w tę pułapkę (niekiedy sami ochoczo w nią wchodzą), czyniąc wielką szkodę uniwersalności przesłania Kościoła.

4) Przestrogą dla Polski są przypadki bardzo szybkiej laicyzacji krajów, które były jeszcze niedawno ostoją wiary katolickiej, a ich mieszkańcy uważali się pod tym względem za wyjątkowych. Tak było m.in. w Irlandii czy Quebeku, gdzie kościoły opustoszały w ciągu jednego pokolenia. Analizujący ten ostatni przypadek ks. Andrzej Draguła zwraca uwagę przede wszystkim na konformizm kulturowy.

Katolicyzm quebecki nie opierał się na osobistym wyborze, ale na konformizmie i zwyczaju. Podobnie stało się z sekularyzacją, która nie była skutkiem osobistych decyzji, ale konformistycznym poddaniem się modzie. Mówiąc krótko, ktoś stawał się katolikiem, bo wszyscy nimi byli, przestawał nim być, bo wszyscy przestawali.



«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...