Czy musimy iść drogą pustoszenia kościołów? Nie. Ale nie jest wcale wykluczone, że nią pójdziemy… Moją odpowiedzią na tytułowe pytanie o przyszłość Kościoła w Polsce jest trudna nadzieja. Nadzieja to jednak nie tylko optymizm. To także zaufanie do „czynnika nieprzewidywalnego”, jakim jest Duch Święty. Obecni, 1/2009
Pytanie o przyszłość polskiej religijności jest coraz częściej zadawane. Istnieją nań obecnie dwie skrajne odpowiedzi. Upraszczając rzecz bardzo, można by je przedstawić następująco:
Wszystko się wkrótce posypie. Jakoś przetrzymaliśmy pierwsze kilkanaście lat po upadku komunizmu, ale wtedy był Papież-Polak. Teraz – po śmierci Jana Pawła II polskie kościoły będą szybko pustoszały. Bez trafnych wskazówek z Watykanu sami sobie nie poradzimy. Młodzi już obecnie stopniowo znikają z pola widzenia Kościoła i będą znikać jeszcze szybciej… Innymi słowy, nie będziemy Chrystusem narodów, raczej papugą – teraz zapewne poważnie dotknie nas, tak jak i inne kraje europejskie, sekularyzacja.
Grozi nam, a wręcz niemal pewna jest przyspieszona laicyzacja, odchodzenie od wiary i spadek wpływu religii na życie. Trudno zresztą się temu dziwić, skoro zawsze wiara Polaków była bardzo powierzchowna. Okoliczności zewnętrzne utrzymywały wysoki stan polskiej religijności, ale nie może to trwać wiecznie. Zwolennicy tego typu myślenia zakładają – choć nie formułują tego wprost – że skoro „Polska zawsze mierna”, to i w przyszłości będzie mierna…
Nic istotnego się nie zmieni, bo Polonia semper Fidelis, czyli „Polska zawsze wierna”. Przetrzymaliśmy potop szwedzki, przetrzymaliśmy sowiecki, przetrzymamy i liberalny. Zdrowy trzon narodu trwa przy Kościele i trwać będzie. Skoro dodatkowo naród polski został w XX wieku wyróżniony przez Opatrzność tak wielkim synem jak Jan Paweł II, to dziwne byłoby, gdybyśmy nie potrafili przezwyciężyć także nowych problemów, jakie się wkrótce pojawią.
Badania socjologiczne pokazują przecież specyfikę polskiej religijności i jej stabilność po przemianach roku 1989. Dlaczego teraz zaangażowanie religijne Polaków miałoby nagle spadać? Przecież wielokrotnie mogliśmy zobaczyć, jak mocna jest polska wiara, jak potężne mamy zaplecze duchowości, jak wielki pozytywny potencjał tkwi w polskiej młodzieży.
Mogłoby się komuś wydawać, że tak zarysowany spór to różnica punktów widzenia między optymistami a pesymistami – czyli ludźmi, którzy patrzą na tę samą rzeczywistość, a różnią się jedynie tym, co widzą… Nie chodzi tu jednak tylko o różnicę emocjonalnego nastawienia do rzeczywistości. Już na pierwszy rzut oka widać, że obie odpowiedzi – choć schematyczne, skrajnie odmienne i w oczywisty sposób przejaskrawione – są jednak w pewnej mierze racjonalnie uzasadnione. Stoją za nimi argumenty, stoi za nimi doświadczenie Polski, w której wierność i mierność stale się przeplatają.
Jak zatem przekroczyć ten spór? Jak wziąć pod uwagę rzeczywiste zagrożenia, przed którymi przestrzegają pierwsi, i jak ocalić rzeczywiste dobro, które dostrzegają drudzy? Myślę, że trzeba popatrzeć na rzeczywistość polskiej wiary i Kościoła, widząc powody i do niepokoju, i do nadziei.
Potrzeba spojrzenia integralnego – nazwałbym je: spojrzenia z trudną nadzieją. Tak rozumiana nadzieja jest świadoma licznych przeszkód, zwłaszcza naszych polskich słabości i ograniczeń. Czasami może to być nawet nadzieja wbrew nadziei. Wszyscy mamy przecież świadomość, jak wielkim i trudnym wyzwaniem dla naszego Kościoła jest przyszłość.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.