Birma w czerwieni

Czy to już rewolucja? Tygodnik Powszechny, 7 października 2007




W tym sensie przynajmniej część birmańskich klasztorów okazała się kuźnią opozycyjnych kadr, a słynne świątynie – jak pagody Szwedagon czy Sule w Rangunie – stały się ogniskami protestów. Charakterystyczne, że gdy tysiące mnichów wyległo na ulice, recytując słowa „Metta Sutry" o powinnościach tego, który zna dobro i ścieżki pokoju, „świeccy" manifestanci tworzyli wokół nich ochronne kordony, jakby przeczuwając zagrożenie dla tej bezbronnej awangardy.

Zdjęcia mnichów kucających przed wojskowymi barykadami są wymowne. Tak jak późniejsze zdjęcia zakrwawionych podłóg w spacyfikowanych klasztorach, gdy w konfrontacji z językiem pokojowego protestu generałowie znów odwołali się do siły. W Rangunie i Mandalay, dawnej stolicy Górnej Birmy, użyto broni, padli zabici. Nie wiemy, co działo się w innych ośrodkach, jak Bago czy Sittwe w stanie Arakan, gdzie – jak podawał portal Irrawaddy – swój sprzeciw manifestowała prawie cała stutysięczna ludność, włącznie z miejscowymi muzułmanami.


Mgła informacyjna


Trwająca teraz blokada informacyjna nie jest szczelna, ale na tyle skuteczna, że utrudnia ocenę sytuacji. Z dotychczasowych, szczątkowych doniesień można wnosić, że większość mnichów poparła oddolny ruch protestu przeciw polityce władz. Na razie też, mimo brutalności policji i wojska, władze nie zdecydowały się na ludobójcze metody, które zastosowano w 1988 r. Nadzieja, że historia nie musi się powtórzyć, nie jest bezzasadna; w końcu i opozycja, i generałowie mieli sporo czasu, by wyciągnąć wnioski z tamtej tragicznej lekcji.

Wydaje się, że dalszy rozwój wypadków będzie zależeć od dwóch czynników wewnętrznych, poza oczywistymi czynnikami zewnętrznymi, takimi jak zachowanie najważniejszych partnerów junty – w Pekinie, Moskwie, Delhi czy Bangkoku. Z jednej strony będzie to stanowisko buddyjskiej hierarchii, która nie jest monolitem. Wciąż mam w pamięci rozmowy z mnichami z Mandalay, nieszczędzącymi szyderstw pod adresem tych przedstawicieli sangghi (hierarchii), których reżim – jak to określali – „miał w swojej kieszeni".

Po ostatnich wydarzeniach jest jednak mało prawdopodobne, by „koncesjonowani" mnisi zdobyli szerszy posłuch w kraju. A po drugiej stronie konfliktu kluczową kwestią będzie spójność armii: także ona nie jest wolna od podziałów, a opozycja podobno zabiegała o poparcie młodszych oficerów i podoficerów. Ci ostatni znajdują się tak nisko w mafijnej hierarchii wojskowych władz, że nie czerpiąc z tego wystarczających profitów, mogą się w sytuacji granicznej zawahać, jeśli przyjdzie im wybierać między lojalnością wobec generała Than Shwe i rodakami.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...