Kamyczek u nogi

O czym są nasze kazania: o Ewangelii wolności czy zniewolenia. Tygodnik Powszechny, 18 listopada 2007



Nie katechizm, lecz motywacja


W naszym kaznodziejstwie brakuje tej perspektywy. Dominuje inna: etyczna i ideologiczna. „To jest tendencja moralistyczna, skłaniająca do tego, by całą treść przekazu religijnego sprowadzić do jednoznacznych pouczeń etycznych. Wiara tymczasem, choć ma swój istotny etyczny wymiar, nie jest moralnością" – pisze Bartoś. I ma rację. Czym jest wiara, przypomniał Benedykt XVI w encyklice pod znamiennym tytułem „Deus caritas est": „Uwierzyliśmy miłości Boga – tak chrześcijanin może wyrazić podstawową opcję swego życia. U początku bycia chrześcijaninem nie ma decyzji etycznej czy jakiejś wielkiej idei, jest natomiast spotkanie z wydarzeniem, z Osobą, która nadaje życiu nową perspektywę, a tym samym decydujące ukierunkowanie". Wiara jest więc odpowiedzią na miłość Boga do człowieka. Trzeba pamiętać, że jest to miłość uprzednia i bezinteresowna: taka miłość, która w żaden sposób nie jest owocem naszych starań. To miłość, na którą się nie zasługuje, bo Bóg ukochał nas pierwszy, gdy byliśmy jeszcze grzesznikami.

Z takiego rozumienia wiary wynikają konsekwencje dla kaznodziejstwa. W jednej z diecezji pytali mnie kapłani, czy nie należałoby powrócić w ramach niedzielnych homilii do przepowiadania katechizmowego podzielonego na trzy etapy: credo, przykazania, sakramenty; wiedza religijna ludzi bowiem jest coraz mniejsza. Moja odpowiedź brzmi: nie. Bez przepowiadania fundamentu, tzn. orędzia o Bożej miłości, będziemy głosili ideologię, moralizm i rytualizm, a chrześcijaństwo nie jest niczym takim, lecz nową egzystencją. Polskiemu Kościołowi potrzebne jest przepowiadanie kerygmatyczne, albo – mówiąc prościej – motywacyjne.

Wierni w naszych kościołach jeszcze są. Przychodzą na Mszę niedzielną. Bardzo często nie wiedzą jednak, dlaczego. A Msza jest często jedyną okazją do przepowiadania Ewangelii ludziom dorosłym. Dzisiaj mówi się dużo o syndromie wiary bez przynależności, wiary bez Kościoła, tzw. wiary bezdomnej. Polskim katolikom grozi coś zgoła przeciwnego: syndrom przynależności bez wiary. Wciąż deklarują się jako wierzący, identyfikują się z instytucją Kościoła, przynoszą dzieci do chrztu, znają przykazania i główne prawdy wiary (gorzej), często jednak nie potrafią uzasadnić nadziei, jaka w nich jest. Im trzeba głosić fundament, wzmacniać motywację, prowokować do decyzji. Nie da się jednak tego zrobić, zaczynając od nauczania katechizmu i prawdy o wiecznym potępieniu.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...