Między apostazją a wiernością. Tygodnik Powszechny, 18 listopada 2007
Na początku powiedziałbym nieco prowokacyjnie: dobrze, że istnieje taka możliwość. Jeśli poważnie traktuję wiarę człowieka, to zakładam, że podjął decyzję kroczenia drogą Chrystusa. Jeśli w swoim sumieniu rozstrzygnął, że nie chce należeć do Kościoła, to jego wybór przyjmuję z równym szacunkiem. W naszym kraju istnieje jednak potężna grupa katolików kulturowych. Urodzili się w katolickich rodzinach, zostali ochrzczeni, przystąpili do Pierwszej Komunii i bierzmowania. Ich śluby i pogrzeby związane są z rytuałami religijnymi. Tylko że te fakty nie wynikają z dojrzałego namysłu, lecz z obyczajowego nawyku. Na co dzień się nie modlą, we Mszy św. uczestniczą od wielkiego dzwonu. Nawet tak osobisty sakrament jak spowiedź są w stanie przetrwać, wypowiadając wyuczone w dzieciństwie formułki i cierpliwie czekając, aż ksiądz przestanie się czepiać. Może jeśli jasno określi się sposób dokonania apostazji, a o przynależności do Kościoła decydował będzie świadomy wybór, do sakramentów nie będą przystępować ludzie praktycznie niewierzący? Może wspólnota uczniów Chrystusa stanie się wtedy wyraźniejszym znakiem, nabierze większego dynamizmu, a tożsamość wynikająca z bycia katolikiem będzie miała bardziej ewangeliczne konotacje?
Od razu jednak chciałbym zrównoważyć tę pochwałę wyboru ostrzeżeniem przed konsekwencjami wynikającymi ze zgody na zbyt łatwą apostazję. Przykładem niech będzie historia Jacka i Agatki, którzy przygotowywali się do ślubu. Jacek miał wątpliwości w wierze, więc stwierdził, że trzeba o nich uczciwie powiedzieć księdzu, który spisywał protokół przedślubny. Nie potrafił określić siebie ani jako człowieka wierzącego, ani jako niewierzącego, a co za tym idzie wypowiedzieć fragmentu przysięgi małżeńskiej: „Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci". Niezdecydowanie narzeczonego sprawiło, że ksiądz zaczął namawiać go do podpisania aktu apostazji. Forma zawierania małżeństwa przewiduje bowiem, że albo się jest wierzącym, albo niewierzącym.
Nie ma kategorii „wątpiący", a przez to wymusza się na ludziach niepotrafiących jasno się zdeklarować apostazję albo konieczność wypowiadania słów, z którymi się nie utożsamiają. W przypadku Jacka sprawę załatwiono szybko i bezboleśnie. Duszpasterz nawet nie próbował usłyszeć, o jakie wątpliwości chodzi, nie starał się pomóc przezwyciężyć trudności wiary.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.