Dokonać pojednania w samym sobie, nie zrywając komunii z kimkolwiek: oto droga, którą utorował brat Roger. Droga delikatna, wymagająca. Tygodnik Powszechny, 21-18 grudnia 2008
Spuścizna brata Rogera jest ogromna. To droga zaufania. Słowo „zaufanie” nie było dla brata Rogera wyrażeniem łatwym. Niesie za sobą wezwanie: przyjąć z wielką prostotą miłość, jaką Bóg darzy każdego z nas, żyć tą miłością i podjąć ryzyko, jakie to za sobą niesie.
Przypowieść o komunii
Szukanie pojednania między chrześcijanami nie było dla brata Rogera przedmiotem refleksji, lecz koniecznością. I wydawało mu się coraz bardziej oczywiste, że pojednanie jest możliwe. Największe znaczenie miało dla niego życie Ewangelią i dzielenie się tym z innymi. Ale Ewangelią żyć można jedynie razem. Podziały nie mają sensu.
Już będąc młodym człowiekiem, przeczuwał, że życie we wspólnocie mogłoby być znakiem pojednania: bo takie życie staje się znakiem. Dlatego postanowił zgromadzić mężczyzn szukających nade wszystko pojednania. Pierwsze powołanie Taizé to – jak to zwykł nazywać brat Roger – tworzyć „przypowieść o komunii”, niewielki widzialny znak jedności.
Brat Roger pochodził z rodziny protestanckiej; życie monastyczne w Kościele Reformacji zanikło. Założył wspólnotę, która czerpie z wielkiej tradycji Kościoła bez podziałów, ponad protestantyzmem. Chodziło o wspólnotę, która przez samo tylko istnienie nawiązuje w sposób nierozerwalny do tradycji monastycznej, żywej w Kościele katolickim i w Kościołach Wschodu.
Chciał, by ta wspólnota była blisko ludzi doświadczonych przez życie. W 1940 r. opuścił rodzinną Szwajcarię, by osiąść w dotkniętej wojną Francji. Zaszył się w wiosce Taizé, niedaleko Cluny, i niemalże natychmiast zajął się ukrywaniem uchodźców, szczególnie Żydów.
Życie modlitwą nie może przysłaniać problemów świata. Przeciwnie, napisze później: „Nie ma nic bardziej odpowiedzialnego niż modlitwa”.
Wielokrotnie słyszałem, jak brat Roger mówił: „Założycielem Taizé jest Jan XXIII”. Pod koniec życia papież Jan, mówiąc bratu Rogerowi o miejscu Taizé w Kościele, zakreślił ręką łuk i powiedział: „Kościół katolicki tworzą coraz to szersze kręgi”. W którym z kręgów widział naszą wspólnotę – nie sprecyzował. Ale brat Roger zrozumiał, że papież umiejscowił nas wewnątrz tych kręgów – i że to, co najistotniejsze, już się dokonało.
Staramy się realizować wizję papieża Jana. Dokonać pojednania w samym sobie, nie zrywając komunii z kimkolwiek: oto droga, którą utorował brat Roger. Droga delikatna, wymagająca. Nieustannie ją zgłębiamy.
Bóg złączony z każdym człowiekiem
Nadal żyjemy przekonaniami brata Rogera. Chciałbym wymienić dwa z nich. Pierwsze wywodzi się ze słów, które lubił powtarzać: „Bóg złączony jest z każdym człowiekiem, bez wyjątku”. Brat Roger nosił w swoim sercu wszystkich ludzi, każdy naród. Ufność w obecność Boga w każdym człowieku jest nośnikiem naszej służby.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.